Liga siatkówki tylko dla bogatych
Kwestia, która od dłuższego czasu dzieliła ligową siatkówkę w Polsce, stała się faktem. Od najbliższego sezonu PlusLiga będzie zamknięta, tym samym o spadkach i awansach nie będą już decydować tylko czynniki sportowe.
Taką decyzję podjął wczoraj zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej, przez co w PlusLidze będą mogły grać tylko te kluby, które spełnią odpowiednie warunki organizacyjne i finansowe, nawet jeśli wygrają rozgrywki na jej zapleczu. Z kolei drużyna, która zajmie ostatnie miejsce w elicie, wcale nie będzie musiała zaznawać goryczy spadku, o ile wywiąże się z określonych wymagań. - To się odbije czkawką wszystkim, łącznie z kibicami, bo trzeba sobie powiedzieć wprost, że poza czołowymi zespołami, które mają olbrzymie fundusze, wszystkie pozostałe będą grały o pietruszkę. Żeby zapewnić sobie finansowe utrzymanie, zaczną przecież oszczędzać na zawodnikach, a tym samym poziom sportowy spadnie - przewiduje prezes I-ligowej Stali Nysa Dariusz Pięt, dodając, że nie widzi wśród I-ligowców zespołu, który na tę chwilę mógłby podołać finansowo wymaganiom PlusLigi. - Na jednym z zebrań wyszła nawet taka historia, że gdy zapytano prezesów, kto w ogóle o tym myśli, na sali zapadła cisza. Do tego sugerowano, że trzeba się określić już do stycznia, a potem to będzie weryfikowane. Po prostu absurd - denerwuje się. - Robi się coś na kształt NBA, jak mają tyle pieniędzy, to niech kupią sobie samoloty, latają pomiędzy swoimi halami i rozgrywają pięć meczów w tygodniu. Zawodnicy, którzy grają w bogatych klubach dużo spotkań, nie chcą później występować w reprezentacji, a to przekłada się na jej wyniki. Boje się, że zbliżające się mistrzostwa Europy mogą być tego wykładnikiem - zauważa włodarz Stali.
Niezbyt przychylny temu pomysłowi jest również prezes najlepszego klubu w naszym regionie Zaksy Kędzierzyn-Koźle, choć on akurat - zarówno o wynik sportowy, jak i finanse - nie musi się martwić. - Uważam, że życie po czasie pokaże, czy to jest dobra decyzja, czy zła, ale raczej to drugie. Bo nie chodzi o to, żeby powiedzieć, że coś zamykamy, tylko trzeba się zastanowić nad całym systemem szkolenia - stwierdza Kazimierz Pietrzyk. Największe kontrowersje budzi pytanie, jaka w tej sytuacji będzie rola I ligi? Bo po co w niej grać, skoro nie ma gwarancji na awans do wyższej klasy? - Dla mnie to jest bez sensu. Kluby słabe, ale mające pieniądze, będą na siłę utrzymywane w PlusLidze, natomiast te z jej zaplecza, silne sportowo, ale bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego, nie będą mogły awansować, a, co za tym idzie, zmaleją szanse na wypromowanie się i pozyskanie sponsorów. I kółko się zamyka - irytuje się Pięt. - Coraz bardziej rośnie przepaść pomiędzy I ligą a najwyższą klasą, zarówno w kwestii poziomu, jak i możliwości finansowo-organizacyjnych. Jeśli to zaplecze nie będzie jakoś inaczej określone, choćby np. w kwestii celów, to nikt nie da tam pieniędzy - wtóruje mu prezes Pietrzyk i podaje jeden z możliwych pomysłów na uatrakcyjnienie zmagań I-ligowców. - A może wymyślić by nową formułę, np., że grają w niej przede wszystkim młodzi siatkarze z limitem wieku do 21, wspierani tylko przez czterech czy pięciu doświadczonych graczy - zastanawia się..
Autor: Łukasz Baliński
|