Najbardziej utytułowany polski siatkarz
Atakujący Zaksy Kędzierzyn-Koźle Dominik Witczak, zdobywając w miniony weekend brązowy medal mistrzostw kraju w siatkówce plażowej, po raz szósty stanął na podium tych zmagań. Jakby tego było mało, był to już jego piąty krążek w 2011 roku!
Wcześniej Witczak zdobył bowiem trzy srebrne medale ze swoim klubem: w mistrzostwach i Pucharze Polski oraz w europejskim Pucharze CEV, a do tego dorobku dołożył jeszcze złoto w PP na plaży. Żaden polski siatkarz w tym roku nie stawał na podium tak często jak on.
Łukasz Baliński: Z jednej strony brąz cyklu Beach Ball Tour to sukces, z drugiej apetyt był chyba większy?
Dominik Witczak: Przyznam szczerze, że tak, bo nie ukrywam, iż byliśmy do tego turnieju bardzo dobrze przygotowani. Niestety, powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku. Jeden słabszy mecz w półfinale zadecydował o zaprzepaszczeniu szans na złoto. Na szczęście w meczu o trzecie miejsce zaprezentowaliśmy się już znacznie lepiej. Zagraliśmy tak, jak powinniśmy wcześniej, czyli równo, i na pocieszenie udało się wywalczyć chociaż ten brąz, a to jest przecież medal mistrzostw Polski. Tym bardziej powinno to cieszyć, bo dwie pary, które miały większe szanse od nas na złoto - Dawid Popek z Tomaszem Wieczorkiem i Damian Wojtasik z Rafałem Szternelem - musiały obejść się smakiem i ostatecznie skończyły dopiero na miejscach 9.-12. i 4. Oni mają prawo być jeszcze bardziej rozczarowani, bo postawą w cyklu zasłużyli na medale.
Ł. Baliński: A może na wynik wpływ miał fakt, że musiał pan często grać w duecie z innymi zawodnikami? W sześciu turniejach, łącznie z Pucharem Polski, grał pan przecież aż z czterema różnymi siatkarzami.
D. Witczak: Stały duet tworzę z Grzegorzem Klimkiem, z którym po zeszłorocznym sezonie letnim postanowiliśmy kontynuować współpracę, bo zdobyliśmy wówczas i puchar kraju, i trzecie miejsce w cyklu mistrzowskim. Jednak gdy spotkaliśmy się przed tym sezonem, Grzegorz przedstawił mi listę turniejów, w których nie może zagrać, bo jest równocześnie trenerem kadry juniorów i łódzkiego SMS-u i musi jeździć ze swoimi podopiecznymi na różne zawody, jak choćby mistrzostwa świata. Ma po prostu obowiązki szkoleniowca i musi się z nich wywiązywać, dlatego startowałem także z Michałem Makowskim, Bartoszem Księżarkiem i Rafałem Matusiakiem.
Ł. Baliński: Jest pan w tym sezonie najbardziej utytułowanym siatkarzem w kraju: trzy medale z Zaksą w hali i dwa na plaży.
D. Witczak: Myślę, że z tych wszystkich moich szans na złoto właśnie to na plaży było najbliżej, ale takie są uroki turnieju finałowego. Nie decyduje cały sezon, ale czasem jeden pojedynek. Trochę na otarcie łez zdobyłem brąz, ale i tak cieszę się, że udało się go wywalczyć, bo jest to koleiny medal do kolekcji. W sumie to już jest mój szósty krążek na plaży, po dwa z każdego koloru. Teraz chciałbym od początku wrócić do tego najcenniejszego (śmiech ). Sezon plażowy jak dla mnie jednak dopiero się zakończył i nie myślę, co będzie w kolejnym.
Ł. Baliński: Nie zastanawia się pan nad tym, aby na stałe przenieść się do plażówki? Prestiż i pieniądze z roku na roku w tej dyscyplinie wzrastają, a i szansa na igrzyska jest większa. Nasz najlepszy duet Grzegorz Fijałek / Mariusz Prudel pokazał, że można...
D. Witczak: Oni mieli w tej kwestii łatwiejszą decyzję, bo nie byli tak mocno zaangażowani w siatkówkę halową. Nie grali w najwyższej klasie rozgrywkowej, także choćby dlatego im decyzja przyszła łatwiej, co okazało się dla nich bardzo korzystne. Z drugiej strony ja ciężko pracowałem na hali, aby najpierw dostać się do PlusLigi, a potem do Zaksy, i trudno byłoby mi z tego teraz zrezygnować. Na razie o tym nie myślę, a priorytetem jest dla mnie siatkówka halowa. Tam spędzam większą część sezonu. Plażówka to na razie moje hobby, choć nie ukrywam, że też jakaś forma zarobku dzięki sponsorom, których mamy.
Ł. Baliński: Sztab szkoleniowy Zaksy nadal patrzy przychylnym okiem na granie na plaży?
D. Witczak: Tak, a nawet więcej. Na koniec sezonu ligowego umówiliśmy się, że będę musiał wrócić do klubu 1 sierpnia i będę zwalniany tylko na weekendy. Przed finałem w Niechorzu trenerzy dali mi jednak tydzień wolnego od hali, żebym mógł się do niego spokojnie przygotować. Jestem im za to bardzo wdzięczny, bo pewnie gdybym przez ten czas ciężko trenował, to nie udałoby się zdobyć choćby tego brązu.
Ł. Baliński: Teraz jest pan znowu do dyspozycji Krzysztofa Stelmacha?
D. Witczak: Jeszcze nie (śmiech ). Byliśmy co prawda umówieni, że miałem być na siłowni klubowej w poniedziałek rano, ale w niedzielę dostałem SMS, że mam wolne do wtorku po południu. Dzięki temu zyskałem dzień nie tylko na odpoczynek, ale i na przejazd znad morza. Od teraz jednak zapominam o plaży i przygotowuję się już tylko do ciężkiej pracy przed sezonem halowym.
Autor: Łukasz Baliński Źródło: gazeta.pl
|