"2021 rok mi się udał"
Siatkarz roku plebiscytu WP i Sportowych Faktów
/FRAGMENTY/
Kamil Semeniuk i Joanna Wołosz zostali zwycięzcami I plebiscytu WP i Sportowych Faktów na najlepszego siatkarza minionego roku. Wyboru dokonali internauci, którzy przez tydzień brali udział w głosowaniu. Wśród pań Joanna Wołosz (Imoco Volley Conegliano) od początku prowadziła i wygrała z wyraźną przewagą nad Magdaleną Stysiak (Vero Volley Monza). Wśród panów losy zwycięstwa ważyły się do ostatnich godzin. Ostatecznie to Kamil Semeniuk (Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle) otrzymał nieznacznie większą liczbę głosów od Tomasza Fornala (Jastrzębski Węgiel).
Grzegorz Wojnarowski: Jak się czujesz jako pierwszy w historii zwycięzca plebiscytu WP SportoweFakty na siatkarza roku?
Kamil Semeniuk: Fajnie! Ona pokazuje mi, że 2021 rok mi się udał i mogę być z niego dumny. Choć bez niej oczywiście też bym był. Dla mnie każda taka nagroda jest bodźcem do dalszej pracy. Myślę sobie: Ok, dostałeś wyróżnienie za pewien okres, ale teraz uważaj, żeby nie odbiła ci "sodówka", żebyś sobie nie myślał, że skoro zostałeś zawodnikiem roku, to możesz odpuścić. Statuetkę postawię na półce, będzie przywoływać miłe wspomnienia, ale też przypominać, że muszę dalej ciężko pracować i stawać się coraz lepszym siatkarzem. Mam cichą nadzieję, że będę jeszcze lepszy, i że dla mnie ten miniony to dopiero początek.
G. Wojnarowski: Kamil Semeniuk teraz to lepszy zawodnik, niż Kamil Semeniuk rok temu?
K. Semeniuk: Myślę, że tak. Dzięki zaufaniu Nikoli Grbicia zebrałem bardzo dużo doświadczenia, rozegrałem cały sezon od deski do deski w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Wiele ważnych spotkań, wiele finałów. A grając takie mecze, zyskuje się takie siatkarskie obycie, rośnie wiara w siebie i w swoje umiejętności. I na przykład teraz, gdy graliśmy w Lidze Mistrzów z Lokomitowem Nowosybirsk, w trudnych chwilach mówiłem sam do siebie w myślach: "Kamil, nie takie spotkania już grałeś. Wszystko będzie dobrze". Im więcej razy zagrasz o wysoką stawkę, tym spokojniejszy jesteś w kolejnym takim meczu.
G. Wojnarowski:Finał Pucharu Polski czy PlusLigi nie był już dla ciebie nowością, natomiast finał Ligi Mistrzów tak. Jakie to uczucie wygrać spotkanie o tytuł klubowego mistrza Europy?
K. Semeniuk: Ogromne przeżycie. Myślę, że każdy, kto stał wtedy na boisku w Weronie, miał świadomość, że takiego meczu nie gra się codziennie, czy nawet co rok. Na pewno na początku był lekki stres i obawa, jak to wszystko się potoczy. Jednak im dłużej finał trwał, tym wiara w zwycięstwo była większa.
G. Wojnarowski: Po Lidze Mistrzów był sezon reprezentacyjny. Dla ciebie pierwszy, w którym byłeś w kadrze. Denerwowałeś się, jadąc na zgrupowanie do Spały?
K. Semeniuk: Im bliżej tego zgrupowania, tym większe były nerwy. Niektórych chłopaków wcześniej widziałem tylko w telewizji, byłem ciekawy, jacy są poza boiskiem. Wejście do drużyny ułatwili mi koledzy z Kędzierzyna-Koźla, przede wszystkim Olek Śliwka, z którym na początku byłem w pokoju. Olek, jak starszy brat, wziął mnie za rękę, wszystko mi pokazał i wyjaśnił: Tu trenujemy, tu się robi pranie, tak wyglądają posiłki. A do tego i tego nie pyskuj, bo nie wypada.
