"Klub był wtedy całym naszym życiem"
O historii ZAKSY (Mostostalu) opowiada
pani Wanda Pietrzyk
/FRAGMENTY/
Grzegorz Łabaj: - Przyczynkiem do powstania stałej ekspozycji pn. "Historia kędzierzyńsko-kozielskiej piłki siatkowej" było przekazanie przez państwa Pietrzyków pamiątek klubowych i rodzinnych z okresu, kiedy działał klub Mostostal, a później Mostostal-Azoty.
Wanda Pietrzyk: Bardzo się cieszę, że udało stworzyć się taką piękną wystawę w hali "Azoty". Wraz z mężem prawie połowę życia poświęciliśmy temu klubowi. Szkoda by było, gdyby to wszystko przepadło. Jak się tutaj wchodzi, to od razu wracają wspomnienia. Niemal wszystkie te rzeczy pamiętam wiele z nich mieliśmy w domu. Ale dopiero tutaj, na tej ekspozycji, robią naprawdę ogromne wrażenie. Teraz każdy może zobaczyć to, co zgromadziliśmy przez lata, ale też wiele innych pamiątek przekazanych przez inne osoby.
G. Łabaj:W muzeum znajdziemy informacje o początkach kędzierzyńskiej siatkówki, które sięgają lat 50. i związane są z klubem Unia. W 1968 roku powstał Międzyzakładowy Klub Sportowy Chemik, ale siatkówka jakoś nie przykuwała uwagi włodarzy wielosekcyjnego giganta i w latach 70. przygarnął ją Start, a następnie Mostostal-4, w co zaangażowany był były zawodnik Kazimierz Pietrzyk. Z początkiem lat 80. sekcja wróciła do Chemika, ale wraz z jego upadkiem w 1994 roku, ponownie za sprawą pani męża, powołano do życia nowy klub pod nazwą "KS Mostostal Zabrze w Kędzierzynie-Koźlu". Przez te lata nazbierało się mnóstwo medali, pucharów, koszulek, szalików, dyplomów, różnych nagród, archiwalnych zdjęć czy materiałów prasowych, które pewnie zajmowały w domu mnóstwo miejsca. Miała pani dylemat, co z tym wszystkim zrobić?
W. Pietrzyk:Tak, i to spory. Zupełnie nie miałam pomysłu, co z tym wszystkim zrobić, przecież szkoda było to stracić. Rozmawiałam z bratem, z synem... Myśleliśmy, jak to wyeksponować. Przecież to jest hołd dla potomnych. To jest historia klubu, który tworzyło i przez który przewinęło się wielu ludzi. Dziś kibice przychodzą na mecze, widzą halę, znają zawodników i te ostatnie sukcesy ZAKSY, ale tej wcześniejszej historii wielu nie zna. Nie chciałam, żeby to wszystko trafiło do pudeł, do piwnicy, a z czasem zniknęło. To nasza spuścizna, trzeba ją pielęgnować, przekazywać dalej.
G. Łabaj: Gdy w 1994 roku powstał Mostostal, to dla państwa klub ten stał się najważniejszą sprawą.
W. Pietrzyk:Można powiedzieć, że był wtedy całym naszym życiem. Każdą wolną chwilę poświęcaliśmy drużynie. Jeździliśmy z zawodnikami, gdzie tylko się dało. Szczególnie dla mojego męża siatkówka była wszystkim. Kiedy mieszkaliśmy w Koźlu, postanowił wybudować dom w Kędzierzynie tylko po to, by być bliżej hali, bliżej zespołu, treningów. Czasami więcej czasu niż w domu spędzał w hali, najpierw tej starej przy al. Jana Pawła II, a później w nowym obiekcie przy ul. Mostowej. Dzięki niemu siatkówka w Kędzierzynie przetrwała. Lata dziewięćdziesiąte były trudne dla wszystkich, dla gospodarki, a co dopiero dla sportu. Siatkówka wówczas nie była tak popularną dyscypliną, jaką jest obecnie. Kluby i reprezentacja nie miały takich sukcesów. Ciężko było znaleźć sponsorów. Mało brakowało, a w Kędzierzynie klub przestałby istnieć. Ale Kazimierz się zaparł i dopiął swego.
G. Łabaj:Można powiedzieć, że wtedy stworzyliście podwaliny pod nowoczesny klub siatkarski. Czegoś takiego jeszcze w naszym kraju nie było.
W. Pietrzyk:To prawda. Pamiętam, jak mój mąż, gdy uzgadniał wszystko z Mostostalem, powiedział wprost chce stworzyć profesjonalny klub. Że w krótkiej perspektywie czasu drużyna będzie w krajowej czołówce, a w 2000 roku będziemy grali w europejskiej elicie. Wszyscy się wtedy z tego śmiali. Ale tak właśnie się stało w 2000 roku zagraliśmy w turnieju finałowym CEV Supercup. Po trzynastu latach przerwy polski zespół zdobył medal. W meczu o brąz Mostostal pokonał 3:0 grecki AVC Orestiada. Gdyby nie ten klub, to nie byłoby też tej pięknej hali. Pamiętamy, że pierwotnie miało to być kryte lodowisko, ale budowę przerwano w latach osiemdziesiątych. Zakłady azotowe przekazały obiekt miastu, a dzięki pozyskanemu dofinansowaniu udało się postawić piękny obiekt. Zatem wszystko jest ze sobą powiązane.
G. Łabaj:Zatem prawdziwa jest historia ze spotkania pana Kazimierza z pierwszym składem Mostostalu w szatni, gdy opowiadał im o swoich planach, że chce awansować do ekstraklasy, a za trzy lata zdobyć mistrzostwo Polski?
W. Pietrzyk:To było legendarne już spotkanie. Wszyscy wtedy wyśmiali mojego męża. Mówili: "Puknij się pan w głowę". Bo to brzmiało wtedy absurdalnie. Zwłaszcza że wtedy zawodnikom było dobrze tam, gdzie byli. Nie chcieli się przenosić do ekstraklasy mieli spokój, pieniądze, a tu trzeba było walczyć. A jak się wspomni tamte czasy i porówna z dzisiejszymi, to przeskok jest ogromny. Teraz zawodnicy mają luksus grają w pięknych halach, dysponują najlepszym sprzętem, na mecze dowożą ich wygodne autokary, nocują w dobrych hotelach. A pamiętam, że nasz zespół na pierwsze mecze czy zgrupowanie nad Bałtykiem jechał starą nyską, podarowaną przez firmę Mostostal. Cały czas się zastanawiam, jak oni się w niej mieścili. Jechali zawodnicy, trenerzy, masażysta, a jeszcze bagaże. Ale dawali radę i nikt nie narzekał.
Rozmawiał: Grzegorz Łabaj Źródło:lokalna24.pl
Czytaj więcej na stronie:lokalna24.pl
|