"Porażka bardzo nas boli" -
- S. Świderski dla NTO
/FRAGMENTY/
Roman Stęporowski: Po jednym z najbardziej emocjonujących finałów ostatnich lat ZAKSA przegrała Puchar Polski ze Skrą Bełchatów. Pozostał żal, niedosyt, złość...
Sebastian Świderski: Bardzo duży niedosyt. Jesteśmy też bardzo źli. My, kibice, cały sztab szkoleniowy, ale przede wszystkim zawodnicy. Mieliśmy praktycznie zwycięstwo w rękach, Puchar Polski mogliśmy wznieść w górę, a niestety zabrakło postawienia przysłowiowej kropki nad i. Teraz musimy się podnieść i walczyć w lidze o mistrzostwo Polski.
R. Stęporowski: Ta przysłowiowa kropka nad "i" to na parkiecie łut szczęścia, jedna skuteczna akcja, lepsze rozwiązanie jakiejś sytuacji, chłodna głowa. Czy w takich emocjach trudno wyłapać jeden decydujący moment?
S. Świderski: Zabrakło wszystkiego po trochę, choć tak naprawdę jednej skończonej piłki. Mieliśmy kilka meczboli w górze, których nie wykorzystaliśmy. Można mówić o braku cwaniactwa lub szczęścia. Patrząc już na chłodno, to gramy pierwszy rok w tym składzie i wcześniej nie graliśmy jeszcze o wysoka stawkę. To było widać w końcówkach, gdzie jedna kiwka, jakiś plas w odpowiednim momencie mógł przesądzić o sukcesie. Zabrakło doświadczenia dla nas jako dla zespołu, bo indywidualnie oczywiście mamy ogranych zawodników, którzy dużo osiągnęli. Ale ta grupa pierwszy raz walczyła o najwyższą stawkę. Tu nie było drugiej szansy. Trzeba było wygrać w tym momencie. Niestety, gdzieś ta ręka w najważniejszych sytuacjach zadrżała. Zabrakło też cwaniactwa pozaboiskowego, bo zawodnicy z Bełchatowa potrafili bardzo mocno wyprowadzić nas z równowagi. Stąd też czerwona kartka, która ciążyła do samego końca i miała, mały bo mały, ale wpływ na wynik meczu.
R. Stęporowski: Skra, choć kilka razy była pod ogromna presją, to pokazała jak wygrywać mecze o stawkę. Zarówno w półfinale z Resovia, jak i w finale z ZAKSĄ.
S. Świderski: Drużyna z Bełchatowa gra ze sobą 3-4 lata w miarę stabilnym składzie, w tym czasie wygrała mistrzostwo Polski. Jest bardzo doświadczona, a my tego się uczymy. Liczę, że nasza ekipa wyciągnie z tego wnioski i w przyszłości nie popełni więcej podobnych błędów. Po meczu każdy z naszych chłopaków bardzo mocno przeżywał porażkę. Jestem pewien, że każdy z nich zrobi wszystko, by to się już nie powtórzyło.
R. Stęporowski: Co po porażce działo się w szatni?
S. Świderski: Była sportowa złość. Widziałem, że zawodnicy chcieliby jak najszybciej wejść na boisko i zagrać jeszcze raz nawet ten finał. Byli tak źli na to, co się stało.
R. Stęporowski: od względem emocjonalnym, zmienności sytuacji, fantastycznych wymiar i akcji to finał był znakomitą promocją siatkówki...
S. Świderski: Mecz bardzo emocjonujący i stojący na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście w meczu o taką stawkę są błędy, ale poziom powinien zadowolić każdego malkontenta. Prowadzenia jednej i drugiej drużyny, pogonie, żółte i czerwone kartki, kontuzje. Tak naprawdę wszystko co jest w siatkówce było w tym finale. Może z wyjątkiem pierwszego seta gdzie dominowaliśmy. Jednak drużyna z Bełchatowa pokazała, że przegrywając do 12 można rozpocząć drugą partie od nowa, podjąć walkę i wygrać. To też jest piękno tego sportu.
Czytaj więcej na nto.pl
|