"Chcemy dalej grać jak do tej pory" -
- mówi dla "Strefy Siatkówki" Wojciech Kaźmierczak
Wojciech Kaźmierczak jest najmłodszym zawodnikiem w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Pod skrzydła Krzysztofa Stelmacha trafił z Płomienia Sosnowiec. "Strefie Siatkówki" opowiada o profesjonalnej atmosferze w klubie i nadchodzących spotkaniach play-off z Resovią.
Magdalena Walczyk: Jesteś wychowankiem Chemika Bydgoszcz, a pochodzisz z Inowrocławia. Jak zatem trafiłeś do Bydgoszczy?
Wojciech Kaźmierczak: "Wszystko zaczęło się jednak w Inowrocławiu. Zacząłem trenować siatkówkę w szkole, tak dla zabicia czasu, żeby nie stać wieczorami pod blokiem i gadać o głupotach. Mój starszy brat również trenował siatkówkę, ja podpatrywałem, jak oni sobie radzą, a później trenowałem już z nimi. Następnie dowiedziałem się, że w Bydgoszczy otwierają szkołę sportową. Spróbowałem dostać się do tego liceum i udało się. Nasz rocznik był pierwszą klasą siatkarską, można powiedzieć, tak na próbę, i chyba się sprawdziliśmy. Stamtąd od razu do Chemika Bydgoszcz, a tam już jakieś zawody, turnieje, można było się pokazać w Mistrzostwach Polski Juniorów i tak to wszystko się zaczęło".
M. Walczyk: Jak na razie w każdym klubie spędziłeś po jednym sezonie. Jak będzie z ZAKSĄ?
W. Kaźmierczak: No nie do końca to jest tak, że wszędzie byłem tylko jeden sezon. W Bydgoszczy byłem wiele sezonów. Grałem tam cały wiek juniorski, a później cztery lata w I lidze, następnie jeden sezon w Avii Świdnik. Potem wróciłem do Bydgoszczy, a stamtąd przeszedłem na kolejny sezon do Sosnowca. Czas spędzony w Bydgoszczy wspominam bardzo miło. Pół sezonu byłem zawodnikiem wchodzącym z ławki, pół zagrałem w pierwszej szóstce. Następnie w Sosnowcu zrobiłem najważniejszy, jak na razie, dla mnie krok. Udało mi się pokazać w lidze z jak najlepszej strony. Trener Mirek Zawieracz zaufał mi, dał szansę i wystawiał w wyjściowym składzie.
M. Walczyk:I potem przyszedł czas na grę w ZAKSIE...
W. Kaźmierczak: Tak. Po sezonie spędzonym w Sosnowcu trenerzy Stelmach i Kubacki razem z prezesem Pietrzykiem zauważyli moją dobrą grę i chcieli mnie zatrudnić. Dość szybko ustaliłem warunki mojego przejścia i już po pierwszej rozmowie bez wahania podpisałem dwuletni kontrakt. Odpowiedź: dlaczego, wydaje się być oczywistą. Ten klub gra już wiele lat w tej lidze i osiągnął bardzo dużo. Dodatkowo na ten sezon budowano tu dość ciekawą drużynę, no i obecność Krzysztofa Stelmacha. Uważam go za dobrego fachowca i chcę się od niego jak najwięcej nauczyć. Póki co, jestem bardzo zadowolony z tego transferu i mam nadzieję, że zostanę tu jak najdłużej.
M. Walczyk: W poprzednich latach w ZAKSIE było wielu bardzo młodych zawodników o wielkim potencjale, ale nie potrafili się zgrać z sobą. Obecny skład jest przeciętny, bez wielkich gwiazd, a osiągacie wiele więcej. Jak myślisz, dlaczego?
W. Kaźmierczak: Nie chce się wypowiadać za zawodników, którzy mieli tworzyć wielki Mostostal. Odeszli, wybrali inny klub, to ich decyzja. Teraz mamy drużynę, która moim zdaniem gra równo cały sezon. Wszystkie osiemnaście spotkań w fazie zasadniczej, trzy w play offach oraz mecze pucharowe graliśmy na dobrym poziomie, przede wszystkim równym. To jest nasza siła. Nie jest trudno zagrać pięć meczów świetnie, a kolejne pięć beznadziejnie. Miejmy nadzieję, że z tą wyrównaną formą dotrwamy do końca sezonu. My naprawdę chcemy coś osiągnąć, pokazać, że nie jesteśmy jakąś niespodzianką sezonu, że zasłużyliśmy sobie na to miejsce w pierwszej czwórce PlusLigi.
