Jakub Jarosz przenosi się do Bełchatowa
Kuba Jarosz, który dwa ostatnie lata spędził w Kędzierzynie, podpisał kontrakt z zespołem mistrza Polski, gdzie według zapewnień trenera Nawrockiego ma być zmiennikiem Mariusza Wlazłego.
- W Kędzierzynie występował na dwóch pozycjach: przyjmującego i atakującego. To nie pozwalało mu zaprezentować pełni możliwości - opowiada Jacek Nawrocki, drugi trener bełchatowskiego zespołu. - Do nas przychodzi jako atakujący.
O możliwościach nowego zawodnika Skry świadczy fakt, że w sezonie 2006/2007 wygrał rywalizację z Marcelem Gromadowskim, uważanym za nadzieję polskiej siatkówki. Zniechęcony Gromadowski zdecydował się wyjechać do Włoch. Niespodziewanie jednak w ostatnich rozgrywkach Jarosz rzadko pojawiał się na boisku. Powodem była m.in. kontuzja, która na kilka tygodni wyeliminowała go z treningów. Ponadto trener ZAKSY postawił na Jakuba Novotnego i Adriana Patuchę. - Ustaliliśmy, że ja będę grał jako przyjmujący, a na tej pozycji konkurencja była dość duża - opowiada sam zawodnik. - Dlatego po sezonie postanowiłem odejść.
21-letni zawodnik nie ukrywa, że oferta z Bełchatowa była dla niego zaskoczeniem. - Propozycji od tego klubu najmniej się spodziewałem, dlatego byłem trochę zdumiony. Przyjąłem ją, bo chcę się sprawdzić w jednej z najlepszych drużyn w Europie - dodaje.
Jarosz zdaje sobie sprawę, że trudno mu będzie wygrać rywalizację z Wlazłym. Liczy jednak, że będzie miał okazję do występów na boisku. - Skra gra bardzo dużo meczów, dlatego jestem przekonany, że trener będzie mi dawał szansę. Wiele zależy jednak ode mnie. Muszę go przekonać, że zasługuję na to - mówi.
- Na Jarosza patrzymy dwutorowo. Po pierwsze, jak na zawodnika, który będzie w stanie wesprzeć Mariusza Wlazłego. Po drugie zaś, przyszłościowo, bo to młody siatkarz o wielkim charakterze do walki, o dużej dynamice, mocnym ataku i bardzo dobrej zagrywce. - mówi drugi trener mistrzów Polski. Czeka nas jednak dużo pracy.
Z zainteresowaniem i dużą życzliwością będziemy się przyglądać karierze Jakuba, chociaż można obawiać się, że może go spotkać taki sam los jak to miało miejsce w przypadku Alexa Damiao czy Roberta Milczarka, którzy spotkania oglądali z trybun i to chyba miał na myśli prezes Pietrzyk, który mówił, że ma nadzieję, że Jakub wie, co robi.
Autor: Jarosław Bińczyk/Janusz Żuk
|