Sukcesy są na wyciagnięcie ręki
D. Castellani o przyszłości polskiej siatkówki
FRAGMENTY
Polska idzie w stronę złota. Rozumiem, że wszyscy chcą triumfów natychmiast, jednak potrzeba do tego więcej cierpliwości - mówi "Przeglądowi Sportowego" Daniel Castellani, trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Kamil Składowski: Wielu kibiców i ekspertów jest rozczarowanych waszym występem w turnieju finałowym Ligi Mistrzów. Czwarte miejsce to wszystko, na co było was stać?
Daniel Castellani: Nie dziwi mnie fakt, że fani czy niektórzy dziennikarze są wkurzeni, że nie wygraliśmy Final Four w Omsku, że byliśmy dopiero na czwartym miejscu. Rozumiem też, że niektórzy mogą być nawet sfrustrowani. Ale ich zły humor wynika z analizy podejmowanej pod wpływem emocji, a nie chłodnej kalkulacji.
K. Składowski: A pan nie jest wkurzony?
D. Castellani: Podchodzę do tego z większym spokojem. Z pokorą. Popatrzcie, gdzie była polska liga 10 lat temu? Wtedy dopiero stopniowo otwieraliście się na nowe, na zagranicznych trenerów i zawodników, na statystykę czy inne elementy niezbędne we współczesnej siatkówce na najwyższym poziomie. W Italii ten proces zaczął się w latach 80-tych minionego wieku. Potem pojawili się w Serie A tacy trenerzy, jak: Julio Velasco czy Bebeto, wielu znakomitych, najlepszych na świecie graczy. Jednak wielkie sukcesy przyszły dopiero po piętnastu, dwudziestu latach!
K. Składowski: To dlaczego przegraliście w Omsku z Cuneo i Zenitem?
D. Castellani: Jeśli ze spokojem porównany liczbę gwiazd grających w Polsce do tych występujących w Rosji czy Włoszech, to jak wypadacie? W waszym kraju nie ma także tak wielkich pieniędzy, jakimi dysponują w Turcji, Rosji, czy w Italii. Ale jest ich już wystarczająco dużo, to warunki do pracy są coraz lepsze. Macie także najlepszych kibiców na świecie i niepowtarzalną atmosferę w halach. Spokojnie Polacy, poczekajcie, a w końcu przyjdą seryjne wygrane! Cierpliwość i rozwój to jest jedyna słuszna droga. Może wystarczą dwa, trzy lata, może potrzeba pięć, jednak możecie być na topie!
K. Składowski: Czego zabrakło ZAKSIE w Final Four?
D. Castellani: Zaprezentowaliśmy niezłą siatkówkę, niektóre momenty były wręcz znakomite, jednak zabrakło nam równej gry, takiej bez wzlotów i upadków, zbyt często ona falowała. Pierwszy set półfinału zagraliśmy na naprawdę wysokim poziomie, a czwarty był wręcz rewelacyjny. Udało nam się zostać w grze, choć nie byliśmy w stanie pokazać pełni naszego potencjału.
K. Składowski: Co to znaczy?
D. Castellani: Podejrzewam, że w Omsku zaprezentowaliśmy tylko 60 procent tego, na co nas naprawdę stać.
K. Składowski:Kto wam bronił pokazać 100 procent?
D. Castellani: Nie przyjechaliśmy do Omska w idealnej sytuacji - Paweł Zagumny miał problemy z plecami i tak naprawdę zagrał w turnieju finałowym, bo jest wielkim wojownikiem, pragnął tego za wszelką cenę. Widać jednak było, że ostatnio mało grał, problemy mieli także inni. Tymczasem prawda jest taka, że żeby zwojować coś w Final Four, musieliśmy dać maksa. To nie wymówki, szukanie usprawiedliwień, lecz prawda.
K. Składowski: Pańscy zawodnicy wyglądali jednak na przybitych już od początku pierwszego meczu. Nie wierzyli w swoją siłę?
D. Castellani:Myślę, że zabrakło nam ogrania z mocnymi ekipami z Rosji czy Włoch. Cuneo czy Zenit oraz Lokomotiw są przyzwyczajone do tego, że jakiś rywal tłucze ich w secie do 15 czy 16. Przecież w każdej z czołowych ekip tych lig jest zawsze po dwóch zwierzaków, którzy są w stanie "rozstrzelać" rywala zagrywką czy atakiem. My nie byliśmy do tego przyzwyczajeni. Kto nas ostatnio w Polsce był w stanie tak zdominować, kto nam tak wysoko zawiesił poprzeczkę w Lidze Mistrzów? Gdy moi zawodnicy zaczęli przegrywać wysoko, nagle stracili grunt pod nogami i nie rozumieli, co się dzieje. Patrzyli w moim kierunku, szukali ratunku.
Czytaj więcej w "Przeglądzie Sportowym "
|