Puchar Polski 2010
Podobnie jak w poprzednim roku w turnieju finałowym Pucharu Polski, który rozgrywany był 23 i 24 stycznia 2010 roku w Bydgoszczy, wystąpiły cztery zespoły: Resovia Rzeszów, która sensacyjnie wyeliminowała Skrę Bełchatów, mistrza Polski i obrońcę tego trofeum, oraz Jastrzębski Węgiel, Delecta Bydgoszcz i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.
Kędzierzynianie w drodze do tego turnieju spotkali się z drugoligowym MMKS-em MOS-em Będzin, który niespodziewanie wyeliminował AZS Częstochowa 3:1(25:21,25:22, 25:27, 26:24). W półfinałach niebiesko-biało-czerwoni zmierzyli się z Jastrzębskim Węglem i po słabym meczu w swoim wykonaniu ulegli późniejszym zdobywcom Pucharu 3:0. W drugiej parze zwycięstwo odniosła Resovia.
Finał okazał się godnym wydarzeniem dla imprezy tej rangi. Po pięciosetowym pojedynku lepsi okazali się siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy po raz pierwszy w historii klubu zdobyli to cenne trofeum.
Autor: Janusz Żuk
Ćwierćfinał
Puchar Polski 2010
MKS MOS Będzin vs. ZAKSA Kędzierzyn
(15:25, 14:25, 16:25)
Składy:
MOS Będzin: Zborowski, Syguła, Dzierżanowski, Świechowski, Miller, Kantor, Potera (L) oraz Łapuszyński, Mędrzyk, Tomczyk;
ZAKSA: Jarosz, Masny, Szczerbaniuk, Gladyr, Ruciak, Sammelvuo, Mierzejewski (L) oraz Kacprzak, Kaźmierczak, Martin, Witczak, Pilarz.
Z pewnymi obawami oczekiwaliśmy spotkania ZAKSY z MOS-em Będzin w ćwierćfinałach Pucharu Polski po porażce Domexu Tytana Częstochowa z tym zespołem, ale nic złego się nie stało, bo kędzierzynianie w pełni profesjonalnie podeszli do tego występu i po wysokim zwycięstwie zrobili pierwszy krok do turnieju finałowego w Bydgoszczy. I chociaż do rozegrania pozostało jeszcze spotkanie rewanżowe na początku stycznia w Kędzierzynie, to jednak wygrana 0:3 i wysokie zwycięstwa w setach szeroko otworzyły nam drogę do Łuczniczki. Dobry nastrój psuje jedynie kontuzja Michała Ruciaka, który już na początku pierwszej partii poczuł ból w nodze podczas wyskoku i opuścił parkiet zmieniony przez Kamila Kacprzaka.
A całe spotkanie rozpoczęło się znakomicie dla ZAKSY, bo od prowadzenia 0:4 przy zagrywce Michała Masnego, gdy dwa razy zablokowany został Marcin Kantor, akcję skończył Kuba Jarosz, a jeden punkt bezpośrednio z zagrywki zdobył Słowak. Po chwili było już jednak 4:4: akcję ze środka skończył Arek Świechowski, Kantor na pojedynczym bloku zatrzymał Michała Ruciaka, a Zborowski posłał piłkę w pole i straty zostały odrobione. Jednak to był jedyny remis w tym secie. Kolejne punkty nasi zdobyli przy zagrywce Michała Ruciaka i na pierwszą przerwę techniczną ZAKSA schodziła, prowadząc trzema punktami. Kolejne punkty zdobyli nasi na kontrach, więc przewaga ZAKSY z trzech wzrosła do sześciu punktów. Pod koniec seta kilkoma znakomitymi blokami popisał się natomiast Jurij Gladyr, który dwukrotnie zatrzymał Millera i kędzierzynianie wygrali tę partię 15:25 po ataku Jakuba Jarosza.
W kolejnej partii kędzierzynianie prowadzili od początku do końca. Pierwszy punkt zdobył Kamil Kacprzak, a następnie nasi odskoczyli rywalom na 4:8, wygrywając kilka kontr. Po przerwie nasi rywale zaczęli popełniać proste błędy: Kantor zaatakował najpierw w taśmę, a po chwili posłał piłkę poza antenką (6:11), następnie Świechowski nie zmieścił się w parkiecie, a Gladyr zablokował Zborowskiego i było już 8:16. Przy stanie 9:18 trener Legień wziął czas, ale to nasi siatkarze zdobyli dwa punkty. Przy stanie 10:21 Krzysztof Stelmach dokonał kolejnych zmian: na parkiet wyszli Dominik Witczak za Kubę Jarosza, Grzegorz Pilarz za Michała Masnego i Terence Martin za Tuomasa Sammelvuo. Kamil Kacprzak zdobył kolejne punkty i ZAKSA prowadziła już 2:0.
