PLS SEZON 2006/2007
KLASYFIKACJA KOŃCOWA
1. |
Skra Bełchatów |
2. |
Jastrzębski Węgiel |
3. |
PZU AZS Olsztyn |
4. |
AZS Częstchowa |
5. |
Resovia Rzeszów |
6. |
Mostostal Kędzierzyn |
7. |
Jadar Radom |
8. |
Politechnika Warszawa |
9. |
Delecta Bydgoszcz |
10. |
Gwardia Wrocław |
POSEZONOWE REFLEKSJE
Przed rozpoczęciem sezonu fachowcy spodziewali się, że ton rozgrywkom nadawać będą cztery drużyny: Skry, PZU AZS, Wkręt Metu oraz Jastrzębskiego Węgla. Tymczasem liga okazała się nadspodziewanie ciekawa i wyrównana. Owszem, faworyci nie zawiedli i w komplecie awansowali do strefy medalowej, ale ich dominacja nie była aż tak wielka jak powszechnie oczekiwano.
Z potentatów jedynie działacze Skry mogą się czuć usatysfakcjonowani. Ich zespół wywalczył Puchar Polski i mistrzostwo kraju. Spory niedosyt natomiast czują z pewnością w Jastrzębiu i Olsztynie, bo przed rozpoczęciem rozgrywek tamtejsi działacze nie szczędzili pieniędzy na zbudowanie mocnych zespołów. Zwłaszcza szefowie Jastrzębskiego Węgla byli niezwykle aktywni na rynku transferowym. Trzech wicemistrzów świata: Daniel Pliński, Grzegorz Szymański i Łukasz Kadziewicz, jeden z najlepszych polskich siatkarzy, Dawid Murek oraz doświadczony rozgrywający reprezentacji Bułgarii, Nikołaj Iwanow mieli zapewnić jastrzębianom złoto. Tymczasem runda zasadnicza to jedno wielkie pasmo niepowodzeń i nic dziwnego, że działacze zdecydowali się na zmianę trenera. Ryszarda Boska zastąpił Włoch Tomaso Totolo. Pierwsza runda play off także nie zapowiadała nadejścia lepszych czasów.
Tylko jedna piłka dzieliła jastrzębian od kompromitacji z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle. Dramatyczna pierwsza runda play off pomogła jednak siatkarzom ze Śląska. Skonsolidowała ich i wreszcie zaczęli tworzyć drużynę, bo wcześniej częściej kłócili się ze sobą niż wspomagali w trudnych chwilach. O tym, że podopiecznych trenera Totolo stać było na wywalczenie złota pokazały kolejne spotkania. W półfinale bez problemów rozprawili się z PZU AZS Olsztyn, a w finale napsuli sporo krwi faworyzowanej Skrze. Gdyby nie własne, proste błędy wynik decydującej batalii mógł być odwrotny. - Męczyliśmy się w tym sezonie okropnie. Przykre jest to, że ja Łukasz i Grzesiek przez 12 miesięcy zdobyliśmy trzy srebrne medale. To trochę bolesne. Jesteśmy chyba skazani na to drugie miejsce. Chyba czas wyjeżdżać z kraju - smucił się Daniel Pliński, środkowy Jastrzębskiego Węgla.
Jeszcze smutniejsze nastroje niż w Jastrzębiu panują w Częstochowie. Miejscowy Wkręt Met po raz drugi z rzędu nie wywalczył żadnego medalu. Na nic zdał się amerykański zaciąg. Brook Billings i Philip Eatherton grali na przyzwoitym poziomie, natomiast całkowicie zawiódł Riley Salmon. Amerykanin nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie, na boisku pojawiał się rzadko i przedwcześnie opuścił Częstochowę. Szefowie klubu znacznie więcej oczekiwali też po Andrzeju Stelmachu i Robercie Szczerbaniuku. Obaj w poprzednim sezonie błyszczeli w Bełchatowie, tymczasem po przeprowadzce do Częstochowy całkowi stracili formę. Nie zawiódł jedynie Krzysztof Gierczyński. Doświadczony siatkarz po raz kolejny potwierdził, że należy do najlepszych przyjmujących w kraju. Dzielnie go wspierali Marcin Wika i Piotr Gacek, ale to było zbyt mało, aby wywalczyć choćby brąz.
