Podsumowanie XVII kolejki PLS
Siedemnasta kolejka PLS przyniosła ostatnie rozstrzygnięcie w dolnej strefie tabeli. Po zwycięstwie Gwardii Wrocław nad Jokerem Piła podopieczni Jacka Grabowskiego zapewnili sobie już udział w play-offach, chociaż o utrzymanie w lidze przyszło im stoczyć zacięty bój, w którym o podziale punktów zadecydowały dwie ostatnie piłki trzeciego seta, a tak naprawdę - odrobina szczęścia, większe doświadczenie i odporność psychiczna.
Pilanie przyjechali bowiem do Milicza z mocną wolą zwycięstwa i trudno się temu dziwić, skoro tylko wygrana za trzy punkty dawała im jeszcze cień szansy na przedłużanie nadziei na utrzymanie. Od początku też przystąpili do realizacji zamiarów i, o dziwo, okazało się, że "chcieć to móc", bo po dwóch partiach młodzi siatkarze Jokera z Jurkojciem na rozegraniu oraz z Lachem i Kubiakiem na przyjęciu prowadzili 2:0 i dzięki ogromnej ambicji i woli walki pewnie zmierzali ku realizacji wyznaczonego celu. Nie inaczej było też w trzecim, znów bardzo wyrównanym secie. Jednak przy stanie 23:23 asem serwisowym popisał się Jakub Markiewicz, a Michal Lach popełnił błąd w ataku i gospodarze " wrócili z dalekiej podróży" Ta porażka podcięła skrzydła gościom, którzy łatwo oddali kolejną partię, ale znów stawili opór w decydującym secie. Przy stanie 13:13 nie skończyli jednak dwóch ataków,
a Piotr Poskrobko pewnie wykorzystał kontry i wrocławianie mogli się cieszyć z realizacji zadania, które jeszcze kilka tygodni wcześniej wydawało się prawie niemożliwe do wykonania. Podopiecznym Dariusza Luksa pozostaje więc walka o utrzymanie w barażach, gdzie zmierzą się z Energią Sosnowiec, a jeszcze nie tak dawno, bo po zakończeniu rundy jesiennej, wydawali się pewnikiem do gry w przyszłym sezonie w rozgrywkach PLS-u. Otwarte pozostaje też pytanie, kto poprowadzi pilan w barażach, bo pozycja dotychczasowego szkoleniowca wydaje się być zagrożona. Kto by to jednak nie był, podejmie się niezwykle trudnego zadania, gdyż na jedno wolne miejsce czeka zarówno Energia jak i wicelider I ligi.
W Warszawie osłabiony brakiem Krzysztofa Gierczyńskiego Wkręt-Met stoczył równie zacięty pojedynek z Politechniką Warszawa i musiał zadowolić się tylko dwoma punktami. Trener Felczak tak skomentował występ swoich siatkarzy: "Jeżeli mamy w ogóle przegrywać, to właśnie w taki sposób. Jeżeli mamy wyciągać jakieś nauki, to po takich meczach.". Bo też warszawianie jeszcze raz udowodnili, że są groźni na własnym parkiecie i chociaż w ostatnich dwóch partiach przewaga częstochowian nie podlegała już dyskusji, dwa wygrane przez Inżynierów sety sprawiły wiele radości zgromadzonym w hali kibicom. Ozdobą tego meczu był pojedynek dwóch świetnych atakujących: Billingsa i Rybaka, ofiarna gra w obronie oraz skuteczne bloki, a przede wszystkim - dramaturgia, która szczególnie w końcówce trzeciego seta rozgrzała kibiców. Trudno wyrokować, jaki wpływ na przebieg tego meczu miała absencja Krzysztofa Gierczyńsjkiego,
który, moim zdaniem, jest najlepszym zawodnikiem w szeregach częstochowian, bo i Adrian Patucha, i Marcin Kocik, i David McKienzie spisywali się bardzo dobrze. Po prostu, warszawianie zagrali w sobotę naprawdę dobry mecz i chociaż nie udało im się pokonać wicelidera tabeli, zaliczyli dobre zawody przed play-offami, podczas których najprawdopodobniej będą mieli okazję do rewanżu.
