"Przywiązuję się do ludzi i do miejsc"
- II szkoleniowiec ZAKSY, Sebastian Świderski
Sebastian Świderski po dwóch miesiącach rozłąki podpisał umowę z Zaksą Kędzierzyn-Koźle. Do naszego klubu wraca w roli asystenta nowego trenera Daniela Castellaniego i będzie obowiązywał go dwuletni kontrakt.
Łukasz Baliński: Wraca pan do Zaksy. Spełniło się marzenie kędzierzyńskich kibiców, pańskie także?
Sebastian Świderski: Oczywiście. Tym bardziej, że w moim przypadku to jest powrót do rodziny, bo przecież jak wyjeżdżałem do Kielc to ją tutaj zostawiłem, do znajomych, do tutejszych kibiców, którzy bardzo chcieli żebym wrócił. I także w tej kwestii się cieszę, że spełniłem ich chęci i prośby.
Ł. Baliński:Nie boi się pan wchodzić po raz trzeci do tej samej rzeki?
S. Świderski: Nie jestem przesądny. Zresztą nigdy, o czym świadczy choćby mój numer [13 - przyp. red.], nie patrzę w ten sposób. Ja jednak przywiązuje się do miejsc i ludzi i nie jest to dla mnie żadnym problemem, że po raz trzeci będę pracował w tym klubie.
Ł. Baliński: Rozmawiał już pan z Castellanim o podziale obowiązków?
S. Świderski: Na ten temat jeszcze nie. Na razie dyskutowaliśmy na temat budowania zespołu, jak on ma wyglądać, jaki ma być trzon, kto, na jakich pozycjach i w którym kierunku szukać odpowiednich zawodników. A trzeba to robić jak najszybciej, bo przecież jest teraz gorący okres transferowy.
Ł. Baliński: Z argentyńskim szkoleniowcem współpracowaliście razem w reprezentacji. Jaki to szkoleniowiec i człowiek?
S. Świderski: To przede wszystkim człowiek, który nie ma wrogów. Jest bardzo otwarty, życzliwy i zawsze uśmiechnięty. Bardzo dużo tłumaczy, stara się dużo przekazać swojej wiedzy, omawiając czy też pokazując różne ćwiczenia i zagrania. Rzadko się go spotykało w sytuacjach, że krzyczał czy też denerwował się. Jest raczej człowiek zrównoważonym. Ja go mogę odebrać w samych superlatywach, chociaż tak naprawdę też nie za dużo czasu z nim spędziłem, ponieważ w pierwszym roku jego pracy zerwałem Achillesa, w następnym nie wróciłem do formy po kontuzji i spędziłem z nim wówczas tylko miesiąc. Po roku czasy się spotkaliśmy się, przywitaliśmy bardzo życzliwie i porozmawialiśmy, powspominaliśmy, także nie mogę na jego temat powiedzieć złego słowa.
Ł. Baliński: A jak pan wspomina okres pracy w Farcie Kielce?
S. Świderski: Jestem z tego czasu bardzo zadowolony i dziękuje wszystkim których tam poznałem. Muszę się przyznać, że zostałem niezwykle pozytywnie zaskoczony jeżeli chodzi o klub, zawodników, o to jak to się tam wszystko potoczyło. I o całą atmosferę wokół drużyny i kibiców.
Ł. Baliński: Teraz, jako trener, wraca pan do drużyny w której niedawno grał. Nie ma obaw, że np. Paweł Zagumny nie będzie pana słuchał?
S. Świderski: To jest kwestia nie tego czy słuchać czy nie, bo powinniśmy zdawać sobie sprawę, że każdy ciągnie w tym samym kierunku i każdy chce osiągnąć sukces. Jeżeli tego nie będzie w zespole, to tego zespołu się nie zbuduje. Jeżeli ktoś tego nie będzie rozumiał, to nie będzie tej drużynie potrzebny. Jakoś damy radę z określeniem wzajemnych relacji, ale damy sobie radę (śmiech).. To już nie są czasy komuny, gdzie był pan i robotnik. Tutaj wszyscy jesteśmy kolegami i ludźmi, którzy będą chcieli osiągnąć razem ten sam cel: sukces.
Źródło: gazeta.pl/opole
|