"Jesteśmy przygotowani do maratonu"-
mówi Dominik Witczak
Łukasz Baliński: W ciągu najbliższych czterech tygodni będziecie grali niemalże co trzy dni. To spore wyzwanie.
Dominik Witczak: Do tego dochodzą przeloty, dalekie przejazdy, ale jesteśmy spokojni. Mamy świadomość, że dobrze i ciężko pracowaliśmy na treningach, m.in. właśnie po to, by wytrzymywać takie serie. Tych spotkań faktycznie jest sporo i wszystkie są tak samo ważne. Czeka nas rytm: mecz - trening - mecz, ale na pewno żadnego rywala nie zlekceważymy i do wszystkich gier podejdziemy z wolą zwycięstwa. Musimy być odpowiednio skoncentrowani, a wtedy będzie dobrze.
Ł. Baliński: Pan, jako zastępujący Jakuba Jarosza, ma mniejszy udział w meczach. Trudno jest przyglądać się z boku, gdy grają koledzy?
D. Witczak: Wygląda to tak, że gdy ten skład, który występuje na parkiecie, spisuje się dobrze, to wtedy trener za dużo rotacji nie robi. Gdy potrzebny jest jakiś wstrząs, to naszą zmienników rolą jest wejść i pomóc temu, kto ma akurat słabszy dzień. Pracujemy jednak wszyscy wspólnie dla dobra zespołu.
Ł. Baliński: Ten maraton jednak dla rezerwowych ma pewien plus, jest szansą na częstsze pojawianie się na boisku...
D. Witczak: To zależy przede wszystkim od trenera, ale nie tylko. Wiadomo, że gdy się wejdzie i pomoże, to radość jest tym pełniejsza, ale nikt też z nas nie miałby nic przeciwko, gdybyśmy rzadziej pojawiali się na parkiecie, co byłoby równoznaczne z tym, że wszystko świetnie idzie, wygrywamy i zmiany nie są potrzebne (śmiech).
Ł. Baliński: Dopiero co minęły święta, zabawa sylwestrowa zbliża się wielkimi krokami, a Wy znów wracacie do treningów na pełnych obrotach, a mieliście tylko pięć dni przerwy. Trochę mało.
D. Witczak: Na pewno chciałoby się więcej, ale im dłuższy odpoczynek, tym trudniejszy powrót do treningów. W większości domy rodzinne mamy daleko od Kędzierzyna-Koźla, niektórzy nawet 400-500 km [np. Marcin Mierzejewski i Michał Ruciak spędzili święta z rodzinami w Olsztynie - przyp. red.]. Jasne, iż chciałoby się spędzić z bliskimi jeszcze jeden czy dodatkowo dwa dni, ale taki jest nasz zawód i wiedzieliśmy na co się decydujemy.
Ł. Baliński: Skoro mowa o świętach, to jak spędził je Dominik Witczak i co zaplanował na sylwestra?
D. Witczak: Święta spędziliśmy w Kaliszu, w mieście rodzinnym mojej żony [Anna, siatkarka Muszynianki Muszyna - przyp. red.]. Dotarliśmy tam dopiero późnym wieczorem 23 grudnia, więc ominęły nas przygotowania, potem trochę czasu na zakupy i już Wigilia. W pierwszy dzień świąt pojechaliśmy z kolei w odwiedziny do mojego rodzinnego miasta Ostrowa Wielkopolskiego, oddalonego od Kalisza jedynie 25 km, a już nazajutrz nad ranem odwoziłem Anię na lotnisko, bo miała wylot na turniej do Bazylei. Z kole z sylwestrem jeszcze nic nie wiadomo. Ja 1 stycznia po południu mam trening, a żona na drugi dzień. Więc najprawdopodobniej spędzimy go w Kędzierzynie-Koźlu albo w Krynicy.
Ł. Baliński: Ma Pan jakieś postanowienia noworoczne?
D. Witczak: Poza tymi sportowymi, które w jakimś stopniu są oczywiste, to obiecaliśmy sobie z żoną, że postaramy się coś zrobić, by w przyszłym roku więcej czasu spędzać ze sobą, by być jeszcze bliżej siebie.
Źródło: gazeta.pl/Opole
|