Odbudować i przywrócić nadzieję
Ostatnie porażki Mostostalu z teoretycznie słabszymi rywalami skłoniły wiernych kibiców drużyny do refleksji nad źródłami bardzo słabej postawy naszych ulubieńców. Nic dziwnego, wszak wszystkim nam na sercu leży dobro ukochanego klubu i przywrócenie jego dawnego blasku, a każdy słaby występ odczuwamy boleśnie jak własną przegraną.
Te właśnie względy sprawiają, że tak samo jak działacze, szkoleniowcy i sami zawodnicy, my również próbujemy znaleźć odpowiedź na trudne pytania, nie obwiniając nikogo za aktualny stan, lecz poszukując najlepszej drogi wyjścia z tego głębokiego kryzysu, którego istnienie jest przecież oczywiste.
Łatwe zwycięstwo Mostostalu nad Jastrzębskim Węglem w pierwszym meczu Pucharu Polski rozbłysło przed kibicami jak zwiastun tego wszystkiego dobrego, co może nas czekać w tym roku. Chociaż zdarzały się jeszcze słabe występy, jak choćby ten z Jokerem Piła czy Politechniką Warszawa, ale wierzyliśmy, zgodnie zresztą z logiką wydarzeń i z zapewnieniami szkoleniowców i działaczy, że trzeba czasu i ogrania, a ten rok właśnie temu ma służyć. Zespół przedstawiał się bardzo obiecująco. Dobrze spisywał się na pozycji atakującego Marcel Gromadowski, niezłe występy zaliczyli przyjmujący, a szczególnie Vartovnik, do drużyny wrócił Serafin, Kmet był bardzo jasnym punktem zespołu w grze pod siatką, a Piotr Lipieński grał swobodnie i kreatywnie. Cóż więc złego mogło wydarzyć się jeszcze w tym sezonie? Huśtawka formy wpisana została w koszt przebudowy,
więc przełknęliśmy niespodziewaną porażkę z Politechniką w Warszawie w Pucharze, a później z Resovią w lidze w pierwszym meczu wyjazdowym.
Moim zdaniem właśnie wtedy coś niedobrego zaczęło się dziać z zespołem i od tego spotkania wypadki potoczyły się jak lawina, nad którą bardzo trudno jest zapanować. Co to było, trudno powiedzieć, ale porażka z beniaminkiem odcisnęła bardzo wyraźne piętno na morale zespołu, który jeszcze nie dojrzał do tego, aby wygrywać mimo słabszej gry i gorszego dnia, a mecz z nowicjuszem w PLS okupił dziwną apatią. Na pewno jakimś wytłumaczeniem całej tej sytuacji była niespodziewana kontuzja Marcela Gromadowskiego w przeddzień meczu. Jednak nie może ona tłumaczyć tej przegranej ze sportowego punktu widzenia, bo przecież Karol Szramek zastąpił swego młodszego kolegę bardzo dobrze w tym spotkaniu i w następnych meczach. Jednak brak Marcela i kontuzje Kmeta oraz długa nieobecność w szóstce od początku sezonu Jarka Stancelewskiego i Duszka Kubicy nie pozostały chyba bez wpływu na psychikę zawodników,
zwłaszcza, że ich zmiennicy spisywali się różnie. Nie spełnił pokładanej w nim nadziei Rafał Musielak jako libero, szczególnie w grze obronnej, nie potrafił wykorzystać swojej szansy Artur Augustyn, który w niczym nie przypominał mistrza świata juniorów sprzed roku, a Piotr Lipiński znów grał tak, jakby czekał na zmianę w sytuacjach trudnych i jakby zapominał, że teraz on jest w zespole pierwszym rozgrywającym. Do tego wszystkiego zabrakło spektakularnych zwycięstw w meczach o punkty, pewności siebie i zwykłego siatkarskiego fartu, które dodają przekonania w grze. Przyszły natomiast porażki podcinające skrzydła, które uderzyły w najczulszy punkt tego niedoświadczonego zespołu - w jego psychikę
Jak ważny w sporcie jest aspekt psychologiczny nikogo nie trzeba przekonywać. Każde zwycięstwo, każdy dobry występ odkładają się bowiem w podświadomości sportowca jak pozytywna energia. Każda porażka natomiast zapada głęboko w psychikę jak cierń i blokuje myśli, działania i nabyte umiejętności. Dotyczy to szczególnie młodych i nie ogranych zawodników, a tacy w Mostostalu przeważają. Gromadowski, Kozłowski, Augustyn czy Olejniczak to niedawni juniorzy. Vartovnik i Szramek dopiero uczą się polskiej ligi. Januszkiewicz, Lipinski i Serafin to nominalni rezerwowi dawnego Mostostalu, a Musielak wrócił do gry po rocznej przerwie w występach i z konieczności przyszło mu grać na pozycji libero.
