Kolejne pożegnanie -
- Piotrek też odchodzi
Jak podała wczoraj Polska Agencja Prasowa, prezes Mostostalu nie przedłużył kontraktu z Piotrem Lipińskim, co oznacza definitywne rozstanie tego zawodnika z Mostostalem, z zespołem, z którym siatkarz ten święcił swoje największe dotychczasowe sportowe sukcesy, zdobywając czterokrotnie mistrzostwo Polski, trzykrotnie Puchar Polski oraz dwukrotnie występując w Final Four Ligi Mistrzów, a raz stając na trzecim stopniu podium tego prestiżowego turnieju.
"Piotrek postawił zbyt wygórowane warunki" - skomentował swoją decyzję Prezes, jednak nie tylko to zadecydowało o dokonaniu takiego wyboru przez władze Mostostalu. Tuż po objęciu funkcji pierwszego trenera Wojciech Drzyzga, mówiąc o koniecznych zmianach, wskazał na pozycje przyjmującego i rozgrywającego. " Nie skreślam Lipińskiego - mówił dziennikarzowi NTO - ale myślę, że dołączenie do niego doświadczonego rozgrywającego spowoduje większą rywalizację" Rozważane więc były w Mostostalu dwie koncepcje: dokupienie do zespołu kogoś grającego szybciej albo pozyskanie nowego rozgrywającego. Zwyciężyła koncepcja zmiany rozgrywającego, przy boku którego będzie nabierał doświadczenia młody Michał Kozłowski.
Piotrek trafił do Mostostalu w 1998 roku z rzeszowskiego SMS-u, kiedy trenerem zespołu był Jan Such . Jest więc zawodnikiem, który w barwach kędzierzynian występował niemal od samego początku i obok Rafała Musielaka był ostatnim siatkarzem tworzącym "dwunastkę" "Mosto", która tak pięknie wpisała się w historię polskiej siatkówki, choć przez wiele lat sam Piotr był tylko drugim rozgrywającym, najpierw przy boku Sławka Gerymskiego, a później Marka Kardosa. Zresztą odejście z zespołu tego pierwszego związane było właśnie z decyzją Waldemara Wspaniałego, że to Piotr będzie pełnił w drużynie rolę podstawowego reżysera gry. Jednak historia potoczyła się zupełnie inaczej. Słowacki zmiennik okazał się na tyle trafnym wyborem, że bardzo często na nim opierał swoją koncepcję i strategię trener Wspaniały, a Piotr, będąc nominalnie pierwszy - był drugi - i w każdej chwili mógł liczyć, że bardziej doświadczony kolega z zespołu przejmie na siebie ciężar prowadzenia gry.
Taki stan wycisnął z pewnością negatywne piętno na przebiegu kariery Piotra, gdyż, kiedy po odejściu Marka, na nim spoczął obowiązek reżyserii poczynań młodego zespołu, nie zawsze wytrzymywał presję odpowiedzialności. Zresztą i okoliczności nie były ku temu sprzyjające. Kontuzje Stancelewskiego, Musielaka i Kubicy, budowany od podstaw zespół, nowy trener, młodziutki zmiennik - to wszystko nie pomagało Piotrowi. Pojawiły się nawet w prasie opinie o poszukiwaniach rozgrywającego w trakcie sezonu - szybko zdementowane przez Prezesa, jednak w psychice Piotra z pewnością pozostawiły one ślad. Mówił wówczas dziennikarzowi Magazynu Siatkówka: "Bardzo mnie dotknęło, że wszystko jest moją winą. Ale wiedziałem, że sporo w tym racji. Wiele rzeczy sobie przemyślałem i postanowiłem wszystkim udowodnić, że nie jestem taki najgorszy." Później przyszły bardzo dobre mecze z Olsztynem, Pamapolem oraz ze Skrą i wszystko ucichło." Najważniejsze, że ta krytyka nie zniechęciła mnie, tylko zmobilizowała. Nie czułem strachu, że coś się nie uda. Ale brawa należą się całej drużynie. W moim przypadku dużo zależało od tego, jakie jest przyjęcie. Ono się poprawiło i było mi łatwiej"- kontynuował tę myśl.
Trener Rastslaw Chudik też nie do końca był zadowolony z postawy Piotra i nie ukrywał, że liczył na więcej. W jednym z wywiadów mówił: "Więcej oczekiwałem od Piotrka Lipińskiego. Myślałem, że jako ograny już zawodnik nie tylko w PLS, od początku sezonu będzie on prawdziwym dyrygentem zespołu. Przecież rozgrywający to głowa zespołu. On prowadzi całą taktykę i system gry. Z tym nie było u Piotrka najlepiej. Mogę powiedzieć, że na dzisiaj Lipiński gra o 20 -25% lepiej niż na początku sezonu."
Długie siedem lat, wiele sukcesów i niełatwy ostatni rok - to z pewnością wystarczający powód, aby żegnając Piotra Lipińskiego, podziękować mu za to, że po prostu był. Mimo wielu słów krytyki płynących z różnych stron pod Jego adresem, może teraz należy przypomnieć sobie jego "mistrzowskie kiwki", ataki "z drugiej" i zagrywkę, która zdobył dla "Mosto" tyle punktów w tym sezonie. Panie Piotrze, wraz z Panem odchodzi kawał historii Mostostalu. Za to, że tak długo był Pan wierny temu zespołowi, za oczekiwanie na "swój czas", za to, że wszedł Pan na parkiet w trudnym roku przebudowy i dojrzewał wraz z trenerem i zawodnikami - chcemy Panu podziękować i życzyć jeszcze wieku sportowych sukcesów.
Autor: Janusz Żuk
|