Czy leci z nami pilot?
Felieton
Telewizja Polsat jest wspaniałym mecenasem siatkówki. Od kiedy zaangażowała się w ten sport, transmisje siatkarskie są pokazywane na najwyższym poziomie, realizacja imprez międzynarodowych w Polsce jest znacznie lepsza niż w innych krajach, a i same rozgrywki ligowe z dalszego planu awansowały do rangi jednych z najważniejszych wydarzeń sportowych w kraju.
Z lekkim niepokojem wysłuchałem więc informacji o tym, że prezes Popko planuje zamknąć naszą ligę na wzór amerykańskiej NBA. "19 stycznia powołamy zespół do tworzenia zamknięcia ligi. To wymaga mnóstwa przepisów, regulacji, regulaminów" - wypowiedział się tuż po Nowym Roku włodarz naszej ligi. Jeszcze większy niepokój ogarnął mnie, gdy dzisiaj w świat poszła wiadomość, że klamka już zapadła i od następnego sezonu PlusLiga będzie ligą zamkniętą, a więc nie będzie można z niej ani spaść, ani w sposób sportowy awansować. Tak postanowili Prezesi największych polskich klubów podczas zebrania akcjonariuszy PLS.
I nie trudno tutaj znowu doszukiwać się wpływu wspomnianej telewizji, która, chcąc uatrakcyjnić nam "show", zapomina chyba, czym ten "show" jest. A jest on SPORTEM! Istotą sportu jest walka i rywalizacja. Oczywiście, że można zaprząc go na łańcuch biznesu, ale jakoś wciąż łudzę się, że to bardziej powinna być współpraca niż zniewolenie...
Sport opiera się na rywalizacji i jego nieodłącznym elementem są walka o zwycięstwo, jak i strach przed porażką. To one nadają mu kolorytu. Chyba nikt nie zaprzeczy, że od lat mecze zespołów walczących o utrzymanie, określane zwykle po fakcie mianem "meczu walki", dawały nierzadko więcej emocji niż spotkania na szczycie. Nikt nie zaprzeczy też, że dla miast, które choćby na rok pojawiały się w PlusLidze, było to wielkie wydarzenie i święto, kiedy choćby przez rok kibice mogli oglądać w swoim mieście reprezentantów Polski, których dotychczas znali jedynie z telewizji. Czy to nie jest promocja dyscypliny? A tak na marginesie: w ostatnichj latach z beniaminków PlusLigę zawojowały nie "majętny" Trefl" z wielkiego Gdańska, ale Pamapol z malutkiego Wielunia i Fart z Kielc. Dlaczego w kolejnej dziedzinie życia naszego demokratycznego państwa o przynależności do elity mają decydować nie umiejętności zawodników, a operatywność prezesów, kasa i warunki w klubie? Dlaczego ktoś chce załatwiać przy zielonym stoliku to, co powinno decydować się na parkiecie?
Czy nie dość mamy meczów o 5. i 7. miejsce, które właśnie wycofaliśmy z rozgrywek? Czy nie pamiętamy o tej nudzie, która wiała z trybun i parkietu, gdy nie było już właściwie o co grać? Dlaczego ktoś chce odebrać zabawę wszystkim 10 miastom i dać ją tylko tej grupie 4-6 zespołów, które zebrały finanse, aby walczyć o mistrzostwo?
Czyżbyśmy znowu ulegali jakieś fascynacji Ameryką, której sposób życia i patrzenia na świat ślepo naśladujemy? Czyżby PlusLiga miała się stać takim McDonald'sem w sportowym wydaniu. Myślę, że sport musi pozostać sportem z elementami widowiska, a nie widowiskiem z elementami sportu. Inaczej zatracimy sens tego, czym naprawdę ta rywalizacja jest. I nie chodzi tu wcale o jakiś strach przed nowym, bowiem trudno nie dostrzec słuszności pewnych zmian przeprowadzonych w ostatnich latach. Wprowadzenie libero, zmiana systemu punktowania także były podyktowane poprawą widowiskowości meczu, ale były to pomysły przemyślane, przedyskutowane i nowe, a nie ślepo przenoszone na nowy grunt.
Jeszcze raz ponawiam więc pytanie: "Czy leci z nami pilot?" I oby nie okazało się, że naszą siatkówką dowodzi pilot od telewizora, bo jak wiadomo, łaska widza jest niezwykle zmienna i kiedy zmieni kanał, może się okazać, że nic już nie pozostało z tego, co w ostatnim czasie włodarzom PlusLigi udało się z trudem zbudować.
Autor: Jacek Żuk
|