Marcin Nowak - szczery aż do bólu
Wiktor Sobierajski: Marcin Nowak, pseudonim Gustaw. Dlaczego Gustaw?
Marcin Nowak: To dawna historia i nie ma nic wspólnego z siatkówką, a związana jest z pisarzem Gustawem Morcinkiem. Koledzy wymyślili sobie, że skoro jestem Marcin, czyli "Morcin", to dlaczego nie mogę być Gustawem - i tak to zostało.
W. Sobierajski: "Jeszcze przyjdą do Ciebie po autografy - przypomnij, kto to powiedział.
M. Nowak: Tak było rzeczywiście, a ta historia dotyczy początku mojej kariery, kiedy byłem taki "wąski" i chudy, i nie umiałem w ogóle grać w siatkówkę. Miałem, na całe szczęście, bardzo dobrego trenera, Andrzeja Czerwika, który podtrzymywał mnie na duchu i wspierał w każdym calu. Bardzo dużo mu zawdzięczam, bo to on ukierunkował moją karierę.
W. Sobierajski: Do siatkówki trafiłeś bardzo późno, biorąc pod uwagę Twój wzrost. To trochę dziwne, że trenerzy w Częstochowie tak późno zauważyli takiego wysokiego chłopaka.
M. Nowak: Zauważony byłem troszeczkę wcześniej, ale nie było sekcji w moim roczniku. Dopiero, gdy powstała sekcja złożona z chłopców z mojego rocznika i o rok młodszych, zacząłem już regularne treningi.
W. Sobierajski: Jesteś podobno szczery do bólu, co podkreślasz w wielu wywiadach, a to z kolei sprawia, że jesteś odbierany jako osoba kontrowersyjna czy wręcz konfliktowa. Zgadzasz się z takimi opiniami?
M. Nowak: Tak jest rzeczywiście. Uważam, że jeśli mam powiedzieć najgorszą prawdę, to powinienem to zrobić. Nie lubię niedomówień, które później powodują w decydujących momentach na boisku problemy przekładające się na przegrane mecze czy sety. Wszystkie sprawy należy według mnie rozwiązywać wcześniej, przed wyjściem na trening czy mecz - i jeżeli tylko mogę, staram się to załatwiać.
W. Sobierajski: Jak myślisz, dlaczego nie lubi się szczerych ludzi.?
M. Nowak: Wiele osób coraz częściej mi powtarza, że może czasami warto nie mówić czegoś, bo to powoduje różne komplikacje i konflikty, ale ja uważam, że konflikty mogą budować, mogą pobudzać ludzi do mobilizacji i do zdrowej rywalizacji.
W. Sobierajski: Bardziej złośliwi kibice w Kędzierzynie mówią, że gdyby w tej drużynie był jeszcze Piotrek Gabrych, to byłby już całkiem niezły młyn.
M. Nowak: Jeśli ktoś mnie tak postrzega, porównując do Piotrka, to jest w ogromnym błędzie. Nie jestem w ogóle wybuchowy i "nie używam argumentów" Piotrka, o których słyszałem. To prawda, że staram się załatwiać sprawy po męsku, ale słownie. Jeśli mam jakiś problem, to staram się rozmawiać, a najlepiej na forum drużyny, przy trenerze, aby nie było niedomówień i przeinaczeń.
W. Sobierajski: Ostatecznie wszystkie zaszłości z Olsztyna z trenerem Rysiem zostały wyjaśnione w Zdzieszowicach...?
M. Nowak: Tak, oficjalnie miało to miejsce podczas turnieju i ja sam zainicjowałem tę rozmowę z trenerem Rysiem, bo doszło mnie wiele nieprawdziwych informacji o tej całej sytuacji, chociaż ja myślałem, że czegoś takiego nie ma. Rozmawialiśmy z trenerem i wyjaśniliśmy sobie wszystko. Ja nigdy nie chciałem trenera upokorzyć, choć tak zostało to przez niektórych odebrane. Ci, którzy byli bliżej tej sytuacji od początku wiedzieli, o co chodzi i dlaczego to zdarzenie w ogóle zaistniało. Ja się cieszę najbardziej, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz jest to już za nami. Jestem z tego bardzo zadowolony, tym bardziej, że trener jest za granicą i trudno by było o taką okazję, a Zdzieszowice to umożliwiły.
W. Sobierajski: Co sprawiło, że wybrałeś Mostostal? Miałeś inne propozycje?
M. Nowak: Myślałem o powrocie do Częstochowy. Związane to było z tym, że jest to moje rodzinne miasto i jest tam bardzo dobra drużyna, która od dwóch lat zaczęła tak normalnie funkcjonować i od czasu nowego Zarządu zapewnia zawodnikom stabilizację finansową. Nie udało się, więc czekałem na skonkretyzowanie propozycji z zagranicy, które by mnie satysfakcjonowały. Sam wyjazd do zagranicznego klubu mnie nie pociąga, gdyż nie mam już dwudziestu kilku lat, jak wówczas, gdy podpisywałem kontrakt z Padwą, więc muszę zapewnić sobie i rodzinie godne warunki finansowe, a sam fakt gry w lidze zagranicznej tego nie gwarantuje. Obecnie kontrakty w polskiej lidze są naprawdę bardzo dobre. Czekałem na propozycję z ligi rosyjskiej, ale to się przeciągało, a ja chciałem mieć już pewien komfort psychiczny i poczucie stabilizacji finansowej na przyszły sezon, aby spokojnie poświęcić się siatkówce plażowej, więc przyjąłem propozycję Mostostalu, chociaż miałem jeszcze ważny kontrakt z Olsztynem,
rozwiązany na moja prośbę. Rozmowy trwały dość długo, bo około miesiąca, ale w końcu umowa została sfinalizowana. Prezes postanowił we mnie zainwestować, licząc chyba na to, że w młodej i perspektywicznej drużynie doświadczony zawodnik się przyda.
