Za ile w przyszłym roku?
czyli nowy system kontrektów w Mostostalu
O pieniądzach w środowisku dżentelmenów się nie rozmawia. To taka zasada obowiązująca wszędzie tam, gdzie pieniądze otrzymuje się za osiągnięcia, pracowitość, talent i przydatność dla firmy. Sport również bez pieniędzy obejść się nie może i mimo przytoczonej tu maksymy, trudno się dziwić, że właśnie pieniądze często stają się źródłem zainteresowania prasy, kibiców i samych zainteresowanych, czyli sportowców. Zbyt wiele bowiem wokół tego tematu niejasności i niedomówień, zbyt wiele krzywdzących opinii o nieproporcjonalnych do wkładu pracy zarobkach zawodników, zbyt wiele "chciejstwa" sportowców lub łamania umów przez klubowych włodarzy. Dlatego z ogromną uwagą należy powitać wszystkie próby uregulowania i zapisania w umowach zasad wynagradzania zawodników, aby były czytelne i jasne dla zawodników i kibiców. Nie może bowiem sprawa wynagrodzenia sportowca zależeć od humoru prezesów czy innych okoliczności nie mających nic wspólnego ze sportem.
Ten nieco przydługi wstęp jest nawiązaniem do nowych zasad wynagradzania zawodników "Mosto" w przyszłym sezonie , o którym mówi prezes klubu w wywiadzie udzielonym...........
Dobrze jest bowiem, gdy zawodnicy mają jasno określone cele, a sumy kontraktów związane są z ich realizacją. Taka sytuacja motywuje do pracy, dopinguje do podnoszenia umiejętności, angażuje zawodników w każdym meczu, nawet tym mniej ważnym. Zawodnik podpisując kontrakt, wie, czego od niego się żąda i na jakie pieniądze może liczyć. Wszystko z pozoru wydaje się piękne i czytelne i, co za tym idzie, uczciwe. Jednak sport, a szczególnie gry zespołowe, nie są do końca mierzalne. Oprócz obiektywnych elementów o sukcesie końcowym decyduje również coś, co zwykliśmy nazywać szczęściem, a ono jest trudne do określenia. Rodzi się pytanie, czy można karać za brak szczęścia? Czy przegrana dwoma punktami w piątym secie po emocjonującej grze jest porażką? Takich pytań postawić możemy znacznie więcej i choć matematyczny rachunek się zgodzi, nie unikniemy dylematów.
Inny problem dotyczy zawodników kontuzjowanych. To prawda, że sportowiec kontuzjowany nie może pobierać takiego samego wynagrodzenia, jak ten grający w meczach i walczący o sukces. Jednak jak ocenić wkład zawodnika, który na meczu doznał poważnej kontuzji i przez kilka miesięcy musi ją leczyć. Czy klub nie ponosi odpowiedzialności za swojego pracownika, który, jak w żadnym innym zawodzie, narażony jest na urazy związane z jego uprawianiem.? Takie stanowisko znów jest logiczne i jasne, ale jakoś trudno jest mi się z nim zgodzić, oceniając jego moralna wartość.
Pozostaje jeszcze ocena wkładu poszczególnych zawodników w realizację zamierzonego wyniku. W sportach zespołowych trudno wymiernie ocenić wartość zawodnika. Nie są w stanie tego uczynić ani statystyki (przykład Jirego Popelki), ani subiektywne osądy. Wiadomo jest, że każdy zespół ma swoich liderów, opłacanych znacznie lepiej od pozostałych, ale przy premiowaniu czasami można nie zauważyć wkładu innych lub braku zaangażowania ze strony właśnie tych najlepszych, szczególnie wtedy, gdy zespół i tak odnosi sukcesy.
Tak sobie myślę, że dobrze jest, gdy system opłacania sportowca jest jasny i uzależniony od osiągnięć. Jeśli jednak łudzimy się, że można wszystko matematycznie obliczyć i unikniemy w ten sposób dylematów i rozterek, to chyba jesteśmy w błędzie. Jeśli twierdzimy, że sukces lub porażka to suma chęci i możliwości poszczególnych zawodników, chyba też nieco mijamy się z prawdą. Najlepszym tego przykładem jest właśnie w tym roku "Mostostal". Były umiejętności poszczególnych graczy, chyba jednak były chęci, był też... pech. Trudno było wykazać się atutami, kiedy w zespole większość zawodników leczyła mniej lub bardziej poważne kontuzje. Z takim przypadkiem też należałoby się liczyć.
Jak widać, pieniądze nie tak łatwo sprawiedliwie rozdzielać i nie zawsze to, co z pozoru jasne i czytelne, jest takim w rzeczywistości. Dobrze się jednak stało, że w Mosto podjęta została próba uregulowania tych kwestii, ale... pytania pozostaną dalej.
|