"Ten sukces smakuje wyjątkowo"-
- Sam Deroo po zdobyciu trzeciego "złota"
/FRAGMENTY/
Edyta Kowalczyk: Oczekiwałby pan, że będąc przez dwa miesiące wyłączonym z gry z powodu kontuzji, na koniec sezonu zawiesi pan złoto na szyi?
Sam Deroo: Pracowałem bardzo ciężko na to, by wrócić po kontuzji i byłem przekonany, że zdążę dołączyć do drużyny na najważniejsze spotkania, a już zwłaszcza na play-offy. W mojej karierze nigdy nie byłem tak zmotywowany, by wrócić silniejszym, jak w tym sezonie. Pod moją nieobecność chłopaki bardzo motywowali się nawzajem i w turnieju finałowym Pucharu Polski zaprezentowali się niesamowicie. Wtedy MVP został Olek Śliwka, który wchodząc na boisko w trakcie trzeciego meczu finałowego też zrobił różnicę w czwartym secie. Jestem niesamowicie dumny z tego, że mieliśmy tak mocnych zmienników. To tylko kolejny dowód na to, że samą szóstką niczego się nie wygra. Wiem, że kibice czy dziennikarze zwracają głównie uwagę na tych, którzy są na boisku, ale każdego dnia potrzebujesz czternastu na treningu. To oni nas pchają do tego, by cały czas podnosić swój poziom. Bez nich nie gralibyśmy dobrze.
E.Kowalczyk: Jaki był kluczowy moment tego sezonu dla was?
S.Deroo: Nigdy nie zapomnę tego, co się działo w naszych głowach, kiedy po porażce w pierwszym półfinale z zawiercianami, w drugim przegrywaliśmy już 0:2. Wtedy powiedzieliśmy sobie, że jeśli wyjdziemy z tego, to sukces będzie smakował jeszcze lepiej. Dla mnie to była walka na śmierć i życie. Znaleźliśmy się pod ścianą i wydawało się, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. Punkt po punkcie dążyliśmy do tego, by odzyskać swój poziom. Pewnie najłatwiej byłoby się poddać i może wiele drużyn by tak zrobiło, ale nie my. Dlatego na koniec sięgnęliśmy po złoto.
E.Kowalczyk: Andrea Gardini przyznał, że w finale pokazaliście, że ważniejsze było to, co macie napisane na przodzie koszulek, czyli nazwa drużyny dla której walczycie, niż wasze nazwisko na plecach.
S.Deroo: W trzecim meczu właśnie dlatego wygraliśmy. Na boisku pojawili się zmiennicy, którzy odmienili losy spotkania. Nie zawsze te zmiany tak działały, ale w sobotę przyszedł ten dzień, w którym to funkcjonowało. To niesamowity dowód dla całej drużyny jak możemy w ten sposób wygrywać.
E.Kowalczyk: Wracając do problemów zdrowotnych od kilkunastu dni przyjmuje pan antybiotyki. Jak dawał pan radę grać?
S.Deroo:: Nie traktowaliśmy tych kłopotów w kategorii wymówek, nie mówiliśmy o tym publicznie. Po prostu się z tym mierzyliśmy. Byli tacy, którzy mieli wirus żołądkowy i w dniu sobotniego finału nawet nie jedli posiłku przed meczem. Wiele czynników popchnęło nas do tego, by mimo wszystko trzymać się razem i nie poddawać. Nie traktowaliśmy tego jako wymówek, nie mówiliśmy o tym publicznie. To złoto jest dla mnie najcenniejszym trofeum zdobytym z ZAKSĄ.
E.Kowalczyk: Kto według pana powinien zostać wybrany MVP sezonu?
S.Deroo:: Dla mnie zawsze pierwszym wyborem jest Totti (Benjamin Toniutti przyp.red.). Jako rozgrywający zawsze zespala drużynę. Może nie jest tak, że co by się nie działo, to wyciągnie nas z kłopotów, bo przecież potrzebne jest mu dobre przyjęcie zagrywki po naszej stronie. Dla mnie to najważniejsza pozycja na boisku i Ben robi ogromną różnicę.
Źródło: "Przegląd Sportowy" Rozmawiała:Edyta Kowalczyk
|