Myliłby się ten, kto by sądził, że gospodarze w tym momencie złożyli już broń. Już na początku trzeciego seta skuteczną kiwką z II piłki popisał się Dariusz Syguła, następnie skuteczny atak skończył się Arek Świechowski, a z zagrywki zapunktował Kantor i gospodarze po raz pierwszy wyszli na dwupunktowe prowadzenie (3:1). Gdy długą akcję na punkt zamienił Zborowski, a Witczak posłał piłkę w aut, na tablicy było już 5:2. Kędzierzynianie jednak nie chcieli komplikować sobie sprawy i dlatego szybko przystąpili do kontrnatarcia. Dominik Witczak zrehabilitował się dwoma atakami, co w połączeniu z błędem ataku Dzierżonowskiego dało ZAKSIE remis. Kolejne punkty nasi siatkarze zdobyli za sprawą ataków Witczaka i Kacprzaka, a także zagrywki Martina i w ten sposób wyszli na prowadzenie 6:10. Od tej chwili siatkarze Krzysztofa Stelmacha przejęli znowu kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie.
Dwa bloki Wojtka Kaźmierczaka (na Zborowskim i Kantorze), a także błąd Zborowskiego i atak Martina z piłki przechodzącej dały naszym siatkarzom kolejne cenne oczka, które pozwoliły na powiększenie przewagi do 7 punktów (16:9). Tak wysoka przewaga okazała się już wystarczającym gwarantem do wygrania tej partii i meczu, tym bardziej, że zawodnicy ZAKSY z akacji na akcję powiększali dystans. Ostatecznie spotkanie zakończył efektownym atakiem Wojtek Kaźmierczak, ustalając wynik III partii na 16:25.
Tym samym nasz zespół pokazał, że wyciągnął wnioski z lekcji, jaką od zespołu z Będzina pobrali częstochowianie. Cierpliwość i doświadczenie to elementy, w których drużynaKrzysztofa Stelmacha przeważała nad rywalem i jak się okazało, wystarczyło to do pewnego, niezagrożonego ani przez chwilę zwycięstwa. Warto zaznaczyć także, że MVP spotkania wybrany został Tuomas Sammelvuo, który przez dwa sety bardzo skutecznie prezentował się zarówno w ataku jak i w bloku.
Autor: Janusz Żuk
Ćwierćfinał
Puchar Polski 2010
ZAKSA Kędzierzyn vs. MOS Będzin
(20:25, 25:14, 25:20, 25:17)
Składy:
ZAKSA: Jarosz, Masny, Szczerbaniuk, Kaźmierczak, Ruciak, Sammelvuo, Mierzejewski (L) oraz Pilarz, Gladyr, Martin, Witczak, Kacprzak;
MOS Będzin: Zborowski, Syguła, Dzierżanowski, Świechowski, Miller, Kantor, Potera (L) oraz Tomczyk, Mędrzyk, Łapuszyński, Laszczawski.
Tylko kataklizm mógł przeszkodzić kędzierzynianom w awansie do turnieju finałowego Pucharu Polski, bowiem ich przewaga po pierwszym spotkaniu była bardzo wysoka. Okazało się jednak, że na szczęście nic takiego się nie stało, a przyjezdni sprawili zawodnikom ZAKSY tylko małe "trzęsienie ziemi" w postaci dość wysoko wygranej pierwszej partii, ale później na parkiecie niepodzielnie panowali już gospodarze.
Słabe przyjęcie i spora ilość błędów zawodników Krzysztofa Stelmacha pozwoliły rywalom na rozwinięcie skrzydeł. Pierwsza partia po raz kolejny udowodniła, że w siatkówce nawet największe umiejętności nie są gwarantem zwycięstwa, jeśli brakuje odpowiedniej koncentracji. Na szczęście kędzierzynianie pokazali, że potrafią się zmobilizować i zostawić za sobą świąteczny wypoczynek, aby wrócić do gry o najwyższe cele i po pierwszym przegranym secie wygrali kolejne trzy.
