Wyrównana, nie znaczy lepsza,
czyli kilka refleksji po zakończeniu sezonu
Skończył się sezon PLS 2003/2004. Mistrzem Polski po czteroletniej dominacji Mostostalu został zespół Ivettu Jastrzębie Borynia. Do grona medalistów powrócił po wielu latach AZS PZU Olsztyn. Dzisiaj poznaliśmy również zdobywców brązowego medalu. Zostali nimi zawodnicy Pamapolu Częstochowa, którzy zwyciężyli Skrę 2:3 w ostatnim, piątym spotkaniu play-off . Wielkimi przegranymi tego sezonu są Mostostal Kędzierzyn i... do niedawna kandydat do złotego medalu, druga drużyna rundy zasadniczej - Skra Bełchatów.
Znamy już zespół, który na pewno spadnie do serii B, a jest nim Gwardia Wrocław. Czekamy już tylko na wynik play-offów Resovii Rzeszów i Górnika Radlin, a później na mecze barażowe BBTS-u Bielsko-Biała z przegranym tych spotkań.
Jeszcze nie ucichły wypełnione do niedawna sympatykami siatkówki hale sportowe, jeszcze słychać ostatnie oklaski dla zwycięzców, a już dochodzą głosy o podpisanych kontraktach, o zmianach barw klubowych, o poszukiwaniu nowych twarzy. Życie nie znosi bowiem próżni, a następny sezon przecież już za parę miesięcy. Przegrani myślą o przebudowie zespołu, zwycięzcy o wzmocnieniach, a wszyscy poszukują hojnych sponsorów. Współczesny sport potrzebuje bowiem jak powietrza pieniędzy i chcąc utrzymać najlepszych zawodników, trzeba zapłacić im lepiej niż konkurencja , zwłaszcza, że za wschodnią granicą kuszą naszych najlepszych siatkarzy lukratywne kontrakty i nie przeraża ich nawet długa i mroźna zima.
Zanim jednak poznamy szczegóły dotyczące przyszłorocznych rozgrywek, zanim skupimy się na eliminacjach do Igrzysk rozgrywanych w maju w Porto, spróbujmy podsumować wyniki końcowej klasyfikacji.
Pierwszym wnioskiem, który nasuwa się po zakończeniu rozgrywek, to prawda, w którą niektórym trudno uwierzyć: sport jest nieprzewidywalny. To jest właśnie całe jego piękno i urok. W zawodach nie uczestniczą ani nazwiska, ani pieniądze. Mistrzem Polski został bowiem zespół, który nie mógł się równać żadną miarą ze swoim rywalem w finałach play-off ani pod względem wysokości kontraktów, ani pod względem nazwisk. Zdystansował "bogaczy" PLS i te wszystkie kluby, które szczyciły się posiadaniem w swoich szeregach kilku reprezentantów Polski. Okazało się, że nadmiar nazwisk nie zawsze służy budowaniu drużyny, czego najlepszym przykładem jest PZU Olsztyn. ( O źródłach sukcesu Ivettu piszę w artykule pt. " Fenomen Prielożnego" ).
Wczoraj sezon 2003/2004 odkrył przed nami jeszcze jedną tajemnicę - grać trzeba do samego końca i, jak mawiał klasyk piłki nożnej: " Dopóki piłka w grze..." Tę gorzką lekcję przerobili we wtorkowy wieczór siatkarze Skry Bełchatów. Kiedy po dwóch meczach w Bełchatowie wiceliderzy fazy zasadniczej wygrywali z Pamapolem 2 :0, mało kto wierzył, że drużyna z Częstochowy może jeszcze nawiązać walkę i pokusić się o wywalczenie trzeciego miejsca. Kiedy przed piątym spotkaniem wynik brzmiał 2:2, na pewno rozbudzone zostały nadzieje kibiców siatkówki z grodu spod Jasnej Góry. Jednak po dwóch setach Skra Bełchatów we własnej hali prowadziła 2:0 i, konia z rzędem temu, kto wówczas postawiłby choćby grosz, obstawiając zwycięstwo Pamapolu. Siatkarze AZS-u Częstochowa dali jednak wspaniałą lekcję pokory tym wszystkim, którzy uważają się za znawców tematu. Pokazali, że, jeśli bardzo się chce, można dokonać czynów nierealnych i ...zwyciężyli, zdobywając brązowy medal rozgrywek PLS.
W środkowej części tabeli uplasowały się dwie drużyny, których kibice na pewno liczyli na więcej: KP Energia Sosnowiec i Mostostal Azoty Kędzierzyn - Koźle. Ci pierwsi, choć kreowani na medalistów, pokazali, ze nie wystarczy prosty zabieg zmiany trenera w środku sezonu, aby zmobilizować zawodników do większego wysiłku i lepszej gry. Może ta sytuacja i przykład Gwardii Wrocław pozwolą nieco trzeźwiej spojrzeć działaczom na rolę trenera w zespole i na proces budowy drużyny.
Wynik Mostostalu to wypadkowa dwóch zjawisk, które nałożyły się na siebie właśnie w tym sezonie. Jednym z nich jest bezprecedensowa ilość poważnych kontuzji, którymi można by z powodzeniem obdzielić kilka klubów. Taki stan nie tylko uniemożliwiał zestawienie optymalnej "szóstki"( taka nigdy w tym sezonie nie zagrała), ale wręcz paraliżował cykl treningowy. Na kontuzje zawodników nałożyło się chyba dodatkowo przekonanie o jakimś fatum ciążącym nad zespołem, a ponieważ z " przeznaczeniem" wygrać nie można, zespół pogodził się ze swoją rolą i rzadko próbował podjąć wyzwanie do walki o lepsze lokaty. Ponieważ psychika czasem jest ważniejsza od zdrowia fizycznego i umiejętności, sezon "został oddany" przed meczami " w szatni", choć nie można zawodnikom odmówić chęci, ale raczej brak woli.
Drugą przyczyna był brak dalekosiężnej polityki kadrowej. Mistrz Polski i dwukrotny finalista Final Four za bardzo zadowolił się stanem posiadania, zamiast myśleć o tym, co przed nim. Powstała luka między pierwszym składem (z Pawłem Papke i Sebastianem Świderskim), a rezerwami. Nie sprowadzano do klubu młodych perspektywicznych zawodników, nie budowano "nowego Mosto", kontrakty podpisywano na ostatnią chwilę , pod naciskiem zaistniałej sytuacji. To wszystko razem sprawiło, że po odejściu z klubu Pawła ( o którym do końca nie wiedziano w klubie) i Sebastiana ( o którym wiedziano od dawna), wobec kontuzji Rafała Musielaka i Pawła Siezieniewskiego, zespól stracił mistrzowską klasę.
Skończył się sezon. Są wielcy wygrani i przegrani. Wyrównała nam się liga...ale nie ma drużyny, która w tym sezonie może powtórzyć międzynarodowe sukcesy Mostostalu z ostatnich lat. Rozgrywki stały się bardziej emocjonujące, ale tym Europy nie zawojujemy.
Autor: Janusz Żuk
|