Telefon z ZAKSY wszystko zmienił
Jeszcze we wtorek Radosław Gil trenował gościnnie z BBTS-em Bielsko-Biała. Był zawodnikiem tego pierwszoligowego znów klubu w latach 2021-23. Wówczas prowadził grę zespołu, teraz awaryjnie był atakującym.
- Chłopaki mieli problem z tą pozycją, a ja chciałem się trochę poruszać - relacjonuje 26-latek.
Brakowało mu gry, bo obecny sezon zaczął na Cyprze, ale występy w Pafiakosie zakończył już po dwóch miesiącach. Nie mówi wiele na ten temat, bo sprawa prawdopodobnie trafi do sądu. Rzuca ogólnie, że drogi jego i tego klubu się pokomplikowały.
Do Polski wrócił w poprzedni piątek i szukał nowego pracodawcy. Dostał wcześniej dwie oferty, ale wszystko zmieniło się we wtorkowy wieczór, gdy otrzymał telefon z Kędzierzyna-Koźla.
- Rozmawiałem z klubem z 1. ligi, odezwał się też zespół z Turcji, a następnie przez cztery dni była kompletna cisza. Potem wracam z treningu i nagle wszyscy naraz się odezwali. ZAKSA podświetliła mi się mocno i nie było innej opcji, pozostałym klubom podziękowałem. Są po prostu kluby, którym się nie odmawia. Spakowałem się i pojechałem do Kędzierzyna-Koźla. Scenariusz nie do przewidzenia - wspomina szalone dni Gil.
26-latek przyznaje, że pierwsze spotkanie z nowymi, bardzo utytułowanymi kolegami z drużyny było dla niego dużym przeżyciem. W minionych latach miał okazję grać przeciwko nim w barwach różnych zespołów w PlusLidze.
- Chyba bardziej stresowało mnie teraz przebywanie z nimi i przyjście na trening niż wcześniejsze mecze przeciwko nim. Wejście do szatni, trening - początkowo miałem duży stres - opowiada z uśmiechem gracz, który w przeszłości był związany m.in. z Jastrzębskim Węglem, Indykpolem AZS Olsztyn i BKS-em Visłą Bydgoszcz.
Od razu też zapewnia, że siatkarze ZAKSY przyjęli go bardzo życzliwie i byli pomocni. - To bardzo profesjonalna drużyna, bardzo otwarci ludzie. Ten powtarzany wszędzie hasztag Zaksafamily, to nie jest tylko hasztag. Tak naprawdę jest - panuje tu rodzinna atmosfera, każdy sobie pomaga - podsumowuje.
Jego pozyskanie załatwiono w ostatniej chwili i na sobotę nie było dla niego jeszcze gotowej koszulki. Wystąpił z numerem cztery, który należy do Stępnia, a nazwisko tego ostatniego zaklejono taśmą. Gil starał się jednak w Rzeszowie, by jego nazwisko zapamiętano. Był bohaterem najbardziej widowiskowej akcji spotkania. Najpierw popisał się efektowną obroną, podbijając piłkę nogą przy bandzie, a chwilę potem - w tej samej akcji - zatrzymał pojedynczym blokiem Stephena Boyer.
- Taki już chyba mam charakter, staram się iść do każdej piłki. A po drugie, jestem w takim zespole, że chcę jak najbardziej mu pomóc i pokazać się z dobrej strony. Robię, co mogę - tłumaczy 26-latek.
Trener wicemistrzów Polski Tuomas Sammelvuo w rozmowie ze Sport.pl jasno zaznacza - waleczność w jego drużynie musi być czymś logicznym. I to niezależnie od sytuacji kadrowej.
- Nie ma potrzeby nawet o tym mówić. To musi być automatyczne. Walczymy do końca - podkreśla Fin.
Przyznaje, że Gil musi się jeszcze przyzwyczaić do intensywności wysiłku, jaki go czeka w ZAKSIE. Nie dość bowiem, że ma za sobą przerwę w treningach, to jeszcze wcześniej rywalizował na niższym poziomie sportowym. Ale szkoleniowiec jest dobrej myśli.
- Jestem pewny, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. W sobotę dał maksimum tego, co był w stanie - ocenia.
Autor:Agnieszka Niedziałek Źródło:sport.pl
|