Alfabet"Świdra"
A jak Andrea Anastasi
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski dał mi kolejną szansę. Mimo mojej kontuzji i długiej rehabilitacji uznał, że Świderski może się jeszcze do czegoś przydać. Jestem mu za to wdzięczny i zrobię wszystko, by udowodnić, że się nie pomylił.
D jak dziennikarze
Żałuję bardzo, że nad Wisłą nie ma takiego podejścia jak we Włoszech. Tam szuka się więcej pozytywów, jest optymistyczne spojrzenie na sport. W Polsce nawet największy sukces jest zawsze trochę ubrudzony. U nas czeka się na tanią sensację, tylko ona się liczy. Wkurza mnie to. Z kontaktów z dziennikarzami zapamiętałem też taką "przygodę", gdy jeden z nich pomylił mnie z... Marcinem Nowakiem i napisał, że urodziło mi się dziecko. Było dużo zamieszania, bo rodzina nie mogła nam wybaczyć, że nic nie mówiliśmy, że spodziewamy się potomka. Mocno się tłumaczyliśmy z dziecka, którego nie było.
E jak emerytura
Co będę robił, gdy skończę grać w siatkówkę? Trudno mi myśleć o sobie bez sportu. Jestem wprawdzie wędkarzem, ale moim prawdziwym hobby jest siatkówka. Idzie mi w niej zdecydowanie lepiej niż w łowieniu. Największy złapany przeze mnie okaz to ponad 2,5-kilogramowy leszcz. Poza tym ja zawsze stawiałem na ilość, nie jakość. Mama od dawna namawia mnie, żebym pojechał łowić np. do Norwegii, lecz po prostu nie mam czasu. I chyba na razie zostaną mi "łowy" w Kędzierzynie. Co jeszcze mógłbym robić na emeryturze? Po ostatniej ciężkiej kontuzji dostałem propozycję, by zostać pomocnikiem trenera, lecz na to chyba jeszcze za wcześnie. Może za parę lat zostanę "panem trenerem", a może znajdę więcej czasu na wędkowanie i oglądanie moich ulubionych seriali?
F jak futbol
Oglądam tylko ten w najlepszym wykonaniu. Polski jest przereklamowany. Nie lubię też tego, że u nas afera goni aferę. Gdy oglądam starcie Barcelony z Manchesterem United, mam gwarancję widowiska i tego, że nikt nie będzie robił machlojek, ale skupi się na graniu. Polskiej ligi nie oglądam, bo nie mam czasu na miernotę.
G jak Gołaś Arek
Jego śmierć była ciosem dla całej dyscypliny. Arek był człowiekiem, który nie miał nawet jednego wroga. Mieszkałem z nim w jednym pokoju w trakcie mistrzostw Europy w Rzymie, miałem okazję lepiej go poznać. Spędzaliśmy we Włoszech wspólnie święta, bo on miał grać w Maceracie, klubie oddalonym zaledwie90 kilometrówod mojego. Niestety, Arek nie dojechał. Liczę, że gdzieś tam teraz na nas patrzy. Mam też nadzieję, że widział, iż w Maceracie grałem właśnie z jego numerem. Zawsze zostanie w naszych myślach.
K jak Kędzierzyn-Koźle
Tam osiągnąłem swoje największe sukcesy w polskiej lidze. Dzięki grze w Mostostalu udało mi się spełnić marzenie o wyjeździe do Italii. Zresztą teraz tam wróciłem, do przyjaciół. Nadal mam kontakt z ludźmi, którzy dawniej grali w Mostostalu. Michał Chadała pracuje w klubie, często widzę się z Robertem Szczerbaniukiem, a Paweł Papke jest chrzestnym mojego syna. Powrót do Kędzierzyna był możliwy, bo nie tylko ja, ale i moja rodzina bardzo dobrze się tam czujemy. Czy tam jest nasz dom? Dom i mieszkanie mamy w Gorzowie, w Kędzierzynie po prostu mieszkamy. Mój dom jest wszędzie tam, gdzie jest moja rodzina, nie jestem przywiązany do żadnych murów.
L jak Lozano Raul
On zmienił nasze myślenie, zrobił nam pranie mózgu. Poukładał wszystko tak, jak powinno być. Można powiedzieć, że wprowadzając światowe standardy zrewolucjonizował naszą siatkówkę. Udowodnił nam, że nawet w naszym kraju można coś dobrze budować, mieć doskonałe zaplecze. Był pierwszym, który walczył z patologiami i jego metody odbiły się na drużynie narodowej. Pokazał nam, że można nawet w Polsce.
M jak mecz
Jeżeli chodzi o reprezentację, to niezapomniane są dla mnie wszystkie spotkania rozegrane w trakcie mistrzostw świata w 2006 roku, gdy zdobywaliśmy srebrne medale. To było ukoronowanie naszej ciężkiej pracy, na którą wcześniej rzucałem mnóstwo przekleństw.