Zawodnicy MOS-u Będzin wyraźnie nie poddali się po pierwszej porażce i wyszli na parkiet bardzo zmobilizowani. Już w pierwszych akcjach Kantor zapunktował atakiem i zagrywką, a jego koledzy zatrzymali blokiem Roberta Szczerbaniuka i Jakuba Jarosza (1:4). Trzypunktowe prowadzenie goście utrzymali jeszcze do przerwy technicznej, a następnie powiększyli je za sprawą bloku na Michale Ruciaku (6:10). Skonsternowani takim przebiegiem wydarzeń kędzierzynianie powoli zebrali się do odrabiania strat. Kontrę skończył Kuba Jarosz, następnie zablokowany został Zborowski, który po chwili zaatakował w aut i przewaga gości zmalała do dwóch oczek (12:14). Niestety, siatkarze ZAKSY niedługo utrzymali taki kontakt z przeciwnikiem, bowiem za moment dwukrotnie Marcin Kantor ze Świechowskim zatrzymali blokiem Kubę Jarosza i było już 14:19. Choć Kantor zaatakował w aut, a Ruciak ze Szczerbaniukiem skończyli po kontrze (18:20),
to jednak skuteczne akcje Damiana Zborowskiego sprawiły, że to goście cieszyli się z pewnego zwycięstwa w pierwszej odsłonie (20:25).
Po pierwszym secie trener Stelmach zgodnie z zapowiedziami przemeblował skład. Na parkiecie pojawili się Grzegorz Pilarz, Terence Martin i Jurij Gladyr, którzy wnieśli na boisko nieco ożywienia. Choć i tym razem goście szybko wyszli na prowadzenie za sprawą zagrywki Dariusza Syguły (1:3), to jednak dwa bloki kędzierzynian sprawiły, że ZAKSA przejęła inicjatywę (8:7). Po przerwie technicznej kontrę wykorzystał Sammelvuo, a Dariusz Syguła popełnił błąd odbicia i nasi siatkarze prowadzili już trzema punktami (11:8). Kolejne punkty kędzierzynianie zdobyli po błędzie Kantora i ataku Kaźmierczaka, co pozwoliło im wyjść na czteropunktowe prowadzenie (16:12). Od tej chwili nasi zawodnicy przejęli już całkowitą kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Dwa ataki Tuomasa Sammelvuo, a następnie cztery kolejne błędy gości sprawiły, że nasz zespół zwyciężył wysoko 25:15, zapewniając sobie tym samym wyjazd na turniej finałowy do Bydgoszczy.
Początek trzeciej odsłony należał do przyjezdnych, bowiem Sammelvuo przekroczył linię 3. metra, a Dominik Witczak zaatakował w aut (0:2). Na szczęście atakujący kędzierzynian szybko się zrehabilitował, wyrównując na 3:3, zaś punktowa zagrywka Martina dała naszemu zespołowi prowadzenie (4:3). Już po chwili zawodnicy ZAKSY powiększyli to prowadzenie, gdyż najpierw kontrę wyprowadził Dominik Witczak, a następnie Martin dwukrotnie zapunktował atakiem (10:7). Trzypunktowe prowadzenie kędzierzynian utrzymało się aż do przerwy technicznej (16:13). W końcówce nasi zawodnicy zwiększyli swoją przewagę za sprawą błędu przełożenia po stronie zespołu z Będzina oraz bloku na Kantorze. Ostatni punkt w tej partii zdobył Dominik Witczak, posyłając asa (25:20).
Trzecia odsłona rozpoczęła się od udanej serii kędzierzynian. Błędy ataku Kantora i Zborowskiego w połączeniu z atakiem Martina i blokiem na Zborowskim dały ZAKSIE prowadzenie 4:0. Następnie, po dotknięciu siatki przez Wojtka Kaźmierczaka, nasi zawodnicy znów zdobyli kilka punktów w serii i powiększyli prowadzenie do 7 oczek (9:2). Zawodnicy MOS-u nie zamierzali jednak składać broni, tym bardziej, że kędzierzynianie wyraźnie stracili na moment koncentrację. Najpierw siatkarze ZAKSY nie przyjęli 2 zagrywek Arka Świechowskiego, a następnie dwa razy skutecznymi atakami popisał się Bartosz Dzierżanowski i przewaga gospodarzy stopniała do trzech oczek (11:8). Na szczęście do ataku poderwał nasz zespół Terence Martin, którego trzy punkty pozwoliły znów "odjechać" ZAKSIE na 8 oczek (18:10). Od tego momentu siatkarze z Kędzierzyna kontrolowali już w pełni przebieg wydarzeń i ostatecznie zwyciężyli 25:17 po asie Gladyra.
