"Nie samą siłą się wygrywa" -
-Sebastian Świderski dla NTO
R. Stęporowski.: Co dobrego wniósł Raul Lozano do naszej kadry?
S. Świderski: Największe plusy to świetne ułożenie taktyczne zespołu do meczu oraz techniczne przygotowanie poszczególnych zawodników. Kiedyś staraliśmy się grać siłowo, to była fizyczna siatkówka. Teraz nasza gra jest bardziej techniczna, spokojna, staramy się ustrzegać błędów. Już nie walimy na oślep piłki, tak w zagrywce, jak i ataku. Czasem słyszę zarzuty, że nie potrafimy pójść na zagrywkę i uderzyć piłki z prędkością 120 km na godzinę. Ale nie zawsze trzeba mocno zagrywać, by narobić problemów przeciwnikowi. Niekiedy lepiej oddać rywalowi łatwą zagrywkę, by przygotować sobie akcję w obronie i wyprowadzić kontrę. Powoli zaczynamy uprawiać siatkarskie szachy. Kto jest lepiej przygotowany taktycznie, ten dziś wygrywa. To wielki krok ku siatkówce na najwyższym światowym poziomie.
R. Stęporowski.: Czym zaskoczył pana argentyński szkoleniowiec?
S. Świderski: Zaczął zaszczepiać w nas to, że nie samą siłą się wygrywa. Zwycięża się inteligencją i myśleniem na boisku. Od kiedy jest selekcjonerem, to dużą i mądrą pracę wykonaliśmy na siłowni. Nie "pakujemy" bezmyślnie, tylko mamy dobrane odpowiednie ćwiczenia i obciążenia dla poszczególnych partii mięśni. Efekt jest taki, że na razie kontuzje nas omijają, a wcześniej były poważnym problemem reprezentacji i polskich klubów. W lidze włoskiej to podstawa, tam zawodnicy grają na najwyższym poziomie nawet do czterdziestki. U nas ze świeczką szukać trzydziestolatka prezentującego dobry poziom.
R. Stęporowski.: Podczas przygotowań jesteście ze sobą po kilka miesięcy w roku. Jak spędzacie wolny czas?
S. Świderski: Zabieramy ze sobą komputery. W wolnych chwilach praktycznie wszyscy przy nich przesiadują. Jedni oglądają filmy, inni serfują po internecie, kontaktują się z rodziną i znajomymi. I oczywiście gramy. Jeśli jest więcej czasu, to sieciujemy się i wtedy najczęściej wybieramy gry wymagające strategicznego myślenia albo strzelanki. Jest dużo zabawy, śmiechu, krzyków. Ale to zdrowy sposób na rozładowanie emocji. Gdy się spędza ze sobą pięć miesięcy, emocje i napięcia się nawarstwiają. Czasem trzeba je wyładować. To śmiesznie wygląda, kiedy dorośli ludzie, mający już rodziny, bawią się jak dzieci. Ale każdy wewnątrz jest trochę dzieckiem i dobrze, że potrafimy troszeczkę tego dzieciństwa z siebie wydobyć.
R. Stęporowski.: Wrósł pan we włoską ziemię?
S. Świderski: Nie, chociaż na 12 miesięcy około 9 spędzam we Włoszech. Ale na pewno po skończeniu swojej przygody w tamtej lidze wrócę, by w Polsce zakończyć karierę sportową.
R. Stęporowski.: W Gorzowie czy w Kędzierzynie?
S. Świderski: Odchodząc z Gorzowa, obiecałem, że tam wrócę. To jest moje miasto, w którym się wychowałem i nauczyłem grać, gdzie mam wielu znajomych.
R. Stęporowski.: Ale po niedawnym towarzyskim meczu z Kubą w Kędzierzynie-Koźlu żaden z zawodników tak długo jak pan nie opuszczał hali. Fani doskonale pamiętają, co "Świder zrobił dla Mostostalu.
S. Świderski: Po trzech latach wróciłem, mogłem zadebiutować w nowej hali i cieszę się, że kibice o mnie pamiętają. Mam w Kędzierzynie wielu znajomych, którzy po meczu przyszli się przywitać i pogratulować zwycięstwa. Część mego serca jest w Kędzierzynie i zawsze tak będzie, bo największe sukcesy świętowałem z Mostostalem. Dzięki temu klubowi udało mi się znaleźć nowego pracodawcę w lidze włoskiej. Moja wdzięczność dla klubu i miasta jest duża.
R. Stęporowski.: Po trzech latach gry we Włoszech, w najsilniejszej lidze świata, jakim stał się pan zawodnikiem?
S. Świderski: Na pewno mogę już o sobie powiedzieć, że jestem pełnoprawnym graczem ligi włoskiej, siatkarzem bardziej doświadczonym. Ale człowiek uczy się całe życie, a Włochy to bardzo dobre miejsce, by pogłębiać wiedzę o siatkówce i uczyć się jej nawet do czterdziestki.
R. Stęporowski.: A językiem włoskim posługuje się już pan biegle?
S. Świderski: To za dużo powiedziane. Nie mam problemów ze zrozumieniem tego, co do mnie mówią, staram się jak najbardziej składnie odpowiadać. Najważniejsze, że się dogaduję, tak na parkiecie, jak i poza nim.
R. Stęporowski.: Ale przeklina pan po polsku?
S. Świderski: To zależy, jak bardzo jestem zdenerwowany. Staram się kontrolować emocje. Kiedy coś nie wyjdzie, to użyję włoskiego nieparlamentarnego określenia. Jednak są momenty, kiedy jestem tak zdenerwowany, że nie kontroluję emocji i ostro mówię wyłącznie po polsku.
R. Stęporowski.: Niedawno został pan współwłaścicielem spółki wydającej magazyn "Świat Siatkówki". To pomysł na życie po zakończeniu kariery?
S. Świderski: Chciałbym po przygodzie z siatkówką mieć bagaż doświadczeń związany również z innymi dziedzinami niż kariera sportowca. Udział w wydawnictwie jest jednym z pomysłów. Jeśli mi się to spodoba i przyniesie jakieś korzyści, to po zakończeniu kariery będę działał w tej branży. Ale mam też inne pomysły na życie, mam nadzieję, że wypalą.
Rozmawiał: Roman Stęporowski
Źródło: NTO
|