"ZAKSA jest dla mnie rodziną"-
-mówi Sam Deroo
/FRAGMENTY/
Sara Kalisz: Jak pana zdrowie? Już wszystko w porządku?
Sam Deroo: Zmagałem się z urazem łydki. Był on dość poważny, więc minęło trochę czasu zanim doszedłem do siebie i mogłem wrócić na boisko. Przez ostatnie tygodnie pracowałem bardzo ciężko, by pomóc drużynie. Kilka ostatnich spotkań spędziłem na ławce rezerwowych i mecz z GKS-em Katowice był pierwszym, który rozpocząłem w podstawowym składzie po kontuzji. Bardzo ważne było dla mnie to, żeby wejść we właściwy rytm meczowy i dlatego cieszę się, że trener dał mi na to szansę mimo że na początku spotkania moja dyspozycja nie wyglądała najlepiej [w drugim secie przyjmujący osiągnął 29 procent skuteczności w ataku; w czwartym już 88 - przyp. red.]. Ważne jest dla mnie to, że w końcu czuję się dobrze fizycznie i nic mi nie dolega. Ciągle jednak muszę pracować, ponieważ wciąż nie wykorzystuję swojego maksymalnego potencjału. Potrzebowałem również nabrać nieco pewności siebie, bo przerwa od gry była długa. Nie liczyłem na to, że w spotkaniu z katowiczanami zagram idealnie - po prostu chciałem być z chłopakami na boisku. Nie martwię się już i uważam, że w fazie play-off będziemy prezentować nasz maksymalny poziom.
S.Kalisz: Czuł pan, że przez ostatni miesiąc pewne braki i porażki ZAKSY z mocnymi rywalami [z Cucine Lube Civitanova, ONICO Warszawa czy Asseco Resovią Rzeszów - przyp. red.] wynikały w dużej mierze z tego, że brakowało pana na boisku?
S.Deroo: Wiem, że drużyna mogła mnie "użyć", jednak zmiana ta byłaby raczej słaba. Nie uważam jednak, że to był fatalny okres gry ZAKSY, bowiem wygrała ona Puchar Polski i była bardzo bliska uzyskania awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Mam swój udział w tych porażkach, bo wiem, że nie było łatwo zmienić ustawienie na boisku i zacząć grać inaczej bez wcześniej podstawowego przyjmującego. Bardzo szanuję jednak to, że w mojej opinii zespół mimo wszystko sobie poradził. Ostatnie tygodnie były trudne i poziom energii w drużynie nieco spadł, co przełożyło się również na to, że zaczęliśmy popełniać błędy w elementach, w których do tej pory ich nie było. Chcę je jak najszybciej wyeliminować, dlatego na treningu staram się zrobić więcej ponad limity, by jak najszybciej powrócić do zadowalającej dyspozycji.
S.Kalisz: Do tej pory z ZAKSĄ osiągnął pan niemalże wszystko - zdobył pan dwa złote medale mistrzostw Polski i dwa Puchary Polski. Brakuje tylko medalu Ligi Mistrzów. W tym roku po raz kolejny nie uda się go panu zdobyć. Irytacja rośnie?
S.Deroo: Ale nie było to wcale łatwe To mój cel i nic tego nie zmieni, jednak mam świadomość, że w tej chwili w Europie jest kilka mocnych drużyn, które również mogą sięgnąć po medale Ligi Mistrzów. Mają one wielkie budżety i znanych graczy. Zwyczajnie mogło być tak, że szczytem naszych możliwości w tym sezonie była gra maksymalnie o półfinał europejskich pucharów. Nie możemy też udawać, że każdy uważa, że ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w tej chwili to podium Europy. Za dużo przegraliśmy w tej edycji Ligi Mistrzów i trzeba się z tym pogodzić. Miło byłoby grać dalej, ale nie czuję irytacji z powodu braku awansu. Chłopaki zrobili wszystko, by tego dokonać, wygrali z Azimut Modeną, mieli piłki meczowe z jednymi z faworytów rozgrywek, czyli Lube, więc nie ma powodów, by czuć złość.
S.Kalisz: Nie zdobędziecie medalu Ligi Mistrzów w tym sezonie, czyli sukcesu, na który w ZAKSIE czeka pan najdłużej, macie za sobą spore problemy wewnętrzne związane ze wspomnianą aferą i nawet nie wiecie, czy obecny trener zespołu, Andrea Gardini, przedłuży kontrakt z klubem. Co więc skłoniło pana do tego, by związać się z ZAKSĄ w kolejnym sezonie?
S.Deroo:: Oczywiście, trener, który prowadzi zespół, to niezwykle ważny czynnik, ale najważniejszym jest drużyna. W niej atmosfera jest świetna, bardzo siebie wspieramy, jesteśmy zgrani i w większości znamy się już długo. W Europie nie ma zbyt wielu możliwości, by grać na naprawdę wysokim poziomie, a jedyną alternatywą poza tym są rozgrywki azjatyckie, w których można dużo zarobić. To była i będzie jedna z opcji, którą mam, i z którą będę się liczył, ponieważ muszę dbać o dobrobyt mojej rodziny. W tym momencie kariery dostałem jednak bardzo dobrą ofertę z ZAKSY. To naprawdę świetny klub i dobra liga. Jako zespół zawsze walczymy o medale, mam przy sobie ludzi, których uwielbiam, i z którymi się mocno związałem, a poza tym wiem, że nie zawsze warto myśleć, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Zgadzam się z tym, co pani powiedziała - w klubie nie wszystko było w ostatnim czasie idealne. Ta trudna sytuacja nie zmieniła jednak mojej opinii w stosunku do osób, które w klubie zostały. Mam też świadomość, że nie ma rodziny, w której wszystko układa się perfekcyjnie, a przecież ZAKSA jest dla mnie rodziną.
Źródło: "Sport" Rozmawiała:S.Kalisz
|