W ten sposób nasi zawodnicy zapewnili sobie awans do Final Four Enea Cup w Bydgoszczy. Teraz na pewno będą chcieli powalczyć o więcej, a na drodze do zdobycia tego trofeum stanie Jastrzębski Węgiel. Jednakże zanim to nastąpi ZAKSĘ czekają jeszcze trudne mecze w Pucharze CEV i PlusLidze: dwumecz z Crveną Zvezdą Belgrad, a także pojedynki z Delectą Bydgoszcz oraz Politechniką Warszawa. A zatem choć aura nie zbyt gorąca, to na pewno siatkarskie emocje rozgrzeją do czerwoności wszystkich sympatyków siatkówki z Kędzierzyna.
Autor: Jacek Żuk
PÓŁFINAŁY
Puchar Polski 2010
Jastrzębski W. vs. ZAKSA Kędzierzyn
(25:21, 29:27, 25:18)
Składy:
Jastrzębski W.: Yudin, Łomacz, Nowik, Czarnowski, Hardy, Abramov, Rusek (L) oraz Master, Szczygieł, Azenha;
ZAKSA: Jarosz, Masny, Szczerbaniuk, Kaźmierczak, Ruciak, Sammelvuo, Mierzejewski (L) oraz Pilarz, Martin, Witczak, Kacprzak, Kaźmierczak.
Nie tak miał wyglądać wyjazd kędzierzynian do Bydgoszczy, ale trzeba też jasno powiedzieć, że nie takiej gry ZAKSY oczekiwaliśmy. Podczas gdy zwykle kędzierzynianie wygrywali spokojem, cierpliwością i równą grą, dzisiaj określenia te oddają postawę zespołu z Jastrzębia. Nasi siatkarze zaś nie potrafili znaleźć sposobu na grę rywali, którzy wykorzystywali prawie każdą okazję do zdobycia punktu.
Siatkarze Krzysztofa Stelmacha nie mieli prawie żadnych argumentów, którymi mogliby się przeciwstawić rywalom. Poza pierwszym setem, w ogóle nie funkcjonowała zagrywka naszego zespołu, blok nie stanowił żadnej przeszkody dla jastrzębian, a co gorsza, nasi zawodnicy mieli problemy także ze skutecznością własnych ataków, które często były podbijane przez rywali.
Siatkarze Roberto Santillego już od pierwszego gwizdka narzucili bardzo ostre tempo. Już w pierwszej akcji Tuomas Samelvuo nadział się na blok, a gdy po chwili skuteczną kontrą popisał się Yudin, było już 3:1. Kędzierzynianie wyrwali się z tego początkowego letargu dopiero po zakończeniu przerwy technicznej. Wówczas to Michał Ruciak najpierw zapunktował atakiem, a następnie, posyłając 2 asy serwisowe, wyprowadził ZAKSĘ na prowadzenie 8:9. Niedługo jednak kędzierzynianie utrzymali się na prowadzeniu, bowiem po chwili kiwka Ruciaka wylądowała w siatce, a jastrzębianie przejęli inicjatywę (13:12). Kolejne piłki również należały do siatkarzy Jastrzębskiego Węgla, bowiem Michał Ruciak najpierw zaatakował w aut, a następnie nie poradził sobie z blokiem Nowika (16:13). Już za moment straty ZAKSY jeszcze się powiększyły za sprawą bloku Czarnowskiego na Jaroszu (20:16). Kędzierzynianie jednak nie zamierzali składać broni.
Skuteczny atak Gladyra przerwał passę jastrzębian, zaś punktowe zagrywki Kuby Jarosza pozwoliły naszej ekipie złapać kontakt z przeciwnikiem (20:19). Niestety, finisz siatkarzy ZAKSY okazał się spóźniony, bowiem już za moment atak Abramova i blok na Gladyrze wystarczyły do odbudowania wcześniejszej przewagi (22:19). Ostatecznie goście zwyciężyli w pierwszej partii 25:21.
