Podsumowanie XII kolejki PLS
Na zapowiadany hit kolejki musieliśmy czekać do niedzieli, ale już w piątek mogło dojść do nie lada sensacji, a to za sprawą zajmującej ostatnie miejsce w tabeli Gwardii Wrocław, która podejmowała na swoim parkiecie siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Skazani na porażkę wrocławianie pokazali charakter, co mimo słabej postawy gości nie wystarczyło do zdobycia chociażby jednego punktu, ale kolejny już raz potwierdziło, że pretendenci do mistrzowskiego tytułu ( tytko takie trofeum przed sezonem interesowało działaczy tego klubu) dalecy są od optymalnej dyspozycji.
Pierwsze dwie partie tego spotkania miały niezwykle emocjonujący przebieg i niewiele brakowało, a obie zakończyłyby się zwycięstwem gospodarzy. W zespole Gwardii wspaniale prowadził kolegów do zwycięstwa Wojciech Szczurowski, który powrócił do zespołu po kilkumiesięcznej nieobecności, nieźle grał Roman Gulczyński, bardzo dobrze spisywali się obaj środkowi ( Krupnik i Markiewicz ). W ekipie Ryszarda Boska jedynie Przemysław Michalczyk przez całe spotkanie prezentował równą formę zarówno w ataku jak i w polu zagrywki i to jemu jastrzębianie zawdzięczają fakt, że nie stracili we Wrocławiu punktów. Kolejny słaby mecz rozegrał Łukasz Kadziewicz, zastąpiony później przez Arkadiusza Terleckiego, nierówno grał Grzegorz Szymański, który mylił się szczególnie w dwóch pierwszych setach tego spotkania, a Plamen Konstantinov rozkręcił się dopiero w dwóch ostatnich partiach. Wrocławianie mimo porażki zasłużyli na słowa uznania, gdyż nie przelękli się groźnych rywali i nie przegrali tego meczu w szatni. Szkoda tylko, że ich wysiłek nie został wynagrodzony choćby jednopunktową zdobyczą.
Przejdźmy jednak do oczekiwanego spotkania na szczycie pomiędzy liderem rozgrywek, czyli niepokonaną w tym sezonie drużyna bełchatowskiej Skry, a bardzo solidnie grającym wiceliderem - Wkręt - Metem Częstochowa. Jeśli ktoś stawiał sobie przed tym meczem pytanie, kiedy padnie bastion mistrzów Polski, którzy do tej pory stracili zaledwie trzy sety w jedenastu spotkaniach, to już w niedzielę uzyskał na nie odpowiedź. Jeśli ktoś wierzył w taki obrót sprawy po pierwszym secie niedzielnego meczu, to jest niepoprawnym optymistą.
Jak się jednak później okazało, mieliśmy w tym meczu naprawdę wszystko, co lubią kibice, a przede wszystkim walkę, choć początek raczej zapowiadał totalną katastrofę siatkarzy Edwarda Skorka, którzy nijak nie potrafili sobie poradzić z silną i mierzoną zagrywką gospodarzy oraz z blokiem, którego w żaden sposób nie potrafił oszukać Paweł Woicki. Zresztą wynik tego seta mówi sam za siebie ( 25 : 12 ). To, co wydarzyło się w drugiej partii, nie często zdarza się w grach zespołowych, a w siatkówce niezwykle rzadko. Skazani na porażkę goście, którym w pierwszej partii nie wychodziło dosłownie nic, nie tylko podnieśli się z kolan, ale uzyskawszy przewagę dopiero w samej końcówce drugiego seta, ( Skra prowadziła już czterema punktami - 19:15 ) potrafili ją utrzymać i doprowadzić do wyrównania stanu meczu. W tym miejscu należą się wielkie słowa uznania dla trenera Skorka za udaną zmianę rozgrywającego, za wprowadzenie Adriana Patuchy na zagrywkę i McKienzi'ego za Kocika.
W kolejnych partiach obraz gry odwrócił się. To bełchatowianie nie radzili sobie z blokiem rywali i to oni zatracili dawna skuteczność w ataku, a siatkarze Wkręt-Metu? No cóż, nie grali wcale rewelacyjnie. Często mylił się Billings, kłopoty z przyjęciem miał McKienzie i tylko Gierczyński grał jak zwykle bardzo skutecznie, a na środku w bloku i w ataku rej wodził Eatherton. I może narażę się kibicom Częstochowy, ale uważam, ze to Skra przegrała ten mecz, choć w niczym nie umniejsza to podziwu dla podopiecznych Edwarda Skorka za odbudowanie się po fatalnym pierwszym secie. No cóż, nie zdobyty w tym sezonie bastion padł i to na własnej hali, ale nie ma w tym niczego dziwnego, bo nie można zawsze wygrywać. Jednak okoliczności, które towarzyszyły temu siatkarskiemu wydarzeniu, jeszcze raz pokazały, że dopóki piłka jest w górze, niczego być pewnym nie można i to właśnie jest piękne.
