Nasi zawodnicy
Marcin Janusz
Marcin Janusz jest zawodnikiem, który ma zastąpić kapitana niebiesko-biało-czerwonych i jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, Benjamina Toniuttiego, który po sześciu sezonach spędzonych w Kędzierzynie-Koźlu pożegnał się z ZAKSĄ.
- Zdaje sobie sprawę, że będzie to dla mnie spore wyzwanie, ale czuję, że jestem na to gotowy. Chcę spróbować swoich sił w walce o jak najwyższe cele, a zespół z Kędzierzyna-Koźla jest idealnym miejscem na to. ZAKSA to klub, który pozwala się rozwinąć każdemu zawodnikowi, to też widać, bo praktycznie każdy, kto tutaj przechodził (a przynajmniej zdecydowana większość siatkarzy), po kilku latach wchodzi na ten wyższy poziom - powiedział nowy rozgrywający Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle po podpisaniu umowy.
Marcin Janusz |
Data i miejsce urodzenia: |
31 lipca 1994, Nowy Sącz |
Wzrost: |
195 cm |
Waga: |
81 kg |
Zasięg w ataku: |
330 cm |
Zasięg w bloku: |
316cm |
Pozycja na boisku: |
Rozgrywajacy |
Dotychczasowe kluby |
PGE Skra Bełchatów (2011-2012); AZS Częstochowa (20122014); Effector Kielce(2014-2015); PGE Skra Bełchatów (2015-2018); Trefl Gdańsk (2018-2021) ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (od 2021) |
Największe sukcesy klubowe: |
Puchar Polski 2016 (Skra Bełchatów), brązowy medal MP 2016 (Skra Bełchatów); wicemistrzostwo Polski 2017 (Skra Bełchatów); mistrzostwo Polski 2018 (Skra Bełchatów), Superpuchar Polski 2017 (Skra Bełchatów), Puchar Polski 2022 (ZAKSA), mistrzostwo Polski 2022 (ZAKSA), złoto Ligi Mistrzów 2022 (ZAKSA), Puchar Polski 2023 (ZAKSA), wicemistrzostwo Polski 2023 (ZAKSA), złoto w Lidze Mistrzów 2023 (ZAKSA) |
Największe sukcesy reprezentacyjne: |
srebrny medal w Pucharze Świata 2019, brązowy medal w Lidze Narodów 2019, srebrny medal w Lidze Narodów 2021, wicemistrzostwo świata (2022), złoty medal w Lidze Narodów (2023), mistrzostwo Europy (2023) |
Indywidualne wyróżnienia: |
Najlepszy rozgrywający Pucharu Polski 2018 |
Pochodzący z Nowego Sącza zawodnik swoje spotkanie z siatkówką zawdzięcza swojemu ojcu Jackowi, który w okresie studenckim był siatkarzem AZS-u Kraków.
- Przynajmniej raz w tygodniu tata zabierał mnie na turnieje w okolicach Nowego Sączą. Zawsze czekałem na to, by z nim na nie pojechać. To był taki "nasz" czas. Byłem tak zapatrzony w tatę i siatkówkę, że nawet kiedy już wróciliśmy do domu, wychodziłem na podwórko, by grać dalej z kolegami. Pasja do sportu była wtedy niesamowita. Dawała mi ona wiele radości - opowiada zawodnik w jednym z wywiadów.
Natomiast pierwszym trenerem, który zauważył talent kilkuletniego chłopaka był Kazimierz Mordarski, który prowadził Uczniowski Klub Sportowy w Szkole Podstawowej nr 20 w Nowym Sączu.
- Nie wiem, czy nadal jest trenerem, ale był pierwszym, który mnie prowadził. Mocno namawiał mnie, bym przyszedł do jego klubu. Z reguły chodziło się tam, gdzie było najbliżej. Do niego miałem trochę dalej, ale jego słowa mnie przekonały. Miałem dziewięć lat, kiedy powiedział mi, że mogę dojść do czegoś więcej niż zwyczaje granie. Bardzo wcześnie wydał taką opinię, ale byłem wysoki, w miarę poukładany - może dlatego tak ocenił. Najpierw grałem w minisiatkówkę, czyli dwójki i trójki. Zacząłem bardzo szybko, bo nie mogłem się doczekać zostania siatkarzem - wspomina Marcin, który grając w mini siatkówkę osiągał pierwsze sukcesy na skalę ogólnopolską.