Podobnie jak w pierwszej partii tak i w drugiej odsłonie jastrzębianie już na początku wypracowali sobie przewagę i na przerwie technicznej prowadzili 8:6. Naszych siatkarzy do walki pobudził dopiero skuteczny atak Michała Ruciaka i as Michała Masnego (8:8). Kolejne punkty padły, gdy Jarosz dwukrotnie popisał się skutecznymi atakami, dzięki czemu nasi zawodnicy przejęli inicjatywę (10:11). Od tego momentu rozgorzała bardzo wyrównana walka, ale i tym razem na II przerwie technicznej prowadzili jastrzębianie (16:15). Niestety dla ZAKSY, kolejne wydarzenia na parkiecie potoczyły się już bardzo szybko. W antenkę zaatakował Ruciak, a następnie z blokiem rywali nie poradzili sobie kolejno: Ruciak, Jarosz i Gladyr, co wystarczyło, aby zawodnicy Jastrzębskiego Węgla odjechali na 5 oczek (21:16). Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że była to już wystarczająca zaliczka do wygrania seta.
Kiedy na zagrywce pojawił się Robert Szczerbaniuk, kędzierzynianie zaczęli odrabiać straty. Błędy ataku popełnili Yudin i Czarnowski, zaś wspaniałą skutecznością popisali się Martin i Witczak, którzy właśnie w końcówce pojawili się na parkiecie (21:21). Doszło zatem do wyrównanej końcówki i gry na przewagi. Kędzierzynianie skutecznie bronili kolejne setbole, aż do momentu, kiedy to błąd przejścia popełnił Igor Yudin i nasi zawodnicy wyszli na prowadzenie (25:26). Niestety, skuteczny atak Adama Nowika znów przedłużył walkę w tej partii. Na domiar złego Patryk Czarnowski zasadził się blokiem na Roberta Szczerbaniuka i jastrzębianie znów przejęli inicjatywę. Wprawdzie jeszcze jedną piłkę setową zdołał obronić Martin, ale za moment kontra Hardego rozwiała wszelkie nadzieje kibiców ZAKSY.
Otwarcie 3. seta było wymarzone dla ekipy Roberto Santillego. Już na początku wyszli oni na prowadzenie za sprawą ataku Yudina i bloku na Jaroszu. Kolejne punkty padły po dwóch atakach Czarnowskiego i bloku na Ruciaku (5:1). Kędzierzynianie zdołali nieco zmniejszyć te straty, gdyż błędy ataku popełnili Yudin i Abramov, a Terence Martin po raz kolejny efektownie zaatakował z 6 strefy. Tak jak w poprzednich partiach na przerwie technicznej jastrzębianie prowadzili 8:6. Kolejne udane akcje siatkarzy Jastrzębskiego Węgla rozwiały jednak nadzieje sympatyków ZAKSY na przedłużenie tego meczu. Skuteczne ataki Yudina, Czarnowskiego i Hardego w połączeniu z błędami przyjęcia Ruciaka i asem Hardego sprawiły, że straty ZAKSY urosły do 6 oczek (15:9). W kolejnych akcjach kędzierzynianie nie znaleźli sposobu na niezwykle skuteczną grę jastrzębian i ostatecznie ulegli 25:18 po błędzie zagrywki Dominika Witczaka.
Aby wyjaśnić porażkę ZAKSY w stosunku 3:0 trzeba podać 2 przyczyny. Pierwszą jest słaba postawa kędzierzynian, którzy nie pokazali prawie nic z tego. do czego nas przyzwyczaili. Taki osąd jest jednak niesprawiedliwy dla rywali, którzy wykazali się większą dojrzałością i cierpliwością siatkarską i to okazało się kluczem do zwycięstwa. Niezwykle skuteczna gra zwłaszcza Abramova i rozegranie Łomacza sprawiły, że kędzierzynianie po prostu nie mogli narzucić swojego sposobu gry. By być uczciwym warto jeszcze zwrócić uwagę na dwóch zawodników w szeregach ZAKSY. Pierwszym z nich jest Jakub Jarosz, który w pierwszym secie dotrzymywał kroku rywalom i grał niezwykle skutecznie, choć później osłabł pozbawiony wsparcia kolegów. Drugim natomiast jest Terence Martin, który od momentu, gdy pojawił się na parkiecie, stanowił o sile ataku naszego zespołu i grał nie tylko efektownie, ale i bardzo efektywnie.
Szkoda, że na kolejną szansę gry w finale Pucharu Polski ZAKSA będzie musiała poczekać kolejny rok. Teraz przed nami inne cele i miejmy nadzieję, że szybko zapomnimy o Bydgoszczy.
