"Jesteśmy mocniejsi"
Mateusz Bieniek o sobie i ZAKSIE
"Przegląd Sportowy": Zdobycie mistrzostwa świata podnosi pana wartość. Jest pan obecnie lepszym zawodnikiem?
Mateusz Bieniek: Na pewno moja pewność siebie wzrosła. Długo czekałem na ten sukces. Wreszcie się udało. Sportowo też zrobiłem krok do przodu. Praca z Vitalem Heynenem dużo mi dała.
"Przegląd Sportowy": Dziwnie to brzmi że długo pan czekał. Tak jakby miał pan przynajmniej dziesięć lat więcej, a nie 24, i żadnych sukcesów. A przecież debiutował pan w kadrze narodowej w 2015 roku, po drodze zdobywając brązowy medal Pucharu Świata.
M.Bieniek: Trochę niefortunnie się złożyło, bo dołączyłem do reprezentacji po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata, a potem było pasmo przegranych. Nie jest łatwo przyjeżdżać co wakacje na zgrupowania kadry po kolejnych niepowodzeniach. Teraz ten sukces nas uskrzydli.
"Przegląd Sportowy": Podczas MŚ głośno zrobiło się o panu, gdy wraz z Michałem Kubiakiem mieliście zostać ukarani grzywną po 700 euro za ominięcie strefy wywiadów. Zapłaciliście?
M.Bieniek: Żadnej kary nie było. Bułgarzy chcieli nas wyprowadzić z równowagi przed meczem z ich reprezentacją. Na drugi raz niech się skoncentrują na sprawach organizacyjnych, bo mają sporo do poprawy w tym względzie.
"Przegląd Sportowy": Po mistrzostwach świata byliście gośćmi najwyższych władz, panu zgotowano też huczne powitanie w rodzinnej Blachowni. To wszystko uzmysłowiło panu skalę sukcesu?
M.Bieniek:: Na pewno już dotarło do mnie, że jestem mistrzem świata. Te wszystkie zaszczyty i odznaczenia cieszą, bo widać, że ludzie doceniają nasz sukces, wielki sukces polskiej siatkówki. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniemy i zespół będzie się rozwijał, bo ma wielki potencjał.
"Przegląd Sportowy": Czuje pan większą popularność?
M.Bieniek: Nie aż tak bardzo. Gdy idę ulicą, ludzie patrzą, ale rzadko podchodzą. Zdarza się, że ktoś poprosi o autograf lub zdjęcie. Jest spokojnie.
"Przegląd Sportowy": Niedługo zaczniecie walkę w Lidze Mistrzów z włoskimi potentatami z Modeny i Civitanovy. Ucieszył się pan po losowaniu?
M.Bieniek: Cieszę się, że nie trafiliśmy na rosyjskie zespoły, bo uniknęliśmy ciężkich i długich podróży. Od strony marketingowej to super grupa, ale od strony sportowej bardzo trudna. Lube Civitanova to jeden z najlepszych zespołów na świecie, w tym roku zajął drugie miejsce w Lidze Mistrzów przegrywając tylko z Zenitem Kazań, a i Modena nie jest słaba. Ma Iwana Zajcewa, Micaha Christensona i Bartosza Bednorza. Mimo to stać nas na wyjście z tej grupy.
"Przegląd Sportowy": Z Lube przegraliście w półfinale Ligi Mistrzów, a wcześniej w klubowych mistrzostwach świata.
M.Bieniek: Dwa razy przegraliśmy, ale nawiązaliśmy równą walkę. Mam nadzieję, że teraz my wygramy, bo ZAKSA jest mocniejsza niż rok temu.
"Przegląd Sportowy": Tym bardziej że to Kędzierzyn ma trzech mistrzów świata, a nie Modena albo Civitanova.
M.Bieniek:: No właśnie. Nie ma czego się bać. Po losowaniu wysłałem sms do Bartka Bednorza: "Sorry, ale z grupy nie wyjdziecie. Zostaje wam tylko walka o mistrzostwo Włoch".
"Przegląd Sportowy": Ma pan 210 cm wzrostu, zakłada pan spodnie rozmiaru 38, buty 49,5 i koszule XXXL. Gdzie pan to wszystko kupuje?
Mateusz Bieniek: Na pewno nie w sklepach stacjonarnych. Wszystko zamawiam przez internet. Kiedyś był z tym problem, ale obecnie już nie ma.
"Przegląd Sportowy": Chodzenie po sklepach ma pan więc z głowy. A jak wyglądają obowiązki domowe?
M.Bieniek: Najbardziej nie cierpię gotować. Mogę pozmywać, nawet to lubię. Najgorszą karą dla mnie jest przygotowanie jakiegoś dania. Moja dziewczyna gotuje i dobrze to robi. A jeśli jej nie ma, wychodzę zjeść na miasto.
"Przegląd Sportowy": Kiedyś wspominał pan, że chętnie zagrałby w zagranicznym klubie. Kiedy to nastąpi?
M.Bieniek: W Kędzierzynie mam jeszcze kontrakt na ten sezon. Nie zamykam się na oferty. Jeśli będzie dobra sportowo i zadowalająca finansowo, mogę jechać w świat. Zobaczymy, jak będzie za kilka miesięcy. Na razie jednak koncentruję się na grze w Kędzierzynie i chcę jak najwięcej zdobyć z ZAKSĄ.
"Przegląd Sportowy": Podobno koledzy czasami wołają na pana Visotto.
M.Bieniek:: Kiedyś zaatakowałem ze skrzydła i powiedziałem, że zrobiłem to jak Leandro Visotto. Zresztą w Kielcach miałem kilka meczów jako atakujący. A poza tym w sumie jesteśmy chyba trochę podobni. No i ta ksywka mi została.
Źródło: "Przegląd Sportowy" Rozmawiała:R.Opiatowski
|