Łyżka dziegciu w beczce miodu
V Charytatywny Międzynarodowy Turniej Piłki Siatkowej Mężczyzn w Zdzieszowicach przeszedł już do historii, umilkła hala sportowa, która tak gościnnie przyjmowała kibiców i siatkarzy, a my zostaliśmy sami z naszymi wspomnieniami, fotografiami i długą listą pytań, na razie, niestety, bez jednoznacznych odpowiedzi.
Stało się bowiem to, co stać się mogło i jeszcze wielokrotnie może się przytrafić na początku budowy nowego zespołu, w którym czasami wszystko pracuje nienagannie, a czasem, z niewyjaśnionych względów, zgrzyta i zacina się. A jeśli ktoś miał nadzieję, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ujrzy już teraz drużynę swoich marzeń, chyba w tych marzeniach zagubił się i stracił resztki poczucia rzeczywistości. A jeśli komuś wydawało się, że "Mosto" zmiażdży wszystkich rywali i jak taran rozpocznie marsz na tron, zapomniał, w którym miejscu jesteśmy i ile jeszcze pracy nas czeka. Marzenia bywają piękne i dobrze je mieć, bo wszystkim nam marzy się powrót Mosto na tron. Najważniejsze jednak, że kiedy bardzo się chce i zna się drogę do celu, owe marzenia się spełniają.
Spełnione marzenia
Takie spełnione marzenia ujrzeliśmy w Zdzieszowicach w sobotę, kiedy to kędzierzynianie najpierw pokonali Maoam Mendig 3:1, a później Pamapol Domex Częstochowa 3:0. Na parkiecie bowiem wystąpił zespół waleczny, poukładany i sporo już potrafiący w każdym elemencie gry. Zespół zdolny do nawiązania walki z najlepszymi. Przyjęcie, rozegranie, atak i blok to podstawowe umiejętności siatkarskie, a właśnie w sobotę w każdym z tych elementów byliśmy dużo lepsi od rywali. Rafał Musielak na libero gwarantował nienaganny wręcz odbiór, a wspierany przez Olejniczaka i Serafina dawał nam poczucie pewności, że zagrywka przeciwnika trafi prosto na palce rozgrywającego. Piotr Lipiński, nie licząc pojedynczych błędów w pierwszym przegranym secie, momentami grał jak za swoich najlepszych lat, a kiedy nie dość precyzyjnie rozegrał piłkę, zawsze mógł liczyć na talent i spryt Gromadowskiego czy Olejniczaka.
Ta właśnie para stanowiła o sile ataku Mostostalu, raz po raz popisując się albo soczystym zbiciem, albo kiwką, albo "obiciem bloku". A że arsenał zagrań obaj mają bogaty, widzowie na trybunach nie mogli się nudzić, a przeciwnicy ani przez chwilę nie czuli się bezpiecznie. Do ich formy dostosowali się środkowi, którzy od czasu do czasu wprowadzali zamęt w szykach obronnych przeciwnika atakiem z krótkiej, aby nieco zdezorientować rywala i rozerwać zbyt szczelny blok, w czym szczególnie brylował Artur Augustyn.
Ten krótki opis gry Mostostalu pozbawiony jest rys i pęknięć, których uważny widz doliczyłby się na pewno sporo, były one jednak szczelnie maskowane przez to, co w sporcie najpiękniejsze - wolę walki i radość z gry. Dawno bowiem nie widziałem w szeregach żadnego polskiego zespołu tyle radości i pasji, którą emanowali w sobotę zawodnicy Mostostalu i w tym upatruję kapitał na przyszłość, choć wiem, że jeszcze nieraz w najbliższym czasie przyjdzie nam przeżywać gorycz takich porażek jak w niedzielę. Taki stan bowiem wpisany jest w proces tworzenia, trudne budowanie, w czasie którego zdarzają się niewytłumaczalne niczym wpadki.
Młodzież zapłaciła frycowe
Tak też stało się w niedzielę. W finale zawiodło niemal wszystko: przyjęcie zagrywki, które było naszym atutem w sobotę, atak i gra blokiem. W żadnym elemencie nie potrafiliśmy nawiązać równorzędnej walki z rywalem, który niesiony na fali udanych akcji, rozkręcał się z minuty na minutę tym bardziej, im bardziej gubił się zespół Mostostalu. Nie wiem, czy znakomita gra Energii była skutkiem zupełnej bezradności naszych siatkarzy, czy ich bezradność wynikiem świetnej dyspozycji przeciwnika, ale im bardziej nam nie wychodziło, tym więcej powodów do radości mieli zawodnicy z Sosnowca. Kibice ze zdumieniem przecierali oczy, gdy Łukasz Żygadło swoją zagrywką zmuszał Musielaka, Serafina i Olejniczaka do błędów, a Gromadowki nie mógł poradzić sobie z blokiem rywali, bo w tym samym czasie beztrosko w ataku harcował nowo pozyskany Litwin Cyvas, a niewysoki Jakub Łomacz bez kompleksów atakował obok naszego
bloku, a czasami nawet ponad nim. Z niedowierzaniem patrzyli na soczyste zbicia młodego Zbigniewa Bartmana i ataki z drugiej linii Bartka Soroki - do ubiegłego sezonu zawodnika z Kędzierzyna. W Mostostalu natomiast coraz bardziej odczuwało się zmęczenie i brak wiary w zwycięstwo. Moim zdaniem była to cena, jaką młody i pozbawiony kilku zawodników zespół ( brak Vartovnika, Kmeta, Stancelewskiego i Kubicy) musiał zapłacić za dwa wczorajsze mecze, za zmęczenie fizyczne i psychiczne, za młodość, która nie znosi umiaru. Nie można bowiem wymagać, aby niedawni juniorzy mieli w sobie dość doświadczenia i siatkarskiego wyrachowania, by rozłożyć emocje, dość sił, aby w ciągu dwóch dni rozegrać trzy trudne mecze, dość wyobraźni, aby przechytrzyć przeciwnika siatkarskim doświadczeniem. Gdy bowiem Energia spacerkiem pokonała GPTS Gorzów, Mostostal musiał rozegrać drugi mecz tego samego dnia i to z bardzo wymagającym przeciwnikiem - Pamapolem Domexem.
