Tytuł MVP otrzymała cała drużyna
- Benjamin Toniuttii dla "Przeglądu Sportowego"
/FRAGMENTY/
Edyta Kowalczyk: Jak pan sądzi - dlaczego eksperci wybrali pana na MVP sezonu?
Benjamin Toniutti: Myślę, że głównie dlatego, że chcieli wskazać kogoś z drużyny mistrzów Polski. Jak wiele razy podkreślałem, na wyróżnienia zasłużył cały nasz zespół. Mimo problemów zdrowotnych, chorób i kontuzji zdołaliśmy zdobyć w Polsce podwójną koronę.
E.Kowalczyk: Wasz trener Andrea Gardini uważa, że siła tkwi w drużynie nie indywidualnościach. Zgadza się pan?
B.Toniutti: Oczywiście. Wspólnie stawiliśmy czoła problemom. Pracowaliśmy na sukces wszyscy w równym stopniu, począwszy od nas zawodników, przez cały sztab, po władze klubu. Przed sezonem kibice, media czy eksperci wskazywali faworytów, sugerując się składami poszczególnych drużyn. Pamiętam, jak w moim pierwszym sezonie w ZAKSIE nikt nie oczekiwał, że zdobędziemy tytuł. Niewiele osób znało mnie, Sama Deroo, Kevina Tillie, a Dawid Konarski przenosił się do Kędzierzyna-Koźla z Asseco Resovii, w której nie zawsze był podstawowym zawodnikiem. A jednak skończyliśmy sezon ze złotem. W kolejnych latach utrzymywaliśmy trzon drużyny i koncentrację, by sięgać po kolejne sukcesy i oby dalej tak było.
E.Kowalczyk: Przed następnym sezonem zmiana w wyjściowej szóstce będzie tylko jedna. David Smith zastąpi Mateusza Bieńka odchodzącego do Cucine Lube Civitanova. Oznacza to jeszcze większą stabilizację składu?
B.Toniutti: W każdym sezonie zmienialiśmy jednego lub dwóch zawodników w szóstce i każdy kto przychodził, bardzo szybko łapał filozofię gry ZAKSY. Nawet jeśli ktoś późno dołączał do zespołu po sezonie reprezentacyjnym. Tak samo było teraz w przypadku Łukasza Kaczmarka i Olka Śliwki, którzy do nas doszli. Jeśli chodzi o Mateusza, myślę, że dla niego nadszedł czas, by spróbować czegoś nowego. Trafi do silnej drużyny i oby poradził sobie równie dobrze jak w ZAKSIE. A przyszły sezon? Poziom ligi będzie jeszcze wyższy.
E.Kowalczyk:Sam Deroo wspominał, że dla niego momentem zwrotnym był drugi półfinałowy mecz w Zawierciu, gdy przegrywaliście już 0:2 w setach i byliście o krok od pożegnania się z finałem.
B.Toniutti:: Takich momentów było sporo, ale rzeczywiście ten jest najbardziej znamienny. Pomyśleliśmy sobie: Cholera, przecież na 90 procent za chwilę pożegnamy się z marzeniami o złocie. Nie mieliśmy nic do stracenia, więc trzeba było wrócić do gry i doprowadzić do trzeciego spotkania. Kiedy odwróciliśmy wynik z 0:2 na 3:2, wiedziałem, że to nas zbudowało na tyle, by sięgnąć po tytuł.
E.Kowalczyk: Czy to był najtrudniejszy do wywalczenia tytuł spośród wszystkich, które zdobył pan z ZAKSĄ?
B.Toniutti:: Myślę, że tak. W moim pierwszym sezonie kontrolowaliśmy sytuację w finale i szybko pokonaliśmy Asseco Resovię trzy razy po 3:0. W drugim obowiązywały te dziwne zasady rodem z europejskich pucharów z dwumeczem i złotym setem. Dlatego po wygranej 3:0 w Bełchatowie w drugim meczu finałowym u siebie po dwóch wygranych setach mogliśmy cieszyć się z tytułu. W zakończonych rozgrywkach byliśmy już nad przepaścią w spotkaniu w Zawierciu, ale i w ostatnim spotkaniu finałowym. Przecież w dniu meczu rano nie trenował z nami Bieniu, który był w szpitalu pod kroplówką.
Źródło: "Przegląd Sportowy" Rozmawiała:Edyta Kowalczyk
|