W zupełnie innych nastrojach żegnali halę przy ulicy Mostowej kibice Mostostalu, którzy po raz kolejny w tym roku musieli pogodzić się z porażką swoich ulubieńców 3:0 po dobrym meczu w ich wykonaniu. "Może my się boimy wygrać - zastanawiał się po tym spotkaniu czeski rozgrywający Mostostalu, Petr Zapletal. Nasz zespół dwa sety z ekipą z Jastrzębia przegrał na "własne życzenie". I nie byłoby aż takiego żalu ani takiego rozgoryczenia w Jego słowach, gdyby ta sytuacja nie powtarzała się już od dłuższego czasu i gdyby jak fatum nie ciążyły nad zespołem przegrane końcówki, w których, jak w pamiętnym meczu reprezentacji Polski z Serbią, niemal pewne zwycięstwo przeobraziło się w jednej chwili w bolesną porażkę. "Jesteśmy cały czas tak blisko i tak daleko. Faktycznie, to zaczyna być powoli koszmar, że nie wykorzystujemy swojej dobrej gry w dwóch setach i mamy końcówki, które powinniśmy wygrać." -
komentował grę i wynik tego meczu trener Drzyzga, nawiązując też do poprzednich porażek. "Najbardziej boli przegrywanie końcówek, bo moich zawodników na pewno by to odblokowało. Nie wiem, jak by się wtedy potoczył mecz, ponieważ nie śmiem twierdzić, że wygrany pierwszy set dałby nam wygrany mecz, natomiast nasza gra pod względem psychiki na pewno by wyglądała lepiej.(...) Żal mi chłopaków, gdy przegrywają o tak zwany paznokieć."
Trudno znaleźć logiczną odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, że po dobrej grze przychodzi taki koniec i gdzie tkwi przyczyna powtarzających się porażek. To prawda, że szczęściu trzeba pomóc, ale chyba ono też opuściło zawodników. Czarna seria trwa, ale kiedyś musi się skończyć. Przed nami ply-offy i według wszelkiego prawdopodobieństwa mecze z Jastrzębiem "Jeśli rzeczywiście zagramy ze sobą - powiedział Łukasz Kadziewicz - to my będziemy faworytami. Lekceważyć jednak przeciwnika absolutnie nie możemy i zdajemy sobie sprawę, że to będą ciężkie mecze. W Mostostalu grają zdolni młodzi zawodnicy, którzy potrafią zaskoczyć. Jeszcze nie wygrywają z najlepszymi, ale pokazują, że mogą nawiązywać wyrównaną walkę." Najtrudniej będzie jednak przekonać samych zawodników, że ich dobra gra musi w końcu przełożyć się też na zwycięstwa, najpierw w setach, a później w meczach, bo to jest obecnie największy problem zespołu,
który wie, jak grać, ale nie poznał jeszcze smaku wartościowego zwycięstwa, które uskrzydla i dodaje pewności. Wierzymy jednak, że wszyscy: szkoleniowcy, a także kibice zrobią, co tylko w ich mocy, aby Mostostalowcy zbyt długo nie musieli czekać na swój dzień.