O jak Ola
Moja małżonka jest zawsze ze mną, zawsze mnie wspiera. Mogę na nią liczyć, szczególnie w najtrudniejszych momentach.
P jak "Pokolenie77"
Mój rocznik, czyli Piotrek Gruszka, Paweł Zagumny czy Dawid Murek, przeszedł bardzo wiele. Zaczynaliśmy w czasach, gdy w siatkówkę grało się zupełnie inaczej. Inny był choćby system, gdy były straty, a mecze trwały po trzy godziny. No i te ciężkie treningi, które bardziej dawały w kość niż dzisiejsze... Mam nadzieję, że moje pokolenie będzie też tym, które coś po sobie zostawi.
R jak reprezentacja
Każde powołanie to wielki zaszczyt i potwierdzenie, że to co robię, robię dobrze. Do dzisiaj pamiętam swój debiut w 1996 roku, w przegranym 1:3 meczu z Izraelem. Jechaliśmy na to spotkanie w nietypowym okresie, bo zaraz po Bożym Narodzeniu, a do domu wróciłem prosto na sylwestra. Trener Hubert Wagner wpuścił mnie na dwa sety, to był dla mnie wspaniały prezent pod choinkę, nie szkodzi, że trochę spóźniony.
S jak słabostki
Nie jestem amatorem konkretnego alkoholu. W różnym towarzystwie mogę pić różne rzeczy, potrafię się dostosować. Kiedy pijamy? Jesteśmy dorośli, nie trzeba nam czegoś zakazywać. Doskonale zdajemy sobie sprawę, kiedy można wypić jedno, a kiedy pięć piw. We Włoszech nawet dzień przed meczem na drużynę były dwie butelki wina do kolacji. Papierosy? Znam wielu nałogowych palaczy-siatkarzy. To kolejna rzecz stworzona przez ludzi dla ludzi. Ja nie palę, ale nikogo nie ganię za to, że popala, czy ma jeszcze inne słabostki. Każdy jakieś ma. Jeden jest uzależniony od internetu, drugi lubi hazard. Mnie to nie przeszkadza.
Ś jak "Świder"
Moje przezwisko powstało już w podstawówce. Nikomu nie chciało się mówić do mnie Sebastian, woleli przerobić nazwisko. I z tym przezwiskiem trafiłem do siatkówki. Ludzie czasami robią sobie z niego żarty. Kiedyś na urodziny dostałem makaron świderki, a najbardziej pamiętam prezent od pewnego kibica z Kędzierzyna, który bawił się karykaturą. No i oczywiście przedstawił mnie na rysunku jako wielki świder. Mam ten zakręcony rysunek do dzisiaj, tylko gdzieś mi się wkręcił...
T jak trawka
W siatkówce doping nie odgrywa wielkiej roli, bo zbyt wiele elementów wpływa na końcowy efekt. Nikt nie ryzykuje, bo to nie ma sensu. Czasem spotyka się tylko wpadki z marihuaną, gdy ktoś sobie popala i zostanie to wykryte. Ale koksiarzy u nas po prostu nie ma.
U jak urazy
W moim przypadku powinno się o nich napisać w liczbie mnogiej. Gdy tak dużo się gra, bo kalendarz gier jest przeładowany, kontuzje po prostu muszą się pojawiać. Każda nadmiernie eksploatowana rzecz kiedyś musi się popsuć. I tak było ze mną. Ostatnie dwa lata to koszmar, który jednak nauczył mnie pokory. Ile miałem kontuzji? Drobnych nie jestem w stanie zliczyć, zagubiłbym się w rachunkach. Ale świetnie pamiętam dwie ostatnie, bardzo poważne. Zerwanie ścięgna Achillesa i mięśnia czworogłowego. Bolesna operacja, duży ból. Ale nie to jest najgorsze. Najcięższa jest rehabilitacja, która się dłuży i kosztuje mnóstwo pracy.
W jak Włochy
Wyjazd do Italii to było spełnienie marzeń. Ale początki były trudne. Szlag mnie trafiał, gdy czegoś zabrakło w domu, a w nocy nie mogłem niczego kupić na stacji benzynowej. Denerwowała mnie także popołudniowa sjesta. Ale w końcu wpadłem w ten włoski rytm. Po powrocie do Polski muszę się znowu przestawiać. Także na naszą kuchnię. We włoskiej się zakochałem. Nauczyła mnie, że warto jeść sałatki. Wcześniej w diecie nie miałem niczego zielonego.
Z jak zmęczenie
Nie potrafię zapomnieć o wyczerpaniu, jakie towarzyszyło początkom Ligi Światowej w Polsce. Nie chodzi tylko o samo granie, a może nawet w ogóle nie o to. Po meczach przeżywaliśmy prawdziwe oblężenie kibiców, bo wtedy jeszcze nie było ochroniarzy, nikt nas nie pilnował. Po ciężkich meczach musieliśmy rozdawać setki autografów, pozować do niezliczonych zdjęć. Nie było lekko...
Autor: Kamil Składowski
|