Po okresie nauki w gimnazjum za sprawą prezesa Konrada Piechockiego wyjechał do Bełchatowa, gdzie rozpoczął naukę w dobrym liceum, grając oczywiście w siatkówkę w Skrze.
- Szkoła Mistrzostwa Sportowego mnie ominęła, najpierw byłem o rok za młody. A gdy w kolejnym otrzymałem propozycję, ostatecznie zrezygnowałem, bo nie chciałem już mieszać w swojej edukacji szkolnej. Ten wybór, tak sądzę, okazał się właściwy. Pod koniec liceum miałem poważne rozterki, bo zastanawiałem się, czy zrezygnować z siatkówki i nie wybrać studiów politechnicznych. Moi rodzice są budowlańcami, tata w domu ciągle coś liczył, i nadal liczy, a mama rysuje. Stąd też moje zainteresowania szły w kierunku architektury. Ostatecznie zwyciężyła siatkówka, to w niej staram się dążyć do doskonałości - wyjaśnia nowy rozgrywający ZAKSY, który swoją karierę rozpoczynał na środku siatki. Potem był przyjmującym, a w końcu został przestawiony na rozegranie.
- Początkowo nawet nie chciałem słyszeć o tej pozycji - wspomina siatkarz ZAKSY- To chyba zrozumiałe, bo każdy chłopak chce zdobywać punkty i być w centrum uwagi. Jednak trener był konsekwentny i teraz wypada mu tylko podziękować. Początki wcale nie były jednak łatwe, sędziowie często odgwizdywali mi błąd podwójnego odbicia. Te sytuacje motywowały mnie jednak do jeszcze większej pracy. Wracałem do domu i z uporem maniaka odbijałem piłkę o ścianę. Teraz z niekłamaną satysfakcją mogę powiedzieć, że dobrze odbijam piłkę palcami. To mój spory atut, ale mam również wiele elementów do poprawy, choćby praca nóg pozostawia nieco do życzenia. Cały czas staram się ją doskonalić, myślę, że z sezonu na sezon jest pod tym względem zdecydowanie lepiej.
Pierwszym profesjonalnym klubem w karierze Marcina Janusza był AZS Częstochowa.
- Było bardzo trudno. Klub miał olbrzymie problemy finansowe, oszczędzano na wszystkim. Nie mieliśmy trenera od przygotowania fizycznego, czego teraz sobie nie wyobrażam, bo wiem, jak przygotowanie jest ważne. Słabszej jakości były też hotele czy jedzenie. To wszystko miało wpływ na mecz. Kiedy sportowiec jest zmęczony warunkami dalekiej podróży na przykład do Gdańska, to wychodzi to na parkiecie. - wspomina zawodnik. -Z drugiej strony, gdyby nie wspomniane problemy finansowe, prawdopodobnie nie byłoby mnie tak szybko w PlusLidze. Starsi zawodnicy bardzo często powtarzali, że mimo wszystko mamy ogromne szczęście, bo kiedyś, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, należało być albo wyjątkowo uzdolnionym, albo starszym. W klubie byliśmy wtedy ja, Kacper Piechocki, Grzesiek Bociek czy Bartosz Bednorz. Z wynikami było słabo, ale liczyło się dla mnie to, że udało mi się zdobyć doświadczenie.
Rozegrałem pół sezonu, coś w moim wieku nie było oczywiste.
Następnym klubem był Effector Kielce, gdzie Marcin Janusz sporo grał. Wreszcie przyszedł czas na Skrę Bełchatów, w której Marcin został zmiennikiem najpierw Nikolasa Uriarte, a potem Grzegorza Łomacza.