Niewiele brakło a zakończony sezon byłby bardzo udany dla Mostostalu Kędzierzyn-Koźle. W rundzie zasadniczej podopieczni trenera Andrzeja Kubackiego nie prezentowali zbyt wysokiej formy. W pewnym momencie, po kolejnych porażkach, szefowie klubu zastanawiali się nawet nad zdymisjonowaniem szkoleniowca. Słabiej niż oczekiwano spisywali się czeski rozgrywający, Petr Zapletal, Niemiec, Eugen Bakumovski i as atutowy kędzierzynian, Marcel Gromadowski.
Wszystko to zmieniło się w play-off. Do decydującej rozgrywki zawodnicy Mostostalu przystąpili z szóstej pozycji. W pierwszej rundzie czekał na nich faworyzowany Jastrzębski Węgiel. Mało kto przypuszczał, że kędzierzynianie mogą podjąć walkę z naszpikowaną gwiazdami ekipą z Górnego Śląska. Tymczasem rywalizacja przybrała nieoczekiwany przebieg. W zespole z Kędzierzyna pierwsze skrzypce grali młodzi: Bartek Kurek i Jakub Jarosz. Dzielnie wspierał ich doświadczony Marcin Nowak oraz Zapletal. W czwartym spotkaniu, w hali w Kędzierzynie doszło do niespodziewanych wydarzeń. W tie-breaku tylko jeden punkt dzielił kędzierzynian od wygraniu meczu i awansu do strefy medalowej. Mimo, że mieli piłkę w górze, nie zdołali zdobyć upragnionego punktu. Później długo nie mogli uwierzyć, że nie zdołali wygrać spotkania. Nie doszli do siebie już do końca sezonu.
Wydaje się jednak, że miejsce w środku tabeli jest adekwatne do potencjału drużyny. W kolejnych latach może być znacznie lepiej. Muszą być jednak spełnione dwa warunki: szefowie klubu powinni zatrzymać podstawowych graczy, a młodzi siatkarze muszą się nadal rozwijać w takim tempie jak dotychczas.
Zadowoleni powinni być też szefowie i fani Resovii Rzeszów, bo był to najlepszy sezon od dwudziestu lat w historii rzeszowskiej siatkówki. Drużyna bez gwiazd, wielkich nazwisk, nawiązała równorzędną walkę z potentatami Zwłaszcza runda zasadnicza była znakomita w wykonaniu podopiecznych Jana Sucha. Przez kilka kolejek zajmowali nawet pierwsze miejsce w tabeli i okrzyknięto ich rewelacją rozgrywek. Ostatecznie skończyło się na piątym miejscy i awansie do europejskich pucharów, choć w trakcie sezonu apetyty kibiców znacznie wzrosły.
Trener Jan Such potrafił wykrzesać z zawodników wszystko, co najlepsze. Zdołał stworzyć zgrany kolektyw, świetnie rozumiejący się na boisku. W zespole nie było zdecydowanego lidera. Przez cały sezon najrówniej prezentował się Łukasz Perłowski. Młody środkowy imponował grą w bloku, był skuteczny w ataku i dysponował trudną zagrywką. Nic dziwnego, że został dostrzeżony przez opiekunów reprezentacji Polski i znalazł się w szerokiej kadrze. Opiekun Resovii mógł zawsze też liczyć na libero, Duszana Kubicę. Słowak w Polsce gra już od kilku lat i w Rzeszowie potwierdził, że jest jednym z najlepszych siatkarzy na tej pozycji w Polskiej Lidze Siatkówki. Dokładne przyjęcie zagrywki, umiejętność ustawiania się - to główne zalety Kubicy (...)
W drużynach pojawiło się wielu młodych, uzdolnionych zawodników. W Mostostalu znakomicie spisywali się dziewiętnastoletni Bartosz Kurek i o rok starszy Jakub Jarosz. W Wielu spotkaniach byli pierwszoplanowymi postaciami. Swoją gra fachowców oczarował też dwudziestoletni Bartosz Janeczek z Gwardii Wrocław. Wprawdzie jego zespół spadł do I ligi, ale do niego akurat nikt nie może mieć pretensji. Grał bez kompleksów. Nieźle przyjmował i był skuteczny w ataku. Na parkietach PLS z dobrej strony pokazali się jeszcze Marcin Możdżonek, Patryk Czarnowski, Łukasz Perłowski, Grzegorz Łomacz, Michał Kamiński oraz Piotr Nowakowski.
Źródło: Super Volley
TERMINARZ
Faza zasadnicza