Lepsze jest wrogiem dobrego
FELIETON
W ostatnim roku wiele zmieniło się w naszej lidze. Czy jednak były to zmiany na lepsze? Od początku rozgrywek sezonu 2010/2011 minęło już kilka miesięcy, wiec warto pokusić sie o jakąś ocenę, a ta chyba nie może być pozytywna, o czym świadczą negatywne opinie płynące od najbardziej zainteresowanych, czyli od zawodników, szkoleniowców i prezesów.
Wydaje się, że zwiększenie liczby spotkań miało może sens sponsorski i medialny, ale czy zarząd ligi wierzy, że zmęczeni siatkarze pojadą od razu na rozgrywki reprezentacyjne i będą tam prezentować formę na najwyższym poziomie. Trudno zgodzić się z argumentem, że w innych krajach też tak się dzieję, bo najpierw trzeba by było zadać sobie pytanie, czy jest to najlepszy wariant z możliwych, a jeszcze wcześniej, czy sprawdzi się on w Polsce. Bo najsilniejsze reprezentacje od lat dają odpocząć swoim potentatom na początku sezonu kadrowego bez żadnych strat, a dając szansę młodszym i mniej zmęczonym, budują swoje zaplecze Pytanie tylko, czy Polska ma tak długą ławkę rezerwowych?
Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie, że kibice siatkarscy mają już dość tłumaczenia kolejnych porażek swoich ekip zmęczeniem, długimi podróżami i napiętym terminarzem. Bo przecież każdy z nas potrafi liczyć do 7 i wie, że w tym cyklu treningów zwyczajnie zrobić się nie da. Wie o tym każdy: kibic, zawodnik, trener i prezes. Prezes, który jak wiadomo brał udział w zeszłorocznym posiedzeniu i w najlepszym razie po cichu wypowiadał swoje obawy w mediach. Gdy dziś słyszę ciągłe narzekania wszystkich prezesów ligowych, tych od góry aż do dołu tabeli, to zastanawiam się, w jaki sposób przegłosowano ten nowy regulamin? Czyżby znów przemożne wpływy Polsatu Sport? Czyżby strach przed wycofaniem się tego strategicznego partnera medialnego?
Przy tej okazji warto jeszcze wspomnieć o jednym. Od lat tłumaczy się nam, że liga włoska jest najlepszą ligą świata, bo pierwszy może przegrać z ostatnim. Wszyscy zwolennicy tej zasady powinni się cieszyć, że tak też jest i u nas, tylko dlaczego nikt nie przypomni, że wyznacznikiem dobrej ligi wcale nie jest wyrównany poziom, a raczej postawa jej reprezentantów w Pucharach? Dlaczego nikt nie widzi, że obecne porażki przysłowiowego "pierwszego" z "ostatnim" są podyktowane nieumiejętnością utrzymania równej formy w przeciągu 2 godzin? To dobrze, że liga jest wyrównana i są wielkie emocje, ale trzeba też zaznaczyć, że stało się to kosztem poziomu, bowiem w naszej lidze zaroiło się od niewytłumaczalnych serii dziwnych błędów, które już na tym poziomie zwyczajnie nie przystoją!
Pełne hale, znani siatkarze z całego świata, dobre widowiska i całkiem spore pieniądze - tak wygląda obecny ligowy pejzaż. Ten obraz dobrobytu pchnął włodarzy PlusLigi do myślenia o zmianach. Niestety, już widać negatywne skutki tych zmian. Oprócz wspomnianych wcześniej, o których głośno mówi wiele osób, ale które są bardzo subiektywne, jest jeszcze jeden - w pełni wymierny. Otóż już dziś powoli pustoszeją na niektórych meczach siatkarskie hale. Wydaje się, że kibiców nie stać na to, aby aż 2 razy w tygodniu kupować bilety na mecze... Zresztą w grę wchodzi także czas. Czyżby tak duże nagromadzenie spotkań dawało radość już tylko reklamodawcom, a kibice, zawodnicy i trenerzy czuli zwyczajnie przesyt? Cóż... Wydaje się, że w tym przypadku lepsze może okazać sie wrogiem dobrego.
Autor: Jacek Żuk
|