"Odszedłem po cichutku" -
- nowa rola Sławomira Gerymskiego
Sławomir Gerymski pięć najlepszych lat swojej długiej kariery sportowej spędził w Mostostalu, z którym trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, dwukrotnie tytuł wicemistrzowski, dwa razy Puchar Polski, raz trzecie miejsce w Final Four Pucharu CEV. Do bogatej kolekcji tytułów należy dopisać jeszcze dwa wicemistrzostwa oraz Puchar Polski ze Stalą Nysa i brązowy medal MP wywalczony z Jastrzębiem Borynia. Później było Morze Szczecin, powtórnie Stal Nysa, Resovia Rzeszów, a na koniec Joker Piła. To w tym klubie popularny "Gerym" postanowił zakończyć karierę zawodniczą.
Zapraszamy naszych Czytelników do lektury wywiadu zamieszczonego na łamach Magazynu Siatkówka, w którym Sławomir Gerymski wyjaśnia powody rozstania z czynnym uprawianiem sportu i kulisy decyzji o pozostaniu w Pile.
Karolina Korbecka: Mimo że Joker Piła nie utrzymał się w PLS-ie zostałeś w zespole, ale nie jako zawodnik, tylko trener. Czy to oznacza, że kibice nie zobaczą Cię już w akcji?
Sławomir Gerymski: Zakończyłem karierę, ale na sto procent nie mówię, że nie będę grał, bo przecież nigdy nie mówi się: "nigdy". Odszedłem sobie po cichutku, tak żeby nikt nie słyszał. Nie było żadnych hucznych pożegnań, bo nie odszedł nikt znaczny, tylko "Gerym", który nie był na olimpiadzie i nie zdobył mistrzostwa świata. Trzeba teraz zająć się inną pracą i cieszę się przede wszystkim, że ją mam, bo w dzisiejszych czasach jest o nią bardzo ciężko.
K. Korbecka: Wydaje się jednak, że mogłeś jeszcze pograć przynajmniej sezon?
S. Gerymski: Nie mamy tyle czasu, żeby ten cały żal ukazać w słowach, ale niestety takie jest życie. Nikt do mnie nie zadzwonił, nikt mnie nie chciał, a to chyba oznacza, że trzeba pewien etap zakończyć. Trzeba wiedzieć, kiedy odejść.
K. Korbecka: Nie miałeś żadnych propozycji gry z innych klubów?
S. Gerymski: Nie szukałem ofert. Wraz z prezesem Jasińskim ratowałem Piłę. Byliśmy w strasznej sytuacji. Spadliśmy z PLS-u, a ja do tego się przyczyniłem i czuję się odpowiedzialny. Prezes pozostał w klubie sam jak palec ze swoimi problemami, długami i zespołem zawodników, którzy tylko szukali miejsca gdzie indziej, Nie interesowało ich, co się będzie działo z Piłą dalej. Zależało im, żeby tylko jak najszybciej to sprzedać i odzyskać pieniądze. Stanąłem więc wtedy przy prezesie, żeby mu pomóc. Dogadaliśmy się i postanowiliśmy to wszystko w trzy lata odbudować.
K. Korbecka: Pozycja grającego trenera w Pile nie wchodziła w rachubę?
S. Gerymski: Takie coś to już przerabiałem w Szczecinie i w Nysie i wiem, ze podwójna rola jest bardzo trudna i ciężka. Praktycznie nie można wtedy ogarnąć gry całego zespołu. Uważam, ze tych dwóch zawodów nie powinno się łączyć.
K. Korbecka: Jakim trenerem jest Sławomir Gerymski?
S. Gerymski: Ja się nie będę nazywał trenerem jeszcze przez dziesięć lat, bo na tę nazwę trzeba sobie zasłużyć. Gdy kiedyś byłem zawodnikiem, nigdy nie mówiłem, że coś umiem, dopóki nie zdobyłem jakiejś tam ilości medali. Na pewno czeka mnie okres długiej i ciężkiej pracy. Teraz jestem dla tych chłopaków najstarszym kolegą w zespole, który ma coś do powiedzenia do nich i na tym to wszystko polega. Uważam, że jak stworzymy dobra atmosferę w zespole, to jesteśmy w stanie dobrze trenować i grać. Nikt tu nie musi nikomu pokazywać, że jest najważniejszy. Szacunek i autorytet wyrabia się zupełnie czymś innym. Jak ja będę ich szanował i dbał o ich zdrowie, pieniążki, rodziny i żeby ich nikt nie skrzywdził, to wiadomo, że oni odwdzięczą mi się tym samym, a czy będą do mnie mówić: trener, "Gerym" czy "Łysy", jest mi obojętnie.
K. Korbecka: Ciężko jest chyba tak szybko zaadoptować się po tylu latach grania w roli szkoleniowca?
S. Gerymski: Na razie z sobą walczę, bo po dwudziestu sześciu latach gry ciężko jest tak zostawić piłkę i stać z boku. Dla mnie takie stanie z boku w roli trenera, to tak jakbym nic nie robił. Wolałbym być w tym zespole i decydować na boisku o wyniku meczu. Wiadomo jednak, że jestem ich trenerem i jak będą dobrze grali, to ludzie będą mówili, że Gerym dobrze trenuje itd. To będzie jednak znaczyło tyle, ze Gerym będzie miał dobry zespół, który będzie pracował na to wszystko swoim wysiłkiem i umiejętnościami. I to oni będą wygrywać, a ja będę przy nich rósł jako trener, a nie odwrotnie. Takie stanie na meczu z boku będzie dla mnie tragicznym wydarzeniem. Na treningu jest trochę lepiej, bo mogę się na nich trochę powyżywać w tym sensie, że mogę wziąć piłkę do ręki i pokazać im, że jednak coś da się zrobić - zwłaszcza wtedy, gdy ktoś mi mówi, że to niemożliwe.
Rozmawiała: Karolina Korbecka
Źródło: Magazyn Siatkówka
|