Nadzieja większa od przegranej
Zostało po tym turnieju wiele spostrzeżeń, które na pewno szkoleniowcy wykorzystają w dalszej pracy z zespołem. Jest też, moim zdaniem, ogromna nadzieja, że stać nas na wielkie mecze. W każdym z tych zawodników tkwi bowiem ogromny potencjał i w sobotę wszyscy to udowodnili. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość, bo na spełnienie marzeń też trzeba trochę poczekać. Łyżka dziegciu na pewno psuje smak miodu, ale może i dobrze, bo nadmiar tego złotego płynu bywa mdły i za wcześnie jeszcze na tryumfalne fanfary, dlatego czekamy z nadzieją na prawdziwy smak Mostostalu.
Rywale jeszcze nie w meczowej formie, ale jednak silni
Mniej gwiazd, a zespół jakby lepszy
Kibice popularnych "Kazików" z obawą patrzyli na zbliżający się sezon. W czasie okna transferowego odeszli czołowi zawodnicy klubu, a w szczególności środkowi, którzy stanowili o sile zespołu. Do klubu trafili zawodnicy solidni, ale bez nazwisk. Jak na razie ten manewr, choć wymuszony, przynosi skutek. W zespole panuje dobra atmosfera, a zawodnicy dobrze się rozumieją. Moim zdaniem, Energia przypomina Ivett. Oni także nie byli faworytami, oni także nie mieli nazwisk i wreszcie oni także jako drużyna nie stanowili zbitki indywidualności, ale monolit. Jak się okazało w minionym sezonie, takie drużyny mają szansę walki o najwyższe cele. Energia będzie moim cichym faworytem do podium w zbliżającym się sezonie PLS, a myślę, że i w Lidze Mistrzów zaprezentuje się lepiej "rozsprzedanego" Jastrzębskiego Węgla.
Wieża Babel
Zespół niemiecki zaprezentował się godnie. Wiadomo, że chłopcy pochodzą z różnych krajów i muszą się "dotrzeć". Jednak zauważyłem, że dobrze się rozumieją na boisku. Znaleźli wspólny język, a w dążeniu do celu są konsekwentni. Zauważyłem także kilku zawodników dobrej klasy. Jamie Mackay nie na darmo został najlepiej rozgrywającym turnieju. Uwagę zwracał także Edgar Tetukuoe i to nie tylko ze względu na dość nietypowe pochodzenie jak na siatkarza. Moim zdaniem w tej drużynie drzemią ogromne pokłady możliwości. Myślę, że w Zdzieszowicach pokazali tylko próbkę swoich umiejętności, bo wymęczone zwycięstwo nad Pamapolem i wygrana z niedoświadczonymi Gorzowianinami to za mało na zespół tej klasy.
Młodzi chłopcy pana Waldka
Moim zdaniem można zazdrościć prezesowi GTPS-u. Czego? Zazdrościć możliwości budowy zespołu praktycznie od podstaw. Tak młody zespół nie miał by racji bytu w PLS, ale w serii B może nawiązać równorzędną walkę z takimi potęgami jak Gwardia czy BBTS. To, że chłopcy grają ze sobą od początku może zaprocentować za parę lat. Jeżeli drużyna Waldemara Wspaniałego utrzyma skład to za rok, może dwa spotkamy się na meczach PLS. I choć wybiegam daleko w przód, to można wróżyć temu zespołowi wielką przyszłość i z uwagą przyglądać się poczynaniom tych sympatycznych i ambitnych chłopców w walce z zespołami serii B.
Zdekoncentrowani, czy po prostu słabsi ?
Do Częstochowy zawitały w tym roku większe pieniądze niż zwykle. Zatrzymano większość zawodników i utrzymano świetną drużynę. Jednak w zespole coś "zgrzyta". Może trener Skorek zaplanował szczyt formy na koniec sezonu, a słaba postawa na początku została wkalkulowana. Może Pamapol po brązowym medalu w PLS myślał, że mecze z Maoam i Mosto będą spacerkiem. Może ... , bo jakoś nie wierzę, że jedno zwycięstwo nad słabiutkim Ferramem Opava to kres możliwości zespołu trenera Skorka. Na to pytania odpowiedź poznamy już niedługo, a tymczasem pozostaje radość z pokonania odwiecznego rywala i brązowego medalisty Mistrzostw Polski.
Brak Chudika odczuwalny
Po tym turnieju pomyślałem sobie, że albo ktoś rozsprzedał klub z Opavy, albo trener Chudik zrobił z przeciętnych zawodników świetną drużynę, albo liga czeska jest tak słaba. Inaczej nie mogę sobie wytłumaczyć takiej postawy czeskiej drużyny. Oglądając poczynania popularnego Rastio stwierdziłem, że raczej to drugie. Grający trener na pewno nie zastąpi takiego szkoleniowca, jakim jest Rastislav. Moje przypuszczenia zweryfikuje zbliżający się sezon, bo może się okazać, że słabiutki jak na nasze warunki Ferram znów zdobędzie medal czeskiej ligi.
Autorzy: |
tekst głowny - Janusz Żuk |
|
charakterystyka rywali - Jacek Żuk |
|