Niektórzy zechcą polemizować z tymi faktami, argumentując, że w innych zespołach też grają młodzi siatkarze. Jednak nie ma obecnie zespołu w PLS, w którym zmiany poszłyby tak daleko, łącznie z trenerem, który dopiero zapoznaje się z poziomem naszej ligi.
Kiedy Edward Skorek w meczu Pucharu CEV wystawił w pierwszej szóstce kilku młodych i zdolnych zmienników, nawet cypryjski mistrz ogrywał częstochowian bez większego kłopotu. Młodość może być atutem, ale często przegrywa z doświadczeniem, które nie wypływa z największych nawet zdolności, ale jest sumą godzin spędzonych na parkiecie i liczby rozegranych meczów. Sam talent nie wystarcza, choć jest niezbędny. Muszą mu towarzyszyć elementy, które właśnie w siatkówce są równie istotne, a często decydują o sukcesie. Są to: zrozumienie, intuicja, zgranie, porozumienie, a tego nie osiąga się z godziny na godzinę. Tych faktów powinniśmy być świadomi znacznie wcześniej, chociaż może w ogóle nie musielibyśmy o tym pisać, gdyby nie ujawniły się aż tak jaskrawo. Prawdą jest jednak, że zbyt wcześnie uwierzyliśmy w to, że mamy już zespół, zapominając o całym kontekście.
Może zadecydowało o tym łatwe zwycięstwo nad mistrzami Polski, które przyszło za wcześnie, a może nie dopuszczaliśmy myśli, że może w tym sezonie być inaczej. Prawdą jest jednak, że wszyscy ulegliśmy złudzeniom.
Odbudować i wskrzesić nadzieję - to jedyny program, który może pomóc zawodnikom Mostostalu i takie działania podjął prezes Pietrzyk, który nie zamierza ani karać finansowo zawodników, ani zwalniać trenerów. Żadne podejmowane pospiesznie przedsięwzięcia niczego nie poprawią, bo porażki leżą gdzieś poza zespołem i sztabem szkoleniowym. Trzeba trenerom i zawodnikom dać czas i czekać, aż w kolejnych meczach sami ujawnią swój potencjał, aż uwierzą w swoje umiejętności i w sens ciężkiej pracy na treningach. Ważne jest jednak, aby siatkarze nie przyzwyczaili się do porażek i tutaj ogromną rolę do spełnienia mają szkoleniowcy, bo nie ma nic gorszego jak rezygnacja z walki i przekonanie o własnej słabości. Potrzebna jest raczej pozytywna sportowa złość, która prowadzi do przekraczania trudnych do pokonania granic i odnoszenia zwycięstw.
Jeśli takie emocje uda się wykrzesać z zawodników, to już niedługo powinniśmy zobaczyć zupełnie nowy obraz drużyny, a wtedy o zwycięstwa powinno być już łatwiej.
Kryzys ze swej natury może być wszak czasem oczyszczenia i przebudowy mentalnej i w tym znaczeniu warto go wykorzystać. Może potrzebny jest nam, kibicom, którzy nieczęsto w latach sławy przeżywaliśmy gorycz porażki swoich ulubieńców i teraz tak trudno pogodzić się nam z okresem bessy w notowaniach. Potrzebny być może jest również samym zawodnikom, aby zrozumieli, że występy w Mostostalu do czegoś zobowiązują, ale same z siebie nie dają gwarancji sukcesów. Potrzebny jest działaczom, szkoleniowcom i nam wszystkim. Ważne jest tylko jedno: abyśmy z tego stanu wyszli mocniejsi i mądrzejsi i nie stracili zbyt wiele, bo to by dopiero była prawdziwa katastrofa.
Autor: Janusz Żuk
|