-Trzy lata spędziłem w wygodnej pozycji. Gdybym odszedł wcześniej, pewnie dostałbym szansę na szybsze bycie pierwszym rozgrywającym. Z drugiej strony, ostatni rok spędzony pod opieką Roberto Piazzy i Michała Winiarskiego też dał mi wiele. W Bełchatowie miałem niezwykłe zaplecze do rozwoju. Czekałem na swoją okazję, która niestety przytrafiła się przy kontuzji Grześka. Cieszę się, że ją wykorzystałem i dzięki temu mogę być teraz w Treflu Gdańsk- opowiadał zawodnik nawiązując do swojego występu w Pucharze Polski w 2018 roku, kiedy w meczu finałowym z Treflem musiał zastąpić Grzegorza Łomacza , i chociaż Skra przegrała finał, rozgrywający bełchatowian otrzymał nagrodę dla najlepszego rozgrywającego turnieju, a w kolejnym sezonie (2018/2019 - przyp.red.) trafił do Trefla i tam, jak sam mówi, na dobre zaczęła się jego kariera.
- Rzecz jasna wcześniej również miałem okresy, gdy grałem dużo, byłem nawet pierwszym rozgrywającym, ale wydaje mi się, że prawdziwa kariera rozpoczyna się w momencie, gdy trzeba wziąć dużą odpowiedzialność za drużynę. Kiedy się gra o coś, a nie tylko o to, by rozegrać kilka meczów i coś przy okazji wygrać. Gdy pojawia się presja, zaczyna się zupełnie inne granie. Pełen jej był pierwszy sezon w Gdańsku. Z drugiej strony ważny był też ten wcześniejszy w Bełchatowie, gdy kontuzji nabawił się Grzegorz Łomacz. To ja musiałem wejść w buty "pierwszego rozgrywającego". Wszyscy patrzyli jednak na mnie jak na kogoś w zamian. Miałem po prostu nie zepsuć i grać w miarę poprawnie, bo to gwiazdy dookoła troszczyły się o punkty- mówił w jednym z wywiadów.
Jako zawodnik Trefla Gdańsk trefił też do kadry Vitala Heynena, z którą zdobył brąz Ligi Narodów (2019) i srebro Pucharu Świata (2019). Ten pierwszy medal uważa za cenniejszy, bowiem, jak sam mówi, miał większy wpływ na jego zdobycie.
Oprócz gry w siatkówkę, która jest jego pasją i zawodem, potrafi grać na pianinie i lubi szachy. Jego partnerem w klubie w tej królewskiej grze był Mateusz Mika.
- Naszą sąsiadką była nauczycielka muzyki. Rodzicom się spodobało, zostaliśmy z siostrą zapisani na lekcje, a sami byliśmy zbyt mali, by protestować. Ta muzyczna przygoda nie trwała zbyt długo, niespełna dwa lata, ale nauczyłem się podstaw gry. Po latach stwierdziłem, że warto do tego wrócić. Najpierw ćwiczyłem na starym keybordzie, ale później kupiłem pianino. I zacząłem grać, choć ciągle powtarzam, że to dużo powiedziane. W sytuacji, w jakiej aktualnie wszyscy się znaleźliśmy, ta moja "zabawa" w muzykę nabiera innego wymiaru. Jedno jest pewne: przy pianinie nie tylko wypoczywam, ale zmieniam się w innego człowieka. Muzyka łagodzi obyczaje, to powiedzenie w moim przypadku naprawdę znajduje uzasadnienie - opowiada o swojej pasji Marcin .
Od nowego sezonu Janusz zastąpi na pozycji rozgrywającego ikonę siatkówki, Bena Toniuttiego.
- Oczywiście jestem świadomy, że porównania do Bena Toniuttiego będą się pojawiały, natomiast mi nie pozostaje nic innego, jak tylko skupić się na tym, żeby ciężko pracować, rozwijać się, grać jak najlepiej i jak najwięcej osiągnąć -mówi siatkarz, którego witamy z zespole.
Autor: Janusz Żuk Cytaty:sportdziennik.com;sport.tvp.pl
|