M. Walczyk: W ZAKSIE jesteś najmłodszym środkowym. W jednym z wywiadów przed sezonem powiedziałeś, że będziesz mógł się wiele nauczyć od Roberta Szczerbaniuka. Czy tak jest faktycznie?
W. Kaźmierczak: Na pewno tak. Nazwisko Szczerbaniuk mówi samo za siebie. Bardzo dobrze gra na swojej pozycji. Prawie w każdym sezonie zdobywa medale. To jest zawodnik kompletny: blokuje, atakuje, zagrywa, broni piłkę. Nawet z wystawą radzi sobie całkiem nieźle. Na pewno jest on zawodnikiem, od którego warto się uczyć".
M. Walczyk: Minęło już parę dni od pierwszej rundy play-off. Trzy razy pokonaliście Warszawę. Tylko w pierwszym meczu była wyrównana walka i emocje do ostatniej piłki. Jak oceniasz te mecze z perspektywy czasu?
W. Kaźmierczak: Po każdym meczu staramy się wyeliminować jakieś błędy, które popełniamy w danym spotkaniu. Pomaga nam w tym Karol Łempicki, który analizuje wszystkie mecze i robi video. Później przekazuje to trenerom. Oni oglądają, analizują. Następnie na treningach starają się nam pokazać, gdzie popełniliśmy błędy, a później to już zostaje je tylko wyeliminować.
M. Walczyk: Powiedziałeś również kiedyś na początku sezonu, że drużyna jest wyrównana i nikt nie ma pewnego miejsca w wyjściowej szóstce. Podtrzymujesz to? Bowiem od paru spotkań widzimy już, że zaczęliście grać tą samą wyjściową szóstką.
W. Kaźmierczak: Trener zawsze nam powtarza, że u nas nie ma rezerwowych. Mamy drużynę A i B. Można to interpretować w różnoraki sposób. Ogólnie chodzi o to, że zarówno drużyna A i B chce tak samo wygrać mecz. Ta, która aktualnie nie gra, dopinguje tą, która jest na boisku. Czasami padają jakieś ostre słowa. Wiadomo, emocje. Ale po pierwsze najpierw musimy patrzeć na siebie, na swoją grę, a dopiero później ewentualnie zwrócić uwagę koledze. To jest taka niepisana zasada w naszej drużynie. Na niej bazujemy i póki co, dobrze na tym wychodzimy, bo w zespole nie ma złej atmosfery, a wręcz przeciwnie, dogadujemy się bardzo dobrze.
M. Walczyk: Jak porównasz metody szkoleniowe debiutującego w roli trenera Krzysztofa Stelmacha z poprzednimi szkoleniowcami? Czy dostrzega znaczną różnicę i ten tak chwalony przez wszystkich styl włoski?
W. Kaźmierczak: Nigdy nie grałem we Włoszech i nawet tam nie byłem, więc ciężko mi powiedzieć, jak tam wglądają treningi. W Polsce mamy coraz więcej szkoleniowców z Włoch i widać już powoli tę ich sławną szkołę. Uważam, że pierwszą zasadą jest myślenie na boisku, a nie jak to bywa w Rosji, gdzie najważniejsza jest siła. Każdy trener ma swój warsztat pracy. Krzysztof Stelmach sobie go dopiero tworzy. Jest to jego pierwszy sezon w tej roli i do tej pory udany. Oby tak pozostało do końca jego trenerskiej kariery. Jest on trenerem profesjonalistą. Wchodząc na halę, Krzysztof Stelmach jest w pełni skoncentrowany i od nas wymaga tego samego".
M. Walczyk: Jak wygląda zwykły dzień Wojtka Kaźmierczaka?
W. Kaźmierczak: - Nie ma tu dużo do opowiadania. Wstaję rano. Od 10.00 do 12.00 mamy trening. Po nim wracam do domu na obiad, albo gdy nie chce nam się gotować, to jedziemy z chłopakami coś zjeść na miasto. Potem mam chwilę relaksu, w której oglądam telewizję bądź bawię się na komputerze. Następnie ponownie trening, powrót do domu, kolacja i idę spać.