Autor: Jacek Żuk
Resovia Rzeszów - Delecta Bydgoszcz 3:1 (25:20, 25:23, 14:25, 25:20)
Mecz od dwupunktowego prowadzenia rozpoczęli bydgoszczanie po bloku Michala Cervena i ataku Piotra Gruszki. Dwa skuteczne zbicia Akhrema doprowadziły jednak do remisu (2:2). Obie drużyny szły "łeb w łeb" aż do stanu 10:10. Autowy atak Grzegorza Szymańskiego, a następnie skuteczna akcja w wykonaniu Oivanena dały Resovii pierwsze dwupunktowe prowadzenie w tym secie, które następnie stopniowo powiększała. Na drugą przerwę techniczną podopieczni Ljubomira Travicy schodzili prowadząc trzema oczkami po zbiciu Marcina Wiki. Gdy Rafael Redwitz podwyższył prowadzenie na 18:13 blokując atak bydgoszczan, trener Waldemar Wspaniały zdecydował się wziąć drugi czas. Po tej przerwie wprawdzie jego podopieczni odrobili nieco straty (15:18), ale końcówka tego seta należała już do gości z Podkarpacia. Seta skończył skutecznym atakiem ze środka Wojciech Grzyb (25:20).
Drugą odsłonę spotkania od prowadzenia rozpoczęła Delecta po dwóch skutecznych zbiciach Grzegorza Szymańskiego (5:2). Resovia jednak szybko odrobiła straty. Już w następnej akcji przez bydgoski blok przebił się Oivanen, następnie punkt bezpośrednio z zagrywki zdobył Aleh Akhrem i różnica stopniała tylko do jednego punktu. Następnie Piotr Gruszka nie poradził sobie z przyjęciem zagrywki Wojciecha Grzyba i na tablicy wyników pojawił się remis (6:6). Do drugiej przerwy technicznej gra toczyła się punkt za punkt. Po autowym ataku Oivanena przewaga Delecty urosła do dwóch punktów (17:15), co zaowocowało czasem wziętym przez trenera Travicę. Rzeszowianie doprowadzili do wyrównania po dwóch atakach Grzegorza Kosoka (18:18), Delecta jednak ponownie odskoczyła rywalowi (20:18). Zepsuta zagrywka Grzegorza Szymańskiego parę chwil później dala ponownie remis (21:21).
Z wojny nerwów w końcówce zwycięsko wyszli rzeszowianie, którzy po ataku Marcina Wiki (25:23) zapisali na swoim koncie kolejną partię.
Trzeci set zaczął się od siatkarskiego nokautu, jakim było wysokie prowadzenie Delecty (8:2). Po pierwszej przerwie technicznej wzrosło ono nawet do ośmiu oczek (10:2). W tym momencie o czas poprosił trener Travica, ale zdobywanie punktów szło jego podopiecznym bardzo opornie. Dość powiedzieć, że na drugiej przerwie technicznej różnica między obydwoma zespołami wynosiła dziesięć "oczek". Pomimo zmian dokonanych przez trenera Resovii (na boisku pojawili się Krzysztof Gierczyński oraz Paweł Papke ), bydgoszczanie pewnie dowieźli swoje prowadzenie do końca partii, którą wygrali 25:14.
Porażka w trzeciej odsłonie meczu podziała na Resovię bardzo motywująco, bo zaczęła czwartą partię od prowadzenia 3:1. Delecta doprowadziła jednak do wyrównania, głównie dzięki dobrej grze Dawida Konarskiego, który zastąpił słabo spisującego się dzisiaj Grzegorza Szymańskiego. Na pierwszą przerwę techniczną z jednopunktowym prowadzeniem schodzili gospodarze, ale skuteczne ataki Oivanena oraz Akhrema dały Resovii przewagę 12:9. Szybko o czas poprosił trener Waldemar Wspaniały, ale jego podopieczni nie byli wstanie znaleźć sposobu na skuteczną grę gości z Podkarpacia. Dopiero po drugiej przerwie technicznej bydgoszczanie odrobili nieco straty (17:19), ale więcej argumentów - zwłaszcza skuteczną grę na skrzydłach - posiadała Resovia , która wygrała czwartego seta 25:20 i cały mecz 3:1 awansując tym samym do wielkiego finału Pucharu Polski.
FINAŁ
Resovia Rzeszów - Jastrzębski Węgiel 2:3 (22:25, 25:22, 23:25, 25:22, 13:15)
Historyczne zwycięstwo odnieśli siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy po emocjonującym i trzymającym w napięciu do ostatnich sekund finale pokonali ekipę Asseco Resovii Rzeszów.
Wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie spokój, z jakim w finale zagrali podopieczni trenera Santilliego. W końcu pierwszego seta lepiej zaczęła Resovia, a Grzegorz Kosok oraz Aleh Akhrem nie dawali odpocząć jastrzębskiej defensywie ani na chwilę. Na pierwszej przerwie technicznej zasłużenie górą byli więc rzeszowianie (8:5). Po wznowieniu gry coś drgnęło w grze jastrzębian, a punkt z zagrywki zdobył Grzegorz Łomacz. Młody rozgrywający od początku spotkania bardzo dobrze współpracował ze środkowym Patrykiem Czarnowskim. Mimo wszystko górą była jednak Resovia. Podopieczni trenera Travicy bardzo odważnie poczynali sobie w zagrywce, znakomicie także kontrując. Od pierwszych minut spotkania bardzo dobrze spisywał się na parkiecie Mikko Oivanen. Rafael Redwitz bardzo celnie wybierał zawodników, którym posyłał piłki i jeśli grę rzeszowian można porównać do koncertu, to Brazylijczykowi przypadłaby rola dyrygenta.
Z problemami rozgrywał natomiast Łomacz i to do niego kierował uwagi szkoleniowiec podczas przerwy na żądanie Jastrzębskiego Węgla (9:13). Faktycznie, po wznowieniu gry jastrzębianie jakby złapali drugi oddech. Przeżywający ostatnio istną boiskową drugą młodość, Adam Nowik, znowu skutecznie punktował. Jednak tym, co w grze obu zespołów uderzało najbardziej, był panujący na parkiecie, niezwykły wręcz, spokój. Widać było, jak bardzo zawodnicy koncentrują się na taktyce i jak wielką wagę ma każda akcja. Sprytną kiwką Redwitz wyprowadził swój zespół na prowadzenie 16:12 i Resovia pewnie prowadziła na drugiej przerwie technicznej. Chwilę po wznowieniu gry w swoim stylu zapunktował Oivanen i wydawało się, że losy seta są już przesądzone. Nic bardziej mylnego. Jastrzębski Węgiel spokojnie i bez emocji doprowadził najpierw do wyrównania, by w chwilę później cieszyć się już z prowadzenia. Przy stanie 17:18 o czas poprosił szkoleniowiec Resovii. Rzeszowianie doprowadzili wprawdzie do wyrównania przy stanie 19:19,
ale Pavel Abramov nie miał najmniejszej ochoty na to, by ktokolwiek odebrał jego zespołowi wygraną. Rosjanin spisywał się dobrze od początku meczu, a z każdą udaną akcję grał coraz lepiej. W końcu Jastrzębskiemu Węglowi udała się sztuka niezwykła. Dotychczas bezbłędni rzeszowianie zaczęli się mylić, i to seryjnie. To z kolei musieli wykorzystać jastrzębianie. Pierwszy set padł ich łupem (25:22), a spotkanie stawało się ciekawsze dosłownie z akcji na akcję...
Nie mniejszych emocji dostarczył też drugi set. W tej partii jednak górą była Resovia. Znalazło to też odzwierciedlenie w wyniku (25:22). Trzeci set z kolei był niezwykle wyrównany. Aż do pierwszej przerwy technicznej oba zespoły walczyły punkt za punkt, a z minimalnego prowadzenia cieszyła się ekipa Jastrzębskiego Węgla (8:7). Po wznowieniu gry Igora Yudina zastąpił Brazylijczyk Pedro Azenha. Od tego też momentu po raz kolejny w przyjęciu i ataku zaczął brylować Abramov. Po jego kilku udanych akcjach i punktowym potrójnym bloku wraz z Czarnowskim i Azenhą, jastrzębianom udało się "odskoczyć" na trzy punkty od Resovii (10:7). O czas poprosił trener Travica. Uwagi serbskiego szkoleniowca Resovii najwyraźniej poskutkowały, bo jego podopieczni wkrótce wyrównali (11:11). Jednak na drugiej przerwie technicznej z prowadzenia znowu mogli cieszyć się jastrzębianie, a losy seta zmieniały się jak w kalejdoskopie.
20 punkt dla swojego zespołu zdobył z zagrywki Ben Hardy. Obie ekipy grały niezwykle wyrównanie, a zwycięstwie w tej partii decydowały niuanse. Trener Santilli miał jednak w swojej talii asa, który przechylił szalę zwycięstwa w trzeciej partii na korzyść Jastrzębskiego Węgla. Pavel Abramov nie zawodził, a jego zespół wygrał tego seta 25:23, obejmując w całym spotkaniu prowadzenie 2:1.
