"Daję z siebie więcej agresji" -
- Daniela Castellaniego pomysł na sukces
FRAGMENTY
Często wystarczy ledwie rok, by podzespoły komputera były przestarzałe, bo co chwila dokonywane są przełomowe odkrycia. Człowiek musi być jak komputer, szybko wgrywać aktualizacje - mówi Daniel Castellani, trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
Kamil Składowski: W jaki sposób świętowaliście triumf w Izmirze, gdy pokonaliście Arkas i awansowaliście do Final Four Ligi Mistrzów?.
Daniel Castellani: Może pana zaskoczę, ale w drużynie panował spokój, byliśmy wyciszeni.
K. Składowski: Nie ucieszył was awans do najlepszej czwórki Europy?!
D. Castellani: Pewnie, że ucieszył. Jednak pamiętaliśmy jednocześnie, że za dwa, trzy dni czeka nas na kolejny mecz. Była radość, wspólne piwko. Pogadaliśmy ze dwie godziny o meczu, o naszych nastrojach, a potem poszliśmy spać. Zespół cały czas zachowuje skupienie, jest gotowy na następne wyzwania. W Izmirze nie zrobiliśmy niczego wyjątkowego ani szalonego, nie było wielkiej imprezy. Nasza przygoda trwa, niczego nie zakończyliśmy.
K. Składowski: Rewanż miał być wielkim bojem, a jednak Turcy postawili się wam tylko w jednym secie.
D. Castellani: To tylko pozory. Po spotkaniu nie było szaleństw także dlatego, że mecz w Izmirze bardzo wiele nas kosztował. W trakcie gry, gdy widziałem jak bardzo moi zawodnicy ryzykują przy zagrywce, czasami nie mogłem uwierzyć, że im to tak dobrze wychodzi. Udało się nam wspólnie wytworzyć wspaniałą atmosferę skupienia, pewnego rodzaju klosz, pod którym się poruszamy. Pod jego osłoną nic nie jest w stanie wytrącić nas z równowagi. To coś niebywałego.
K. Składowski: Czy to stanowi klucz do waszego sukcesu?
D. Castellani: Najbardziej mnie cieszy, że w tak ważnym meczu dobrze zagrali nie jeden czy dwóch zawodników, lecz wszyscy! Michał Ruciak, Paweł Zagumny, obaj środkowi, nawet zmiennicy spisali się rewelacyjnie. To zwycięstwo całej grupy. Między tymi chłopakami wytworzyła się więź, która powoduje, że każdy element tej układanki jest bardzo potrzebny.
K. Składowski: Podobno przed meczem i w jego trakcie mieliście problemy zdrowotne?
D. Castellani: Oczywiście, Felipe jest sercem drużyny. To prawda. Fakt, że nie pękliśmy, tylko potwierdza, jak silny duch panuje w mojej drużynie. Zagumny rano odczuwał bóle w plecach, Jurij Gładyr tak samo. Lecz dwie godziny przed meczem powiedziałem wszystkim chłopakom: teraz już nie ma czasu na ból, zmęczenie, niedyspozycje, na nic, co nas rozproszy. Teraz liczy się tylko boisko, a do bólu wrócimy później. Chłopaki zacisnęli zęby i zagrali doskonale.
K. Składowski:Kiedyś polscy siatkarze nie potrafili tak walczyć z bólem, problemami. Co się zmieniło?
D. Castellani: To efekt ewolucji, jaka nastąpiła wśród waszych siatkarzy. Tak naprawdę zaczęła się już 67 lat temu, gdy polscy zawodnicy zaczęli zastanawiać się, dlaczego medale zdobywają inne zespoły? W końcu uwierzyli, że jeśli zmienią swoje nastawienie, trening, przyzwyczajenia, nawet takie drobiazgi" jak sposób spania czy jedzenia, będą w stanie walczyć z najlepszymi na świecie. Odkąd trafiłem do Polski wasi siatkarze zmieniają się niemal każdego dnia i co ważne, zmieniają się na lepsze. Nowe pokolenie w tym przoduje, bo chce i potrafi się szybko uczyć.
K. Składowski: W Turcji spędził pan udane sezony w Fenerbahce Stambuł. Czy zwycięstwo w Izmirze było dla pana wyjątkowe?
D. Castellani:Nad Bosforem zostawiłem przyjaciół, spędziłem tam wiele miłych chwil, więc z tego punktu widzenia było to dodatkowe przeżycie. Także Arkas znam bardzo dobrze, bo rozegrałem przeciwko tej ekipie naprawdę sporo meczów. Wyjątkowe było także to, że moja drużyna potrafiła zwyciężyć w hali, w której doping jest po prostu niesamowity. Gdy usłyszałem ten ryk kibiców, poczułem, że musimy zagrać naprawdę doskonale, by wrócić z Izmiru ze zwycięstwem. Dokonaliśmy czegoś wielkiego.
Czytaj więcej w "Przeglądzie Sportowym "
|