Twardziel głodny gry
Rozmowa z Sebastianem Świderskim
MMKKozle.pl: Serca kibiców się radowały, kiedy przed niedzielnym meczem z CSKA Sofia wyszedł pan na parkiet i mocnymi atakami rozgrzewał do meczu Piotra Gacka. To oznacza rychły powrót Sebastiana Świderskiego na boisko?
Sebastian Świderski: Chciałbym tego bardzo. Na najbliższy mecz pewnie jeszcze nie będę gotowy, ale może w następnym spotkaniu uda się wskoczyć do meczowej dwunastki. To nie zależy tylko ode mnie, ale przede wszystkim od trenera oraz okoliczności. Na przykład ostatnio kontuzjowany jest Patryk Czarnowski i w kadrze było luźniej. Ale spokojnie, nic na siłę. Jeśli będzie taka możliwość, to pojawię się w kadrze.
MMKKozle.pl: To oznacza, że trenuje pan już normalnie?
S. Świderski: Robię zarazem wszystko i nic. To znaczy wykonuje praktycznie wszystkie ćwiczenia po trochę. Kiedy ćwiczymy z piłkami w grupie, to gram jako drugi libero i na siatce jeszcze się nie forsuje. Jednak po gierce delikatnie też zaatakuję i wyskoczę do bloku.
MMKKozle.pl: Rozumiem, że z punktu widzenia medycznego, noga jest gotowa do normalnych obciążeń?
S. Świderski: Przed tygodniem, podczas ostatniej konsultacji lekarskiej, miałem zrobiony rezonans i USG kolana oraz zerwanego mięśnia i diagnoza jest taka, że wszystko bardzo dobrze się zespoliło. Dostałem zielone światło, by na zajęciach zwiększać obciążenia, bo nic złego w leczonych miejscach nie powinno się wydarzyć.
MMKKozle.pl: Podczas wyskoków odczuwa pan dyskomfort?
S. Świderski: Fizyczny nie, ale psychiczny tak. Nie mam blokady przed wykonywaniem wyskoków i kiedy wszystko kontroluje jest dobrze. Natomiast kiedy pojawia się automatyzm, na przykład przy jakimś zwodzie czy nagłej reakcji, to pojawia się problem, bo noga zostaje z tyłu. Ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Na początku po zajęciach kolano puchło. Od półtora tygodnia takiej sytuacji już nie ma.
MMKKozle.pl: W niedzielę, po zwycięstwie nad mistrzami Bułgarii, ożyły wspomnienia z pięknych czasów ówczesnego Mostostalu?
S. Świderski: Zrobiło się bardzo przyjemnie. Zdobywałem z drużyną brązowe medale Pucharu CEV i Ligi Mistrzów, ale nigdy nie byłem w wielkim finale europejskich pucharów. Zresztą żaden z chłopaków z drużyny nie grał o takie trofeum. To historyczne wydarzenie dla polskiej siatkówki, wielka sprawa dla klubu i Kędzierzyna-Koźla. Stosunkowo małe miasto ma u siebie wielki finał.
MMKKozle.pl: Do Treviso na pierwszy finałowy mecz z Sisleyem pan pojedzie?
S. Świderski: Nie wiem, czy sportowo będę przygotowany na to, by znaleźć się w meczowej dwunastce, ale chciałbym bardzo jechać do Włoch. Jeśli nie uczestniczyć w meczu, to wspierać zespół. Poza tym dla mnie to byłaby też podróż sentymentalna, bo przecież ostatnie siedem lat spędziłem w tym kraju.
MMKKozle.pl: Jednak wszystko zdecyduje się w rewanżu w Kędzierzynie. To byłoby super wydarzenie, gdyby na nowe otwarcie po kontuzji mógł pan wznieść w górę Puchar CEV...
S. Świderski: Chciałbym, podobnie jak każdy z nas. Musimy jednak pamiętać, że w finale mamy bardzo mocnego rywala. Do ostatniej piłki nie złożymy broni. W tym sezonie już trzy razy na własnym terenie odrabialiśmy straty i wygrywaliśmy złotego seta.
Źródło: MMKKozle.pl
|