Uwielbiam być sobą i grać w siatkówkę
Mówi Erik Shoji
/FRAGMENTY/
Karolina Wólczyńska: Kiedy zacząłeś swoją przygodę z siatkówką?
Erik Shoji: Zacząłem grać w siatkówkę w młodym wieku, bo miałem około ośmiu lat. Występowałem w drużynie juniorów, a mój tata był wówczas moim trenerem. Kiedy skończyłem osiemnaście lat przestał pełnić tę funkcję.
K. Wólczyńska: Mimo że próbowałeś swoich sił na rozegraniu i przyjęciu, wybrałeś pozycję libero. Dlaczego?
E. Shoji: Cóż, w Honolulu, z którego pochodzę, jestem dość wysoki w porównaniu do innych ludzi. Co jest dla wielu niespodzianką. Dorastałem, grając na różnych pozycjach, bo chciałem poznać specyfikę każdej z nich. Potem, gdy byłem już starszym zawodnikiem i dostałem powołania do reprezentacji U-19 i U-21, występowałem na pozycji libero. Miałem przeczucie, że moja przyszłość będzie związana z nią, ponieważ jestem najniższy w drużynie.
K. Wólczyńska: Prócz siatkówki uprawiałeś też tenis i baseball. Dlaczego nie kontynuowałeś swojej sportowej kariery w tych dyscyplinach?
E. Shoji: Tak. (śmiech) Baseball naprawdę lubiłem, ale od początku wiedziałem, że nie będę tego kontynuował. To po prostu nie był mój sport. W tenisa grałem w liceum do osiemnastego lub dziewiętnastego roku życia, ale siatkówka zawsze była moją pasją i sportem, w którym wiedziałem, że mogę zajść najdalej, więc wybrałem siatkówkę.
K. Wólczyńska: Do wątku olimpijskiego jeszcze wrócimy. Chciałabym cię zapytać o uczelnię. Zarówno ty, jak i twoje rodzeństwo studiowaliście na uniwersytecie Stanforda. Czy można zatem powiedzieć, że to wasz rodzinny uniwersytet?
E. Shoji: Tak, choć stało się tak przez zupełny przypadek. Zawsze byliśmy bardzo związani z Uniwersytetem Hawajskim, ponieważ mój ojciec był tam trenerem żeńskiej drużyny siatkarskiej. Kiedy pojawiła się możliwość gry na Uniwersytecie Stanforda, zdecydowałam się tam pojechać. Wiedziałem, że chcę skorzystać z takiej szansy i wyjechać do Kalifornii. Otrzymałem stypendium, więc nie musiałem płacić pełnej kwoty za studia. Ostatecznie wszyscy trafiliśmy na tę uczelnię i można powiedzieć, że weszliśmy do rodziny Stanforda.
K. Wólczyńska:Jakie uzyskałeś wykształcenie?
E. Shoji: Mam licencjat z biologii człowieka i magistra z biznesu. W planie jest rozpoczęcie własnego biznesu po zakończeniu kariery.
K. Wólczyńska: Jak to się stało, że trafiłeś najpierw do profesjonalnego klubu w Niemczech, a później przeniosłeś się do Austrii?
E. Shoji: Swoją profesjonalną karierę rozpocząłem w klubie CV Mitteldeutschland. Obecnie zespół nie występuje już w 1. Bundeslidze. Hypo Tirol Volleyballteam w Austrii był moim drugim kierunkiem. Po studiach znalazłem menadżera, który wyszukał dla mnie te drużyny. To był pierwszy krok w mojej karierze.
Karolina Wólczyńska: Jak się czułeś, będąc samemu za granicą?
Erik Shoji: - Prawdopodobnie największym szokiem związanym z rozpoczęciem profesjonalnej gry w siatkówkę było życie na własną rękę. Nie ma rodziny, nie ma wielu przyjaciół, a ty grasz z ludźmi, których dopiero poznajesz. Musiałem się dostosować do sytuacji - mieszkać samemu, gotować i pojawiać się w miejscach, których nie znałem. 22 lub 23 lata to nie tak mało, ale wciąż byłem młodym siatkarzem. Na szczęście przez pierwsze dwa sezony miałem w drużynie jeszcze jednego Amerykanina. Naturalnie i bardzo łatwo przyszło mi więc zaprzyjaźnić się właśnie z nimi.
K. Wólczyńska: Co sprawia, że nadal chcesz grać w siatkówkę? Co cię motywuje?
E. Shoji: Po pierwsze, chcę być najlepszym graczem i najlepszym kolegą z drużyny, jakim mogę być. Chcę pomagać drużynom, w których jestem i wygrywać - to motywuje mnie do ciężkiej pracy każdego dnia. Po drugie, uwielbiam grać dla mojej rodziny, która zawsze wspierała mnie w mojej karierze. Mam w sumie pięcioro bratanków i siostrzeńców, którzy od czasu do czasu oglądają moją grę. Uwielbiam to, że mogą oglądać moją grę na wysokim poziomie, podobnie jak reszta mojej rodziny. A po trzecie, w tym momencie mam przyzwoitą liczbę obserwujących w mediach społecznościowych, którym pokazuję, że możesz robić w życiu, co chcesz, o ile ciężko pracujesz i dobrze się bawisz. Uwielbiam po prostu być sobą i grać w siatkówkę.
K. Wólczyńska: Największa lekcja, jaką nauczyła cię siatkówka?
E. Shoji: Kontrolowanie tego, co można kontrolować. To trochę banalne, ale w siatkówce jest tak wiele rzeczy, które są poza twoją kontrolą. Starasz się tak bardzo radzić sobie w trudnych sytuacjach. Choć przede wszystkim musisz robić to, co możesz i wpływać na rzeczy, które możesz kontrolować.
K. Wólczyńska: Jakie amerykańskie cechy są charakterystyczne także dla ciebie?
E. Shoji: - Amerykanie zazwyczaj wykazują się dużą ilością ciężkiej pracy i pozytywnego nastawienia, a to jest coś, czego uczymy się od najmłodszych lat, zwłaszcza w drużynie i na boisku. Więc to jest coś, co lubię pokazywać mojej drużynie. Myślę też, że otwartość umysłu na różnych ludzi i rozmawianie z nimi o różnych rzeczach to coś, co lubię robić. Podsumowując, przede wszystkim to pozytywne nastawienie i ciężka praca.
K. Wólczyńska:Po paru latach w Polsce z pewnością przejąłeś też polskie cechy. Zatem jakie?
E. Shoji:(śmiech) Pomyślmy. Myślę, że Polacy są trochę bardziej powściągliwi, ale nie w negatywnym sensie. Według mnie Polacy są bardziej zdystansowani, ale kiedy się z nimi zaprzyjaźnisz, są tak samo otwarci i towarzyscy jak ja. To po prostu kultura. Chociaż jestem bardzo towarzyski i otwarty w wielu sytuacjach, lubię też wracać do domu i być sam.
Autor:Karolina Wólczyńska Źródło:siatka.org
Czytaj więcej na stronie: siatka.org
|