Nasi zawodnicy
Mateusz Biernat
Mateusz Biernat dołączył do ZAKSY 24 stycznia 2024 roku, kiedy się okazało, że na jednym z treningów kontuzji doznał pozyskany za Mateusza Stępnia Radosław Gil i trzeba było ściągnąć na jego miejsce kolejnego zmiennika. Wybór padł na Mateusza, który przed sezonem podpisał kontrakt z Czarnymi Radom, ale przed rozpoczęciem sezonu doznał kontuzji i musiał przejść zabieg, a na jego miejsce klub powołał Igora Gnieckiego. Kiedy więc Mateusz doszedł do pełnej dyspozycji, skorzystał z możliwości rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron i dołączył do naszego klubu.
Mateusz Biernat |
Data i miejsce urodzenia: |
19.05.1992 |
Wzrost: |
195 cm |
Waga: |
91 kg |
Zasięg w ataku: |
338 cm |
Zasięg w bloku: |
325 cm |
Pozycja na boisku: |
Rozgrywający |
Dotychczasowe kluby |
AZS PWSZ Nysa (2012-2016), VK Ostrava (2016-2018), Dukla Liberec (2018-2020), eWinner Gwardia Wrocław (2020-2021), Consar RCM Rawenna (2021-2022), VfB Friedrichschafen (2022-2023); Enea Czarni Radom (2023 - 23.01.2024); Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn- Koźle (0d 24.01.2024) |
Największe sukcesy: |
Srebrny medalista ligi czeskiej z Dukla Liberec (2019); srebrny medal ligi niemieckiej z VfB Friedrichschafen (2023) |
Mateusz Biernat karierę rozpoczynał w 2012 roku w Nysie, która wówczas grała w I lidze i spędził tam cztery sezony. Stamtąd przeniósł się do ligi czeskiej. Dwa sezony występował w VK Ostrawa (2016-2018) i dwa w Dukli Liberec (2018-2020). O siatkówce czeskiej tak mówi: - Na pewno czeska liga z roku na rok ewoluuje. Zbierane są większe budżety i mam wrażenie, że Praskie Lwy (tj. Lvi Praga dop. eMPe) przewyższyły możliwości kasy klubowej VfB Friedrichshafen tak trzy-czterokrotnie, już teraz. Być może jeszcze nie ma w Pradze wyrobionej jeszcze takiej marki siatkarskiej, żeby trafił do klubu zawodnik z klasy premium, tej najwyższej półki. A jak wiadomo, to też powoduje, że reszta spogląda inaczej na to, co może się wydarzyć w danym miejscu. Pamiętajmy, że zespół z Pragi dopiero w złotym secie przegrał miejsce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Starają się zatem dobijać do grona najlepszej ósemki klubów w Europie.
Po czeskiej eskapadzie przyszedł czas na Gwardie Wrocław (2020-2021), która miała okazać się przepustka do PlusLigi - Wrocławski projekt był opisywany na kilkuletni, z fajną perspektywą. My wszyscy, którzy pojawialiśmy się w Gwardii, mając tworzyć jej trzon, wierzyliśmy w pomysł na PlusLigę we Wrocławiu. Ostatecznie skończyło się poniżej oczekiwań, a gdzie jest dzisiaj wrocławska siatkówka, wszyscy widzimy. Na końcu pierwszoligowej tabeli - opowiada o swoich planach z tego okresu rozgrywający ZAKSY, który po roku gry w stolicy Dolnego Śląska wyjechał do Włoch do Rawenny (2021-2022).
- Po pierwszym sezonie, w którym świat dotknął COVID-19, w lidze włoskiej pozostawiono trzynaście zespołów i nikt nie spadł. Z różnych względów, głównie chodziło o zupełnie nową sytuację, w której nie każdy klub mógł w pełni wykorzystać swoje możliwości. W Rawennie zdecydowano, że po sezonie zgłoszą się do związku siatkarskiego z propozycją,
żeby zagrać ligę niżej, żeby na spokojnie zbudować drużynę. Czekali na ostateczną decyzję bardzo długo, aż w końcu włoska federacja nie zgodziła się na takie rozwiązanie i przyszedł nakaz gry w elicie. Efekt był taki, że zaczęto kleić zespół dopiero na przełomie maja i czerwca mówi Mateusz, który właśnie wtedy trafił do Włoch.