Olsztynianie niby wykonali zadanie, zdobywając trzy punkty w meczu z beniaminkiem beż większego wysiłku, ale ani przez moment ich gra nie mogła się podobać, a powtarzające się błędy w ataku takich zawodników, jak Papke, Bąkiewicz, Ruciak, Gruszka chluby temu zespołowi nie przynoszą. Przez moment mogło się wydawać, że podopieczni trenera Luksa sprawią swoim kibicom jakąś miłą niespodziankę, ale zabrakło armat i potrzebnego spokoju, ale tego drugiego trudno wymagać od młodego zespołu, który pierwszy sezon gra w PLS. Młode wilczki: Michał Lach, Wojciech Winnik czy Michał Kubiak prezentowali się bardzo dobrze w tym meczu, pokazując, że w siatkówkę nie grają tylko nazwiska i przy odrobinie pewności siebie można z utytułowanymi zawodnikami też nawiązać równorzędną walkę, czego byliśmy świadkami szczególnie w pierwszym secie. W zespole gospodarzy zawiódł przede wszystkim Marcin Owczarski, który najczęściej atakował przed siebie,
nadziewając się raz po raz na blok rywali i można powiedzieć, że była to zasługa gry obronnej gości, ale coś mi się wydaje, że skuteczność bloku rywali przynajmniej po części wynikała z niedyspozycji atakującego. Trudno wyobrazić sobie, żeby pilanie zdołali wygrać w sobotę z Olsztynem, ale być może nie wyobrażali sobie tego również zawodnicy Jokera, bo nie poszli za ciosem i nie urwali choćby seta słabo grającym wicemistrzom.
Mostostal podzielił się punktami z Energią Sosnowiec i z takiej sytuacji nikt nie może być zadowolony, a zwłaszcza kędzierzynianie, którzy po wysokim zwycięstwie w trzeciej partii i wyraźnym prowadzeniu w czwartej, wydawało się ostatniej, oddali rywalom kilka punktów z rzędu i podobnie jak Skra, przegrali tego seta. Dobrze, że podopieczni Wojciecha Drzyzgi zrehabilitowali się w ostatnim secie, który bezdyskusyjnie wygrali, ale niepotrzebna strata punktu w meczu, którego przegrać nie powinni, kładzie się cieniem na ich występ w Sosnowcu, zwłaszcza, że powtórzyło się to już trzeci raz w rundzie rewanżowej. Teraz czeka naszych siatkarzy kolejny mecz z zajmującą ostatnie miejsce w tabeli Gwardią, która stoczyła wyrównany pojedynek z podopiecznymi Ryszarda Boska i miejmy nadzieję, ze tym razem spokoju i koncentracji wystarczy do ostatniej piłki, bo później czekają nas spotkania z pierwszą czwórką, w których o punkty będzie znacznie trudniej, chociaż wierzymy, że na własnym parkiecie nasi siatkarze pokuszą się wreszcie o jakąś niespodziankę. Po sobotnim meczu Mostostalowcy nadal zajmują piąta lokatę, choć ich przewaga nad szóstą Resovią stopniała do trzech punktów, a szarża na czwarte miejsce wydaje się coraz mniej realna, chociaż... jeżeli Martin Sopko utrzyma formę, którą prezentował w dwóch ostatnich spotkaniach, a Marcel zagra tak dobrze jak w Warszawie i w Kędzierzynie z Resovią, to jeszcze wiele może się zdarzyć.
Bardzo cenne zwycięstwo za trzy punkty odniosła wspomniana wcześniej Resovia Rzeszów, zwłaszcza, że od początku sezonu podopieczni Jana Sucha walczą nie tylko z rywalami na parkiecie, ale również z kontuzjami. W sobotnim spotkaniu zabrakło w zespole gospodarzy Tomasza Józefackiego i Michała Kaczmarka, a Tomek Kamuda wszedł na parkiet z urazem barku dopiero wówczas, kiedy jego koledzy mieli kłopoty z przyjęciem zagrywki i trzeba było przesunąć na tę pozycję Stanisława Pieczonkę. Warszawianie z powodu absencji Konrada Małeckiego nie mieli takiej alternatywy, a ponieważ nie radzili sobie również w bloku i zbyt jednostronnie przeprowadzali ataki ( Drabkowski grał wyłącznie na skrzydła) w decydujących momentach musieli uznać wyższość gospodarzy. Jeszcze raz wysoką pozycję w rankingu punktujących potwierdził Łukasz Perłowski, który niemiłosiernie nękał atakami z środka obronę gości, bardzo dobre spotkanie mimo urazu zaliczył Tomek Kamuda, udanie zastąpił Kaczmarka Sławomir Szczygieł. Warszawianie grali zbyt jednostronnie, by myśleć o zwycięstwie, a brak Małeckiego, niepełna dyspozycja Skalskiego i słabsza forma Rybaka były aż nadto widoczne. Podopieczni Jana Sucha zdobyli trzy punkty i umocnili się na szóstej pozycji. Teraz zapowiadają atak na wyższe miejsce, a co z tego wyjdzie, przekonamy się już niedługo, choć wierzymy, że Mostostal nie odpuści i zdoła utrzymać dobrą lokatę przed play-offami.
Dwunasta kolejka skończyła się pierwszą porażką Skry. Czy za Wkręt - Metem zechcą pójść inni. I nie chodzi tu o hasło: "Bij mistrza" i szukanie jakiejś sensacji w tym, co zdarzyło się wczoraj. Raczej idzie o to, aby w lidze coś zaczęło się dziać, bo nikt nie lubi w sporcie wcześniej napisanych scenariuszy, które stają się relacjami z meczów.
Autor: Janusz Żuk
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Skra Bełchatów |
12 |
33 |
34 |
6 |
2. |
AZS Częstochowa |
12 |
30 |
31 |
9 |
3. |
PZU AZS Olsztyn |
12 |
26 |
29 |
13 |
4. |
Jastrzębski W. |
12 |
26 |
28 |
14 |
5. |
Mostostal |
12 |
19 |
24 |
23 |
6. |
Resovia Rzeszów |
12 |
16 |
21 |
25 |
7. |
AZS Politechnika |
12 |
12 |
16 |
30 |
8. |
Joker Piła |
12 |
9 |
13 |
30 |
9. |
Energia Sosnowiec |
12 |
5 |
11 |
33 |
10. |
Gwardia Wrocław |
12 |
4 |
10 |
34 |
|