G. Wojnarowski: Kiedy jesteś na boisku, sprawiasz wrażenie człowieka z kamienną twarzą.
K. Semeniuk: W zeszłym sezonie środowisko mogło tak mnie postrzegać. Faktycznie rzadko wybuchałem. Teraz to się zmieniło, wydaje mi się, że jestem bardziej wylewny. Może dlatego, że jestem bardziej świadomy swojej roli w zespole. Staram się poprzez swoje emocje wpływać na kolegów, zwłaszcza w meczach z teoretycznie słabszymi zespołami. To trudne spotkania, często jeszcze przed ich rozpoczęciem dopisuje się nam trzy punkty do tabeli, mówi się, że nie wypada nam przegrać, rywal jest mocno zmotywowany, my trochę mniej. Właśnie wtedy chcę dawać z siebie jak najwięcej i poprzez okazywanie emocji staram się sprawić, żeby koledzy zrobili to samo. Żebyśmy pokazali przeciwnikom, kto tu rządzi i po dwóch godzinach pracy mieli zwycięstwo w kieszeni.
G. Wojnarowski: Myślisz czasem o drodze, jaką przeszedłeś? Od kilkunastoletniego chłopaka, który stał na trybunach hali w Kędzierzynie-Koźlu i kibicował drużynie ze swojego rodzinnego miasta, do siatkarza, który wygrał dla tej drużyny Ligę Mistrzów?
K. Semeniuk: Zdarza się, że wracam pamięcią do tego, co było, że jeszcze całkiem niedawno grałem w finale Młodej Ligi i go przegrałem. Myślę o tym ilu chłopaków z tamtej ekipy jeszcze gra na poważnie, a ilu już zrezygnowało. I jestem dumny, że wytrwałem, że nie patrzyłem na to, co dzieje się wokół mnie, nie dawałem się zniechęcić różnym przeciwnościom losu, tylko szedłem dalej. Bardzo się cieszę, że mieszkańcy Kędzierzyna-Kożla - miasta, w którym się urodziłem i wychowałem - są ze mnie dumni.
G. Wojnarowski: Twoi rodzice są twoimi największymi kibicami. Wciąż nagrywają każdy twój mecz?
K. Semeniuk: Powoli zaczyna brakować przenośnych dysków, żeby te spotkania zapisywać. Tata gromadzi nagrania już od czasów, gdy grałem jeszcze w Młodej Lidze. Na początku nie nagrywał ich sam, prosiłem o to naszych statystyków, a kiedy wracałem do domu, tata, czasami razem z bratem, analizował moje dokonania i wskazywał, co mogę poprawić, jakich nowych zagrań mógłbym użyć. Brat powtarza mi, że zamiast starać się atakować na dużym zasięgu, powinienem częściej wykorzystywać blok przeciwników. Mama jest raczej moim adwokatem. Powtarza im, żeby mnie nie męczyli, bo nie samą siatkówką człowiek żyje. Na ten moment domowych analiz wideo już nie ma, ale tata dalej rejestruje wszystkie moje mecze. Będzie z tego fajne archiwum.
G. Wojnarowski: Kędzierzyn-Koźle to twoje miejsce na ziemi?
K. Semeniuk: Na ten moment jest odpowiednim miejscem dla mnie. Gram w najlepszym zespole w Europie, w swoim rodzinnym mieście. Niczego mi w ZAKSIE nie brakuje, wszystko jest na tip-top. Czerpię tutaj radość z gry. Czego chcieć więcej?
Źródło:sportowefakty.pl Rozmawiał:Grzegorz Wojnarowski
Czytaj więcej na stronie: sportowefakty.pl
|