- Na rynku siatkarskim wtedy jest już praktycznie pozamiatane. Kiedy dostałem telefon od menadżera z propozycją gry w Rawennie, byłem przekonany, że planują dla mnie rolę drugiego rozgrywającego. Bo tak późne wieści, to zazwyczaj tego typu propozycje. Sytuacja była jednak z gatunku emergency, których zresztą miałem później jeszcze kilka, chyba tak już ze mną jest. Na miejscu początek był całkiem obiecujący, w sparingach szło nam w kratkę, ale trudno było jednoznacznie ocenić nasz potencjał. Ligowe granie szybko nas jednak zweryfikowało, gdzie jest siła konkurencji, a w którym miejscu kończył się potencjał możliwości drużyny z Rawenny.
O swojej przygodzie z włoską siatkówką tak opowiada: - Podzieliłbym włoski pobyt na sezon letni i zimowy. Życie tam wydaje się być bardzo łatwe, takie powolne, można się zakochać w takim trybie funkcjonowania. A po wyjeździe mocno za tym tęsknić. Dostaliśmy jednak razem z moją rodziną od klubu mieszkanie z tarasem, gdzie mieliśmy widok na morze. Od wody dzielił nas dosłownie skrawek, jakiś mały las, kawałek drogi, łącznie w okolicach 200 metrów. Dopóki było ciepło, to było fajnie, super perspektywa. Ale jak zaczęła się zima i sztormy, ogromne wiatry, to już nam się nie podobało w tym miejscu. Sztormem wiało nam po pokoju, a mając malutkie dziecko, to trochę inaczej sobie wyobrażaliśmy tę rzeczywistość zimową.
Kolejnym zagranicznym klubem był niemiecki VfB Friedrichshafen (2022-2023), po którym Mateusz Biernat trafił do Polski, do Czarnych Radom. Dla Mateusza otworzyła się szansa gry w PlusLidze, o której marzył. Szkoleniowiec Czarnych, którym był Paweł Woicki potrzebował doświadczonego zmiennika dla Vuka Todorovicia i wybór padł właśnie na Mateusza. - Całość mojego pobytu w zespole przekreśliła kontuzja, która przytrafia się na PreZero Grand Prix, na turnieju w Gdańsku mówi zawodnik. Zagrałem na plaży pierwszy mecz z Jastrzębskim Węglem, wygraliśmy. Lubię pograć w siatkówkę plażową, jest to fajna forma przygotowania do sezonu halowego. Po wspomnianej wygranej zrobiliśmy trening, tego samego dnia, poczułem mocne strzyknięcie w kręgosłupie. Niestety, w kolejnych godzinach było tylko gorzej. Do Radomia przyjechałem już bez szans na normalne wyprostowanie pleców.
Po operacji i rehabilitacji w Radomiu nie było miejsca dla Mateusza Biernata, bo klub musiał pozyskać drugiego rozgrywającego. Kiedy ZAKSA rozpoczęła poszukiwania zawodnika na pozycji rozgrywającego, wybór padł na Mateusza Biernata, wiec zawodnik rozwiązał kontrakt z Czarnymi za porozumieniem stron i podpisał umowę z ZAKSĄ.
- Oczywiście przyjechałem dużo wcześniej, żeby nic mnie nie zaskoczyło na trasie. Dojeżdżam na treningi kawałek od Kędzierzyna-Koźla, jakieś 40 minut drogi do hali z mojego rodzinnego domu, dobrze się to złożyło logistycznie. Czekałem na chłopaków w szatni, trochę jak przed debiutem (śmiech). Ale przede wszystkim z szacunku do nich- wspomina pierwszy dzień w klubie. - To jest duża przyjemność, kiedy możesz potrenować i pograć z ludźmi, którzy są bardzo utytułowani. To jest raz, że top reprezentacyjny w Polsce, ale też przecież kadry Stanów Zjednoczonych. Mowa o zawodnikach klasy premium sportowo. I przyznam, że tak samo jest też poza boiskiem. Zostałem przywitany w zespole bardzo dobrze, poczułem taką fajną, drużynową atmosferę.
Nasza redakcja również serdecznie wita Mateusza w zespole niebiesko-biało-czerwonych.
Autor: Janusz Żuk, Cytaty: sport/wprost.pl
|