M. Walczyk: Czy czujesz już powoli, że jesteś popularny, ludzie zaczęli cię rozpoznawać na ulicy?
W. Kaźmierczak: Nie, no raczej nie jestem popularny. Czasami zdarza się, że jestem rozpoznawany, robiąc zakupy, szczególnie w sklepie obok mojego mieszkania. Tam chodzę tak często jak na halę, czyli codziennie. Ale tak już na poważnie, to czasami zdarzy się, że ktoś chce autograf bądź koszulkę. Jeżeli tylko mogę, to spełniam te prośby. Jest mi bardzo miło, gdy ktoś podejdzie i powie, że świetnie zagraliśmy. Po przegranym meczu też potrafią pocieszyć, pochwalić naszą grę i powiedzieć, że następnym razem będzie lepiej. Takie zachowanie bardzo cieszy.
M. Walczyk:Co powiesz o zapleczu klubowym ZAKSY?
W. Kaźmierczak: W Kędzierzynie-Koźlu są świetne warunki techniczne. Jest tu wszystko na miejscu: hala, siłownia, odnowa biologiczna i nasz fizjoterapeuta Aleksandr Bielecki. Jest znakomitym fachowcem i to jemu po kilku miesiącach grania zawdzięczamy tak dobre fizyczne samopoczucie.
M. Walczyk: Wielu siatkarzy mówi, że przed meczem ma jakiś tam swój rytuał. Ty też masz coś takiego?
W. Kaźmierczak: Lubię przed meczem posłuchać muzyki, ale żeby mieć jakiś specjalny rytuał, to nie. Na pewno też nie należę do przesądnych ludzi
M. Walczyk: Może teraz porozmawiajmy o tym, co przed nami. W następnym tygodniu gracie z Rzeszowem. Cieszycie się, że to Resovia, a nie Częstochowa?
W. Kaźmierczak: Czy to jest Rzeszów, czy to jest Częstochowa i tak musimy wygrać, jeżeli myślimy o jakimś finale. A nie ma co ukrywać, że myślimy o nim i chcemy wygrać te mecze. Obojętnie już, czy będzie to wynik 3:0, czy 3:2, byleby wygrać. W play-offach najważniejsze jest zwycięstwo, a nie styl, w jakim to się osiągnęło.
M. Walczyk: Od kilku sezonów zawsze o decydujące miejsce w końcowej klasyfikacji ligi gramy z Resovią. Niestety, te pojedynki są zawsze dla was przegrane. Czy uda wam się w końcu przełamać to fatum?
W. Kaźmierczak: Pamiętam, chyba trzy ostanie sezony rzeczywiście tak było. Zatem nam nie pozostaje nic innego, jak przerwać tę złą passę, żeby nikt nie mówił, że mamy kompleks Rzeszowa. Tak na poważnie, to nie mamy kompleksu żadnej drużyny, a tym bardziej Rzeszowa. Z każdą można wygrać, z każdą można przegrać. Zwycięstwo w spotkaniu w dużej mierze zależy od dyspozycji dnia. My ciężko trenujemy cały sezon, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Chcemy wygrać mecze z Resovią, a później walczyć o medal.
M. Walczyk: Resovia czuje chyba większą presję na sobie niż wy, to oni budowali zespół, który będzie zdolny zdobyć medal?
W. Kaźmierczak: Niby tak. Oni muszą. Od początku sezonu krzyczą, że grają o finał Mistrzostw Polski i muszą się w nim znaleźć. My natomiast chcemy im w tym przeszkodzić.
M. Walczyk: Wróćmy jeszcze do bardziej prywatnych spraw. Jakie plany na wakacje?
W. Kaźmierczak: Na wakacje
Hm
Chcę wyjechać z moją narzeczoną nad morze. Znając polskie realia pogodowe, to wybierzemy się raczej za granicę. Tam pogoda będzie pewniejsza, a i przy okazji pozwiedzamy, poznamy inna kulturę, obyczaje. Co do tych wakacji, to jedno wiem na pewno - w ich trakcie będę chciał wypocząć.
Źródło:siatka.org
|