Trudne chwile stworzyły zespół
S. Świderski po zdobyciu Pucharu Polski
/FRAGMENTY/
Łukasz Baliński Zdobyć puchar cenna rzecz, bezcenna powtórzyć ten sukces. Mało osób na was stawiało, ale pokazaliście charakter.
Sebastian Świderski: Nie byliśmy faworytami, byliśmy "tylko" obrońcami tytułu i rzeczywiście trudniej się broni, niż zdobywa. Tym bardziej że byliśmy chyba najniżej notowani spośród wielkiej czwórki. To nam jednak nie przeszkadzało. Nie patrzyliśmy na ekspertów, nie słuchaliśmy głosów dziennikarzy, robiliśmy swoje, bo znamy naszą siłę i to zademonstrowaliśmy na boisku.
Łukasz Baliński Z perspektywy półfinału i finału, który mecz był dla was trudniejszy?
Sebastian Świderski: Najtrudniejszy był paradoksalnie pierwszy mecz turnieju, czyli ćwierćfinał z AZS-em Olsztyn, choćby z tego względu, że wygraliśmy pierwszego seta do 12 i potem to nasze zaangażowanie spadło. Później czekaliśmy na to, co zrobi rywal. Natomiast półfinał to była twarda męska gra, tutaj nikt nie odpuszczał, było czuć skupienie od początku do końca, ale też jakby wygrała Skra Bełchatów, to pogratulowalibyśmy im i nie byłoby z tego dramatu. Na szczęście udało się wygrać, a później finał był już pewnego rodzaju kontynuacją tego, co było w poprzednim meczu. Ja nawet się cieszyłem, że zagraliśmy w nim pięć trudnych setów, bo to cementuje drużynę, buduje charakter i charyzmę, spaja grupę.
Ł. Baliński Tym bardziej, że trudne sytuacje w tym sezonie nie są wam obce.
S. Świderski: Znamy smak porażki, trudnych bojów. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że możemy wyjść z mocno nieciekawych sytuacji. Natomiast Jastrzębski Węgiel podszedł do tego spotkania jako drużyna niepokonana od kilkunastu spotkań. Oni nie pamiętali smaku porażki, a przede wszystkim smaku walki od początku do końca. My w ostatnich czasach mieliśmy różne perypetie na boisku i poza nim, choćby związane z zawodnikami, do których nie chcemy wracać, ale one nas cementowały i tworzyły spójność w zespole. Właśnie w tych trudnych momentach na boisku te doświadczenia zebrały odpowiedni plon.
Ł. Baliński Dwa takie mecze w ciągu nawet nie całej doby. O której poszliście spać w sobotę i jak bardzo zmęczeni byli masażyści?
S. Świderski: Wróciliśmy do hotelu około godz. 21-22. Mieliśmy szczęście, że w budynku była możliwość skorzystania ze spa i jacuzzi. Fizjoterapeuci zaplanowali to tak, że część zawodników skorzysta z tych dobrodziejstw, a część była u nich, a potem na odwrót. Nie pilnowałem, o której poszli spać, na pewno było późno, bo po takim meczu ciężko od razu zasnąć. Z tego, co jednak widziałem, to chłopaki wstali naładowani energią. My natomiast, jako sztab szkoleniowy, poszliśmy do łóżek chyba jeszcze później, bo musieliśmy przeanalizować grę jastrzębian, obejrzeć wideo, przygotować odprawę. Na szczęście mieliśmy też niedzielny poranek do swojej dyspozycji.
Ł. Baliński Jaka była w tym przypadku recepta na sukces?
S. Świderski: Dla nas finały były trzy, gdyż do każdego meczu podczas turnieju w Zielonej Górze podchodziliśmy, jakby nie było jutra i liczył się tylko ten pojedynek, który przed nami. Myślę, że to był klucz do zwycięstwa. Oczywiście długo analizowaliśmy każdego przeciwnika, szukaliśmy drogi do zwycięstwa i słabych punktów u rywala. Tak naprawdę jednak najważniejsze było to, że nieważne, jak gra przeciwnik, najważniejsza jest nasza gra i my musimy zrobić swoje. A rywal jest tylko dodatkiem do naszej taktyki.
Ł. Baliński Można powiedzieć już oficjalnie, że "zaskoczyliście". Macie za sobą dziesięć wygranych meczów z rzędu. Chyba poskutkowały ostre słowa na konferencji po porażce w Kielcach, kiedy zrugał pan swoich zawodników, że "za wcześnie uwierzyli, że są gwiazdami"?
S. Świderski: Może, ale nie chciałbym już raczej do tego wracać (śmiech). Trzeba pamiętać, że drużynę buduje się przez cały sezon. Pojawili się nowi zawodnicy, zmieniły się funkcje w sztabie szkoleniowym. Trzeba też było modyfikować plany treningowe. Modyfikacje na szczęście przyniosły efekty i teraz nie będziemy kombinować, bo to, co robimy, okazuje się skuteczne. Ja często powtarzam, że jestem przeciwnikiem lepszego. Teraz jest dobrze, to po co na siłę ulepszać? Trzymajmy się tego planu, który mamy, bo przynosi on efekty. Jak zacznie coś szwankować, to zastanowimy się nad jeszcze innymi rozwiązaniami.
Ł. Baliński Jaki jest pana sposób na prowadzenie drużyny? Jest ktoś, na kim się pan wzoruje?
S. Świderski: Nie mam jednej takiej osoby. Na pewno dużo nauczył mnie ostatni rok wspólnej pracy z Danielem Castellanim. Nie tylko pod względem tego, co się dzieje na boisku, ale i pod kątem tego, co się dzieje poza nim, jak choćby kontaktu z zawodnikami czy z resztą sztabu. Nie wszyscy przecież jesteśmy z tej samej gliny. Niektórych trzeba motywować rozmową, na niektórych czasem trzeba krzyknąć, a jeszcze innych prowadzić za rękę. Podczas swojej gry, czy to w Polsce, czy we Włoszech, miałem kilku trenerów i staram się od każdego z nich wziąć po trochu. Trzeba też jednak pamiętać, że nie można wszystkiego kopiować. Przecież każda drużyna jest inna. Wyjmie się z niej jeden element i już cała układanka może się posypać. Trzeba znaleźć wspólny język. A czasami trzeba po prostu improwizować. I to nie tylko na treningu, ale i na meczu. Nie mamy przecież precyzyjnego planu na cały sezon.
Źródło: gazeta.pl/opole
Pełny tekst wywiadu
|