I tylko czegoś żal...
Pożegnanie Roberta Szczerbaniuka
Wiadomość o zmianie barw klubowych przez Roberta Szczerbaniuka, popularnego " Benka", wisiała w powietrzu od roku. Nieudana przygoda z Padwą, rozmowy z KP Energią Sosnowiec, podpisany w ostatniej chwili na rok kontrakt z Mostostalem, zapowiedź odejścia po zakończeniu sezonu do ligi włoskiej lub rosyjskiej, a ostatecznie dwuletni kontrakt ze Skrą Bełchatów, podpisany w niedzielę 30 maja. Tak najogólniej można scharakteryzować ostatni rok Pana Roberta. Po drodze był jeszcze występ w Lidze Mistrzów "Indesit" z Mostostalem i tytuł najlepiej punktującego zawodnika fazy grupowej, przygoda ze zmianą pozycji na dwa spotkania w sytuacji kłopotów kadrowych Mostostalu, awans do igrzysk w Atenach wywalczony w Porto i łzy szczęścia w oczach naszego środkowego.
Nie był to na pewno rok porywających sukcesów do jakich przyzwyczaili się kibice" Mosto", ale dla samego Szczerbaniuka nie był to rok zły. Wobec braku Świderskiego i Papkego stał się najbardziej uwielbianym zawodnikiem w zespole, odniósł osobisty sukces w rozgrywkach europejskich, awansował wreszcie do imprezy, o której marzy każdy sportowiec i sam ten awans wraz z kolegami wywalczył.
Przez ostatni rok wiernym kibicom "Mosto" Robert Szczerbaniuk przypominał wciąż niedawne sukcesy. Był jakimś znakiem, okrętem flagowym zespołu, który na przełomie XX i XXI wieku niepodzielnie panował w polskiej siatkówce. Chociaż czuliśmy, że do tego zespołu "Benek" już też nie bardzo pasuje, chcieliśmy Go mieć. Może z sentymentu, może ze strachu przed końcem czegoś, może z przyzwyczajenia...
Po kolei odchodzili zawodnicy, którzy tworzyli wielki " Mosto". Jedni czynili to z własnej woli, inni dziwnym zrządzeniem losu zostali wyłączeni z drużyny na skutek kontuzji. Nie było już Sławomira Gierymskiego, Marcina Prusa, Sebastiana Świderskiego, Pawła Papke, a Rafał Musielak od roku leczył kontuzję.
Dzisiaj, kiedy powstaje nowy Mostostal, może już czas przyzwyczaić się do tego, że trzeba mieć odwagę rozpocząć wszystko od nowa. Kiedyś też trenerzy i działacze zaufali młodym i niedoświadczonym uczniom SMS-U z Rzeszowa i odnieśli sukces. Może w tej nowej wizji Pan Robert siebie nie widział, a może zadecydowały inne względy. Chcę wierzyć, że było to coś więcej niż tylko pieniądze, bo zbyt mocno szanuję Go jako człowieka i zawodnika.
Kibice Mostostalu nigdy nie powinni zapomnieć, co dla nich " Benek" zrobił, ale Robert też powinien pamiętać, że wszystkie sukcesy odnosił do tej pory w tym klubie. Tu uczył się siatkówki, tu stawał się mistrzem i gwiazdą, tu przeżywał najwspanialsze chwile swojej kariery. Wszystko ma jednak swój kres i może, żeby się nie zasiedzieć, trzeba iść dalej, a jednak...czegoś żal.
Panie Robercie! Za wszystkie wzruszenia na meczach, za chwile radości na trybunach i przed telewizorami, za mistrzowskie tytuły i pasjonujące pojedynki "na siatce", dziękujemy i życzymy wielu jeszcze sukcesów w życiu osobistym i sportowym.
"Benek" w obiektywie
Autorzy: Janusz Żuk i Jacek Żuk
|