W. Sobierajski: Jesteś zadowolony ze swojej gry w Kędzierzynie? Tu nikt nie ukrywa, że działacze i kibice pokładają w Tobie ogromne nadzieje. Czy czujesz presję, że w tym i następnym sezonie masz być motorem tej drużyny?
M. Nowak: Na pewno mam taką świadomość, bo podpisując kontrakt z Mostostalem zdecydowałem się na to, że mam w zespole pełnić taką rolę - pomagać tym młodszym chłopakom rozwijać się.
W. Sobierajski: Obserwując Twoją grę i Twoją współpracę z Petrem Zapletalem, mam nieodparte wrażenie, że zbyt nisko wystawia Ci piłki i jakby nie docenia Twojego wzrostu.
M. Nowak: Obecnie jest już całkiem dobrze, bo na początku, kiedy przyjechałem do Kędzierzyna, miałem ogromne problemy, aby "zgrać krótką". Teraz z każdym treningiem ta współpraca układa się coraz lepiej. Na razie ograniczyliśmy rozegranie do paru wariantów, o co sam poprosiłem Petra. Z czasem będziemy oczywiście rozszerzali asortyment wystaw. Czuję się dobrze, więc myślę, że przy dobrym przyjęciu będę prosił, aby Petr, jeśli to tylko będzie możliwe, wystawiał do mnie piłki, które będą przynosiły nam punkty. Petr też musi w siebie uwierzyć i zaufać mi.
W. Sobierajski: A propos Twego wzrostu, czy spotkałeś kogoś wyższego od siebie, kto nie był sportowcem?
M. Nowak: Tak. W Częstochowie było dwóch chłopaków, którzy próbowali grać w koszykówkę bez większych efektów. Sam się dziwiłem, że nie chcieli osiągnąć sukcesów w sporcie, ale widocznie nie mieli takiej motywacji. Ja wychowałem się w takich warunkach, że nikt niczego mi za darmo nie dał i na swoją pozycję musiałem ciężko zapracować, to mi pomagało. Oni widocznie tego nie potrzebowali.
W. Sobierajski: Lubisz rozmawiać o pieniądzach?
M. Nowak: Nie. Uważam, że jest to sprawa indywidualna każdego sportowca i powinna być poruszana tylko wtedy, gdy zawodnik podpisuje kontrakt. Jaki kontrakt sam zawodnik lub jego menadżer wynegocjuje, idzie na rachunek zawodnika. Mówienie o sumach rodzi wiele niedomówień, szczególnie, gdy zawodnik nie spełnia nadziei kibiców, wtedy pieniądze stają się bardzo drażliwym tematem.
W. Sobierajski: Zgodzisz się jednak ze mną, że w ostatnich latach w Polskiej Lidze Siatkówki płaci się przyzwoicie?
M. Nowak: Bardzo przyzwoicie. Poza Rosją i Włochami są to najwyższe chyba zarobki, a i w lidze włoskiej nie wszędzie się zdarzają takie kontrakty, jak w tym sezonie w Polsce.
W. Sobierajski: Jesteś rozpoznawany w sklepie, gdzie rano kupujesz bułki? Pytam dlatego, że nie mieszkasz w samym Kędzierzynie, tylko w jednej z pobliskich miejscowości. To także część kontraktu z Mostostalem, czy Twój własny wybór?
M. Nowak: Mój własny wybór, moja własna decyzja. Chciałem jeszcze więcej spokoju niż daje Kędzierzyn i jestem bardzo zadowolony, bo mieszkam dosłownie dwie minuty od Kędzierzyna, a miejscowość nazywa się Brzeźce. Około dwóch miesiące trwały poszukiwania lokum i wcale nie było to takie łatwe, aby znaleźć w okolicach Kędzierzyna coś odpowiednio dużego.
W. Sobierajski: Na koniec o sędziach. Często podczas meczów Marcin Nowak podnosi błagalnie wzrok na sędziego i ze złożonymi jak do modlitwy rękoma stara się przekonać arbitra do swoich racji. Co wtedy tym sędziom mówisz?
M. Nowak: Najczęściej staram się niczego nie mówić, bo w tym sezonie, z tego, co słyszałem, poziom sędziowania nie jest najwyższy. Arbitrzy coraz bardziej starają się ingerować w widowiska sportowe i nie chcą nawet słuchać naszych uwag, które często są prawidłowe. Szkoda, że sędziowie konsultacje z arbitrami liniowymi traktują jak coś uwłaczającego i rzadko decydują się na zmianę decyzji, a przecież każdy może się pomylić i trzeba też umieć się z tego wycofać.
Opracował Janusz Żuk na podstawie wywiadu na falach Radia Park w audycji "Wiadomości Sportowe".
|