O piłkę od czwórki, o set od piątki -
echa tegorocznego sezonu
Chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że tegoroczny sezon PLS-u był wyjątkowy. Po Mistrzostwach Świata zakończonych srebrnym medalem kadry Raula Lozano siatkówka na wysokim poziomie przeniosła się na ligowe parkiety, tak że mogliśmy oglądać wiele ciekawych spotkań, a rozgrywkom towarzyszyło większe niż zwykle zainteresowanie kibiców. Wyrównał się również potencjał poszczególnych zespołów, więc walka o utrzymanie toczyła się niemal do ostatniego dnia, a i "czwórka" raz po raz traciła punkty w spotkaniach z teoretycznie słabszymi rywalami. I chociaż sezon jeszcze się nie skończył, a przed nami najważniejszy mecz roku, który zakończy ciekawą rywalizację o złoto pomiędzy Skrą Bełchatów a Jastrzębskim Węglem, to jednak z grubsza możemy pokusić się o podsumowania.
W Kędzierzynie miniony rok możemy podsumowywać już dzisiaj, bowiem Mostostalowcy, których piłka dzieliła od zdobycia awansu do "czwórki", zakończyli już rywalizację w drugiej części tabeli, gdzie uplasowali się na szóstej pozycji. I trzeba powiedzieć, że kibice Mostostalu na brak emocji w tym roku również nie mogli narzekać i wprost z rozpaczy wpadali w euforię. Ostatecznie wyszło dwie lokaty wyżej niż rok temu, więc można mówić o realizacji planu, co jest podstawą do pozytywnej oceny sezonu, chociaż rozbudzone w play-offach apetyty zostały nieco ostudzone ostatnią porażką w Rzeszowie.
W podobnym tonie wypowiada się prezes Kazimierz Pietrzyk: "Marzeniem było piąta lokata, nie udało się, ale nie robimy tragedii. Najważniejsze, że w ciągu roku zespół poczynił postęp, zawodnicy rozwijają się. Duży postęp poczynili najmłodsi: 19-letni Bartosz Kurek i 20-letni Jakub Jarosz, ten pierwszy został powołany do reprezentacji Polski na Ligę Światową."
A sezon rozpoczął się od fazy grupowej zastępczego Pucharu Polski. Mostostalowcy mieli szansę na awans z urzędu, ale postanowili wystartować w rozgrywkach, korzystając z możliwości wystawienia kadrowiczów i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Kędzierzynianie szli od zwycięstwa do zwycięstwa, potykając się tylko w dwóch meczach ze Skrą Bełchatów i ostatniej konfrontacji z Delectą Bydgoszcz. Zajęli więc pierwsze miejsce i pewnie zapewnili sobie awans do turnieju finałowego.
Później przyszedł czas sparingów dla jednych, a dla drugich walki o medale Mistrzostw Świata. Po powrocie srebrnej ekipy Raula Lozano liga ruszyła z kopyta, a kędzierzynianie zaczęli ją od ciekawego, aczkolwiek przegranego pojedynku z PZU AZS-em Olsztyn. Tydzień później tylko seta zdołali urwać częstochowianom, aby jeszcze przed sylwestrem dość niepewnie pokonać rozbitą drużynę Politechniki Warszawa. Po Nowym Roku zaliczyli bolesną "wpadkę" w konfrontacji z Gwardią Wrocław i w zespole zaczęto prowadzić bardzo poważne rozmowy, a trener podał się do dymisji. Prezes Pietrzyk mimo tego wciąż zachowywał spokój: "Śledziłem przygotowania zespołu do sezonu i widzę, jak przebiegają treningi. Oczekuję wyciągnięcia wniosków przez trenera i zawodników. Jeśli tego nie zrobią sami, to wtedy do działania przystąpię ja, ale będzie to wtedy dla nich mało przyjemne." Takie działanie przyniosło jednak oczekiwane skutki,
gdyż mimo przegranego tie-breaka, w Rzeszowie zagrała zupełnie inna ekipa. W kolejnych meczach zespół pewnie zwyciężył Jadar Radom i Delectę Bydgoszcz, więc sytuacja wyglądała na opanowaną. Drużyna z meczu na mecz grała lepiej i widoczne były wyniki pracy.
