ZAKSA czuje niedosyt
Rozmowa z Dominikiem Witczakiem
Atakujący Zaksy Kędzierzyn-Koźle Dominik Witczak przez większość sezonu był w cieniu Jakuba Jarosza. W sobotę poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa w półfinale play-off z Resovią Rzeszów.
Łukasz Baliński: Z jednej strony możecie być zadowoleni, bo z trudnego terenu przywieźliście zwycięstwo, ale z drugiej następny mecz zupełnie wam nie wyszedł. Skąd taka nagła przemiana?
Dominik Witczak: Nie dopatrywałbym się powodów w sferze psychologicznej, bo chcieliśmy wygrać. Różnicę zrobiły zdecydowanie lepsza gra rywali i to, że nie przedstawiliśmy im zbyt mocnych argumentów z naszej strony. Nie mieliśmy w tym meczu dobrej zagrywki, przez co za łatwo przychodziło im zdobywanie punktów, a także nie radziliśmy sobie w ataku. Z takim przeciwnikiem, gdy nie kończy się akcji w pierwszym tempie, gra się trudno.
Ł. Baliński: Gdyby przed weekendem ktoś zaproponował wam powrót do domów z wynikiem 1:1, to wzięlibyście go w ciemno czy czujecie niedosyt?
D. Witczak: Myślę, że raczej to drugie. Tym bardziej że po pierwszym meczu mieliśmy tę przewagę, że była wygrana w zapasie, a Resovia w niedzielę grała pod większa presją. Trzeba jednak przyznać, że w drugim meczu rywale byli zdecydowanie lepsi. O ile w sobotę walka była wyrównana, dzień później prowadzili niemalże od początku do końca. Szkoda tylko trzeciego seta, bo była duża szansa, aby go wygrać i spróbować powalczyć w kolejnych. Niestety, z taką grą, jaką prezentowaliśmy, gospodarze okazali się za mocni.
Ł. Baliński: W tym ostatnim secie była jedna sporna sytuacja, po której mogliście odskoczyć na trzy "oczka", ale sędziowie, nie wiedzieć czemu, przyznali punkt rywalom.
D. Witczak: Z tego co się dowiedziałem po powtórkach, to nasz punkt był prawidłowo zdobyty, bo piłka była obroniona za antenką, wystawiona za antenką i Jakub Jarosz zaatakował z tego w pole. Ogólnie w ten weekend było dużo kontrowersji związanych z sędziami. Jak na ten poziom sportowy i stawkę było za dużo nerwowych sytuacji i niedopatrzeń.
Ł. Baliński: Po sobotnim meczu otrzymał pan nagrodę MVP.
D. Witczak: Ostatnio dobrze czułem się fizycznie. Zawsze staram się wykorzystać szansę, gdy wychodzę w pierwszym składzie, bo wtedy łatwiej się wchodzi w mecz, niż gdy jest się rezerwowym. Na nagrody indywidualne nie patrzę, podobnie chyba jak reszta zawodników, choć nie ukrywam, że to miła sprawa. Najważniejsze jest to, by drużyna wygrywała, bo przecież gramy o medale. Jestem w Kędzierzynie-Koźlu trzeci sezon, przez dwa wcześniejsze to się nie udało. Robimy wszystko, by teraz wejść do finału, a to może nam się udać tylko jako zespołowi.
Ł. Baliński: Teraz czekają was dwa mecze u siebie. Co trzeba zrobić, żeby już do Rzeszowa nie wracać?
D. Witczak: Musimy zagrać zdecydowanie pewniej niż w niedzielę. Przez cały sezon, obserwując naszą grę, widać, że jeżeli jesteśmy pewni siebie, mamy dobrą zagrywkę - albo mocną, albo taktyczną - to gra nam się znacznie łatwiej, bo wtedy mamy większe pole manewru. Do tego nasi środkowi dobrze wtedy czytają grę, udaje nam się blokować czy zamieniać kontry w punkty. To będzie klucz: musimy dobrze zagrywać i pewniej grać w ataku po przyjęciu piłki.
Źródło: gazeta.pl
|