"Czeka nas pięć bitew" -
- Krzysztof Stelmach dla NTO
Roman Steporowski: Po dwóch starciach jesteście bliżej, czy dalej finału?
Krzysztof Stelmach: Jest tak samo jak przed rywalizacją, czyli obie drużyny mają po pięćdziesiąt procent szans. Bardzo cieszyliśmy się po sobotnim wygranym meczu i chcieliśmy wrócić do domu z dwoma zwycięstwami na koncie. Niestety, nie udało się.
R. Stęporowski: Jednak wygrywając w Rzeszowie, wytrąciliście rywalom handicap własnej hali. Jeśli wykorzystacie atut własnego boiska, możecie awansować do finału już w sobotę.
K. Stelmach: Postaramy się wykorzystać fakt, że dwa mecze gramy u siebie, lecz nie możemy liczyć na to, że rywale nie będą walczyć. Przed rywalizacją powiedziałem chłopakom, że czeka nas pięć bitew i taki scenariusz wciąż jest realny.
R. Stęporowski: Z wypowiedzi po drugim meczu można wywnioskować, że wracaliście z poczuciem niewykorzystanej szansy...
K. Stelmach: Został niedosyt, bo nie potrafiliśmy wejść w mecz i złapać swojego rytmu. W drugim secie wydawało się, że już go łapiemy. W trzecim próbowałem różnych wariantów i niewiele brakowało, byśmy doprowadzili do stanu 2:1. Kiedy jechaliśmy do Rzeszowa, to mówiliśmy sobie, że jeśli po dwóch meczach będzie 1-1, to będzie dobrze. Jednak biorąc pod uwagę kłopoty rywali, wygrany przez nas pierwszy mecz, pewną przewagę psychiczną, mogliśmy mieć nadzieję na wygraną w drugim meczu. Patrząc na statystyki byliśmy lepsi zarówno w przyjęciu, jak i w ataku. Nieco gorzej wypadliśmy w bloku, ale nie to zdecydowało o naszej porażce. Błędy własne, to była masakra. Oni popełnili ich 11, a my aż 26. To oznacza, że jednego seta oddaliśmy rywalom, robiąc takie błędy jak dotknięcie siatki, zły odbiór, zepsuta zagrywka. Resovia nie zagrała lepiej niż w sobotę. Tylko nasza jakość w poszczególnych elementach była słabsza. To musimy poprawić.
R. Stęporowski: Jest problem z formą Jakuba Jarosza?
K. Stelmach: Kuba przede wszystkim nie potrafi ustabilizować swojej gry. Dlatego zdecydowałem się rozpocząć mecze w Rzeszowie z Dominikiem Witczakiem. Próbowałem wprowadzać Kubę do gry i ciągle czekamy, że on odpali, bo ma predyspozycje, by tak się stało.
R. Stęporowski: Wreszcie potrenujecie w domu i co ważne, ma pan do dyspozycji wszystkich zawodników.
K. Stelmach: Trochę odpoczniemy po 6-dniowych wojażach, bo przecież przed weekendowymi pojedynkami w Rzeszowie graliśmy jeszcze w Bydgoszczy. Zawodnicy spotkają się z rodzinami, odpoczną i od wtorku zaczynamy przygotowania do kolejnych batalii. Jestem zadowolony, bo do zdrowia wracają wszyscy. Możemy już liczyć na Patryka Czarnowskiego, a to oznacza, że mogę robić zmiany na każdej pozycji. Oczywiście to taki moment sezonu, że każdemu coś dolega: jednego boli kolano, drugiego bark, trzeci jest zmęczony. Ale wszyscy twardo pracują i mogę na nich liczyć.
R. Stęporowski: Sebastiana Świderskiego zobaczymy w tym sezonie na boisku?
K. Stelmach: Nie wiem. Gdybym go wpuścił choć na chwilę, a jemu by coś się stało, to nigdy bym sobie tego nie podarował. Sam Sebastian przyznał w jednym z wywiadów, że by zagrać w play offach, trzeba być gotowym na to w stu procentach. A nie wiem, czy już tak jest i czy biorąc udział w meczu niczym by nie ryzykował. On cały czas jest z nami i z dnia na dzień coraz lepiej się prezentuje. Na treningach już idzie do pierwszej linii, gdzie atakuje i blokuje.
R. Stęporowski: Starcia z Resovią to dla was walka o zrealizowanie przedsezonowych celów. Zwycięzca zapewni sobie medal i prawdopodobnie udział w Lidze Mistrzów.
K. Stelmach: Czasem słyszę, że gramy o życie klubu, ale taką politykę odkładam na bok. Chłopcy znają wagę pojedynków i dla nich ma się liczyć tylko własna dobra gra. A jeśli zdobędziemy medal, to i prezesowi będzie łatwiej w rozmowach ze sponsorami.
Źródło: NTO
|