Jednak zespołu nie było stać jeszcze na wygraną z wielką czwórką. Zabrakło niewiele, ale seryjnie tracone punkty i proste błędy niweczyły momenty bardzo dobrej gry. "Obserwuję chłopaków na treningach i widzę, że naprawdę niewiele potrzeba, żeby "zaskoczyli." - komentował prezes Mosto. Mimo to zespół przegrał ze Skrą Bełchatów, PZU Olsztyn i AZS-em Częstochowa. Co gorsza - kędzierzynianie ulegli w tie-breaku AZS-owi Warszawa, więc wobec rewelacyjnej postawy Jadaru, zaczęli dość szybko pikować w stronę strefy spadkowej (8 miejsce). Jednak, wtedy odbili się od dna i po kolei odprawili Gwardię Wrocław, Resovię Rzeszów, Jadar Radom i Delectę Bydgoszcz. Zapewniło to spokojny sen trenerom i zawodnikom. Zeszłorocznych finalistów: Skrę i Jastrzębski, jednak znów nie zdołali pokonać i ostatecznie zajęli szóstą lokatę po sezonie zasadniczym.
Tabela skojarzyła zespół Andrzeja Kubackiego z Jastrzębskim Węglem. Nadzieje były spore, ale pierwszy mecz, gładko przegrany, zdawał się wskazywać kędzierzynianom miejsce w szeregu. Nic bardziej mylnego. Mostostalowcy przeszli wspaniałą metamorfozę i następnego dnia zagrali chyba najwspanialszy mecz w sezonie, doprowadzając do wyrównania. Gdy rywalizacja przeniosła się do Kędzierzyna, zmotywowani siatkarze Andrzeja Kubackiego zagrali dwa wspaniałe spotkania. Pierwszy wygrali, w drugim ulegli nieznacznie, chyba z powodu braku doświadczenia, choć mieli piłkę na wagę gry o medale. W piątym meczu w Jastrzębiu nie wytrzymali jednak presji i chociaż stali się rewelacją ćwierćfinałów, przyszło im grać o dalsze miejsca. Mimo to rywale nie szczędzili słów uznania. "Trzeba przede wszystkim pogratulować trenerowi Kubackiemu za to, czego dokonał z tą drużyną. Prawda jest taka, że myśleliśmy na początku,
że gładko wygramy ten ćwierćfinał w trzech spotkaniach, zwłaszcza, że po pierwszym meczu wszystko na to wskazywało." - opowiadał Daniel Pliński.
W międzyczasie odbyły się jeszcze finały Pucharu Polski. Te jednak kędzierzynianie zakończyli dość szybko, bowiem już w pierwszym meczu trafili na obrońcę i zdobywcę Pucharu, niepokonaną w lidze Skrę Bełchatów, i mimo dobrej gry zdołali wygrać tylko jedną partię.
Później emocje już nieco opadły. Kędzierzynianie pokonali w pierwszym spotkaniu gładko Jadar Radom, ale w kolejnej konfrontacji nie było już tak dobrze. Jednak w trzecim meczu znów zwyciężyli i to oni zagrali o piątą lokatę. Rywalizację o piąte, pucharowe miejsce z Resovią kędzierzynianie rozpoczęli bardzo dobrze - od wygranej na własnym terenie. Wydawało się, że tak wypracowana przewaga jest poważną zaliczką przed rewanżami, a waga tego meczu dla obu zespołów była ogromna, o czym mówili obaj szkoleniowcy i prezes Pietrzyk. W kolejnych spotkaniach zwyciężyli jednak rzeszowianie, którzy wykorzystali atut własnej hali. Należy jednak podkreślić, że w ostatnim meczu obie drużyny pokazały kawałek dobrej siatkówki, a o zwycięstwie drużyny Jana Sucha decydował dopiero tie-braek i wspaniała rzeszowska publiczność. Dwa razy byli więc kędzierzynianie o krok od urzeczywistnienia marzeń i dwa razy szczęście uśmiechnęło się do rywali,
choć w tym drugim wypadku - nasi zawodnicy trochę temu szczęściu pomogli, przegrywając gładko pierwszy mecz w hali Podpromie.
Porażka w Rzeszowie na pewno nie ułatwiła zadania włodarzom Mostostalu, którym teraz znacznie trudniej będzie znaleźć potrzebne pieniądze i utrzymać perspektywiczny skład. Miejmy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, bo szkoda by było tego, co w tym roku udało się z tym zespołem zrobić. Liga za rok będzie już inna. Część zawodników wybierze kluby włoskie czy rosyjskie, ale i na polskich parkietach będziemy mogli oklaskiwać wiele gwiazd europejskiego formatu. O co w przyszłym sezonie będzie walczył Mostostal? Miejmy nadzieję, że mimo trudności, o coś więcej niż tylko o ligowy byt, a więc do września! - gdy to znów kolejny sezon rozpocznie pierwszy gwizdek sędziego.
Autor: Jacek Żuk
|