Podopieczni Jana Sucha wygrali natomiast pierwszy set w meczu z PZU Olsztyn i chociaż pozostawili niedosyt w szeregach wiernych kibiców, wydaje się, że na więcej po prostu nie było ich tego dnia stać. Wicemistrzowie Polski solennie postanowili sobie, że do końca fazy zasadniczej zadawalają ich tylko komplety punktów, więc po nie najlepszej pierwszej partii, uporządkowali grę, szczególnie w polu zagrywki, postawili szczelny blok i w ten sposób zrealizowali zadanie. Przed meczem trener Such zdawał sobie sprawę, że tylko mocną zagrywką może pokrzyżować szyki swoim rywalom, którzy przewyższają przecież gospodarzy pod każdym względem, jeśli idzie o siłę ataku czy bloku. Założenia szkoleniowca realizowali skutecznie Piotr Łuka i Tomasz Józefacki, a w ataku dzieła dopełniał bardzo skuteczny tej soboty Stanisław Pieczonka. W zespole z Olsztyna Michał Ruciak nie radził sobie z przyjęciem zagrywki, a właściwe z kryciem Piotra Gruszki,
i trener Wspaniały musiał na chwilę wpuścić do drugiej linii niedawnego libero, Pawła Kucińskiego, co jednak na niewiele już się zdało, bo przewaga rzeszowian była zbyt duża. Sytuacja diametralnie odmieniła się w drugim secie. Słynący z bardzo dobrego przyjęcia gospodarze raz po raz bombardowani byli zagrywkami gości i to oni tym razem zmuszeni zostali do defensywy, co skrzętnie wykorzystali olsztynianie, spokojnie punktując swoich rywali. Jeszcze w trzeciej partii siatkarze Resovii mieli okazję, aby powalczyć w końcówce, ale wówczas nauczeni doświadczeniem goście, "postraszyli" rywali szczelnym blokiem i odskoczyli na kilka punktów. Chwała więc siatkarzom z Rzeszowa za odważną walkę w pierwszym secie, za realizację założeń taktycznych i skuteczną grę w ataku. Na szczególne wyróżnienie zasłużył w tym meczu w zespole gospodarzy Stanisław Pieczonka, niezwykle skuteczny szczególnie w pierwszej partii. Resoviacy pokazali jeszcze raz, że są zespołem może bez wielkich nazwisk,
ale poukładanym i zdolnym do konsekwentnej gry, chociaż trudno jest im zagrozić takim potentatom jak Olsztyn, jednak przy odrobinie szczęścia i wiary w sukces mogą jeszcze w play-offach pokusić się o jakąś niespodziankę i na pewno nawet najlepsi nie mogą ich lekceważyć.
Kibice Energii liczyli już tylko na dobry występ swojego zespołu w meczu z liderem rozgrywek i chyba się nie zawiedli. Wzmocnieni Pawłem Siezieniewskim gospodarze szczególnie w drugiej partii zmusili mistrzów Polski do dużego wysiłku i choć spotkanie zakończyło się wynikiem 3:0 dla gości, podopieczni Radosława Panasa byli o krok od sprawienia dużej niespodzianki w postaci wygrania seta. Dla obu zespołów sobotni mecz był arcyważnym sprawdzianem. Już w środę bowiem Skra gra bardzo ważny mecz z Iraklisem Saloniki w ramach Ligi Mistrzów, a siatkarze z Sosnowca myślami są już w morderczych barażach, gdzie również nie mogą liczyć na taryfę ulgową. Ich dobra gra z pewnością bardziej optymistycznie nastroiła kibiców, którzy wraz z całą ekipą nie dopuszczają myśli o spadku z PLS-u. Wszak wychodzili obronną ręką z większych opresji.
Przed ostatnią kolejką wiemy już prawie wszystko i chyba niewiele może się zmienić. Znamy już dwa zespoły walczące w barażach i najprawdopodobniej również pary play-offów, a cała ósemka na te właśnie mecze teraz szykuje formę. Liga wchodzi w najciekawszy okres, bo tak naprawdę dopiero teraz zacznie się prawdziwa mordercza walka o wyznaczone cele, a w niej nie będzie meczów mniej ważnych i każdy zespół ma teoretycznie jednakową szansę, aby stanąć na podium. Tyle teoria, bo o ile nie można przewidzieć, jakiego koloru medale rozdzielą pomiędzy siebie zespoły "wielkiej czwórki" i kto pozostanie tuż za "pudłem", to raczej trudno się spodziewać, aby atak ze strefy 5-8 mógł się powieść, chociaż sport widział już nie takie historie i dopóki piłka jest w górze, nie można wypinać piersi do dekoracji.
Autor: Janusz Żuk
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Skra Bełchatów |
17 |
45 |
46 |
9 |
2. |
AZS Częstochowa |
17 |
40 |
43 |
16 |
3. |
Jastrzębski W. |
17 |
39 |
42 |
17 |
4. |
PZU AZS Olsztyn |
17 |
38 |
41 |
17 |
5. |
Resovia Rzeszów |
17 |
24 |
31 |
34 |
6. |
Mostostal |
17 |
19 |
25 |
38 |
7. |
AZS Politechnika |
17 |
18 |
24 |
42 |
8. |
Gwardia Wrocław |
17 |
14 |
23 |
43 |
9. |
Joker Piła |
17 |
10 |
16 |
45 |
10. |
Energia Sosnowiec |
17 |
8 |
15 |
45 |
|