Jastrzębianie rozpoczęli jednak czwartą partię zaskakująco słabo, natomiast rzeszowianie, jakby na potwierdzenie własnej klasy, brylowali w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Tablica wyników pokazywała już 2:7. Na pierwszej przerwie technicznej przewaga zawodników trenera Travicy stopniała jednak do czterech punktów (8:4). Po wznowieniu gry siatkarze obu ekip po raz kolejny potwierdzili stare porzekadło o nieprzewidywalności siatkówki. Trzy punkty z rzędu zdobyli jastrzębianie (7, 8, 9) i przy stanie 9:11 o czas poprosił trener Travica. Jeszcze jedna punktowa seria Jastrzębskiego Węgla (10, 11, 12, 13) i to śląska ekipa mogła cieszyć się ze skromnego prowadzenia nad Resovią (13:12). Po raz kolejny znakomicie jednak zaprezentował się Akhrem i po chwili rzeszowianie doprowadzili do wyrównania (14:14). Do stanu 22:22 obie ekipy grały punkt za punkt i doprawdy nie sposób było przewidzieć,
który zespół zwycięży w czwartej partii. Błąd przełożenia ręki popełnił jednak Łomacz i ten moment miał się okazać kluczowym dla całego seta. Jastrzębski blok nie był w stanie powstrzymać świetnie dysponowanego Akhrema, a chwilę później rzeszowianie ostatecznie ustalili wynik czwartej partii na 25:22, doprowadzając jednocześnie do wyrównania w setach (2:2).
Tie-break zapowiadał się zatem niezwykle emocjonująco, nie sposób bowiem było wskazać faworyta do zwycięstwa. Obie ekipy grały fantastycznie, a każda przewaga była błyskawicznie niwelowana. Piątą partię lepiej rozpoczęli siatkarze Jastrzębskiego Węgla, a Oivanen nie był w stanie zatrzymać Abramova. Przy stanie 3:0 o czas dla swoich podopiecznych poprosił trener Travica. W chwilę po wznowieniu gry skutecznie po prostej zaatakował Oivanen, a rzeszowianie ruszyli do odrabiania strat. I faktycznie, już w zaledwie kilka akcji później, głównie dzięki dowodzącemu swoim zespołem z niezwykłym wyczuciem Redwitzowi, zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów doprowadzili do wyrównania (7:7). Przy zmianie stron to właśnie ten zespół mógł cieszyć się z minimalnego prowadzenia (8:7), a na korzyść rzeszowian przemawiał fakt, że to właśnie oni odzyskali rytm gry i kolejno zdobywali punkty (6, 7, 8).
Jastrzębski Węgiel szybko doprowadził jednak do wyrównania, a oba zespoły ponownie zaczęły grać punkt za punkt. Fantastycznie w zagrywce spisywał się Abramov i to właśnie dzięki niej jego ekipa wyprowadziła akcję, po której objęła prowadzenie (13:12). Trener Travica nie czekał ani chwili i poprosił o czas. Po wznowieniu gry po prostej zaatakował skutecznie Oivanen (13:13). Obaj szkoleniowcy zdecydowali się jeszcze na dokonanie kilku zmian. Łukasz Perłowski zastąpił Wojciecha Grzyba, a nietypowo, w miejscu Rafaela Redwitza pojawił się Paweł Papke. Po przeciwnej stronie siatki Grzegorza Łomacza zastąpił Sławomir Master. Ostatnie minuty spotkania to koncertowa gra Redwitza oraz Akhrema w barwach Resovii oraz Hardy'ego i Czarnowskiego w ekipie Jastrzębskiego Węgla. Mimo sprytnego rozegrania Redwitza piąty set zakończył się jednak zwycięstwem jastrzębian, a wynik partii na 15:13 ustalił Benjamin Hardy.
Nagrody indywidualne za cały turniej:
Najlepszy zagrywający: Benjamin Hardy (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy przyjmujący: Krzysztof Ignaczak (Asseco Resovia Rzeszów)
Najlepszy broniący: Paweł Rusek (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy blokujący: Patryk Czarnowski (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy atakujący: Pawieł Abramow (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy rozgrywający: Rafael Redwitz (Asseco Resovia Rzeszów)
MVP zawodów: Pawieł Abramow (Jastrzębski Węgiel)
|