"Przebyłem długą drogę"
mówi Kamil Semeniuk
/FRAGMENTY/
Sara Kalisz:Twoja droga od ultrasa z kędzierzyńskiej "Żylety" do najgłośniejszego transferu okienka i najwyższej kwoty wykupu w historii PlusLigi, jest imponująca. Czy czasami wracasz myślą do tego, skąd przyszedłeś?
Kamil Semeniuk:Zdarzało się to, gdy grałem spotkania w hali w Kędzierzynie-Koźlu i patrzyłem na sektor kibiców. Kiedyś ja tam stałem, to było moje miejsce. To miłe wspomnienia, a jednocześnie świadomość, że trochę czasu minęło od tamtej pory. Bardzo dużo się zmieniło. W tamtym momencie nawet sobie nie wyobrażałem, że kiedyś to ja na boisku w hali Azoty będę odgrywać kluczową rolę.
S.Kalisz:Niesłychana jest przewrotność siatkarskiego losu. Jakub Michalak, menedżer siatkarski, mówił mi, że niewiele brakowało, byś trafi do GKS Katowice. Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Jest dużo wdzięczności?
K.Semeniuk:Ścieżki kariery siatkarskiej mogły być różne. To, jak się to potoczyło, zależało nie tylko od świetnej współpracy z Kubą i Mikołajem Michalakami, ale również od zaplecza rodzinnego. Mój brat i mój tata nie podejmowali kluczowych decyzji, ale zawsze dzielili się opiniami na temat tego, czy dana ścieżka kariery będzie dla mnie najlepsza w konkretnym momencie. Wszystkie decyzje, które podjąłem, były bardzo przemyślane. Na kartce rozpisywałem sobie co jest plusem, a co minusem. Drogą, którą poszedłem, poszedłbym jeszcze raz, gdybym miał taką możliwość.
S.Kalisz:Przy której decyzji ślęczenie nad kartką plusów i minusów było najdłuższe?
K.Semeniuk:Myślę, że był to pierwszy sezon poza Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, gdy trafiłem na wypożyczenie do Aluronu Zawiercie. Było sporo zastanawiania się nad tym, czy zespół ten jest najlepszym możliwym wyborem. Jeśli chodzi o rozwój i możliwość grania, to była jedna z najtrudniejszych decyzji do podjęcia. Łatwy nie był również najświeższy wybór transferowy, czyli przejście Sir Safety Perugia. W połowie sezonu musiałem zdecydować, czy wybiorę kierunek na tamten moment rosyjski, czy włoski. Było wiele dyskusji odnośnie do tego, czy nie rzucam się na zbyt głęboką wodę. Myślałem też o tym, czy nie zacząć przygody międzynarodowej od niższej półki, stopniowo.
S.Kalisz:Wątpliwości miałeś stricte sportowe czy też innej natury?
K.Semeniuk:Nie będę odkrywał Ameryki, mówiąc, że kwestie finansowe były jednym z punktów na kartce. W zdecydowanej większości decydowało jednak to, czy rozwinę się bardziej jako siatkarz i sobie poradzę. To było kluczem odnośnie do podejmowania decyzji.
S.Kalisz:Co było największym plusem Sir Safety Perugia?
K.Semeniuk:Na ten moment jest nim możliwość grania w jednym z najlepszych zespołów na świecie.
S.Kalisz:Nawet jeśli teraz grasz w najlepszym zespole w Europie?
K.Semeniuk:Odchodzę z najlepszego klubu w Europie do zespołu, który w tym roku nie był nawet w finale Ligi Mistrzów. Kiedy mówi się o drużynie z Perugii, mówi się jednak o jednym z najlepszych teamów na świecie, ekipie topowej, nawet jeśli nie wygrywa ono scudetto. Jakby porównać ją do piłki nożnej, to jest to Real Madryt albo Barcelona.
S.Kalisz:Największy minus Perugii?
K.Semeniuk:Czy to minus - trzeba się zastanowić. Są to oczekiwania względem klubu. Wszędzie postawiona jest jedynka. We wszystkim, w czym będzie brał udział zespół, musi wygrać. Nacisk na wynik jest jeszcze większy, niż był w tym roku w Kędzierzynie-Koźlu. Polski klub był świadomy, że po roszadach zespół może potrzebować czasu, jeśli chodzi o zgranie, wygranie medalu. W Sir Safety Perugia trzeba wygrać wszystko niezależnie od tego, kto przychodzi i odchodzi. Miejsce numer jeden to wymóg. Presja rezultatu jest duża, co dla mnie jako dla zawodnika jest bodźcem do tego, by na każdym kroku dać z siebie maksimum.
S.Kalisz:Jak duże znaczenie w odniesieniu do twojej decyzji miało to, że Nikola Grbić był przez poprzedni sezon trenerem Sir Safety Perugia?
K.Semeniuk:Miało to duże znaczenie. To nie jest jednak tak, że chciałem wykorzystać to i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, zapewniając sobie przywileje w kadrze. Nie chodziło mi o to, by szkoleniowec był w stosunku do mnie bardziej przychylny i zabierał na każdy turniej. To, że trenerem w Perugii jest Nikola, miało jednak duże znaczenie przez to, że w Kędzierzynie-Koźlu miałem przyjemność z nim współpracować. Nie mogę o nim powiedzieć złego słowa.
S.Kalisz:Ostatnia piłka Ligi Mistrzów to był pierwszy moment, w którym dotarło mocno to, że zamykasz w Polsce pewnie rozdział? Na pewno myślałeś o tym wcześniej, ale to zawsze była perspektywa czasowa.
K.Semeniuk:Po spotkaniu finałowym w Lublanie coś we mnie pękło. Polały się łzy szczęścia, wzruszenia i świadomości, że to był ostatni mecz na ten moment w drużynie z Kędzierzyna-Koźla. Oczekiwałem, że po ostatnim starciu finałowym w PlusLidze pojawią się pierwsze łzy. Wewnętrzna świadomość tego, że sezon jeszcze nie jest skończony, zrobiła jednak swoje. Może dlatego też po ostatnim starciu z Jastrzębski Węglem emocje nie wybuchły. Kontrolę nad nimi utraciłem nie w momencie ostatniej piłki Ligi Mistrzów, a w chwili, kiedy jako zespół poszliśmy podziękować ścianie kędzierzyńskich kibiców, którzy byli w "Arenie Stozice". Wtedy jakby mnie ktoś ukuł, polały się łzy wzruszenia.
Źródło:sport.tvp.pl Rozmawiała:Sara Kalisz
Czytaj więcej na stronie: sport.tvp.pl
|