Sezon 2004/2005
II runda play-off
Mostostal - Resovia
17:25; 30:28; 25:17; 19:25; 19:17
Składy:
Mostostal:Lipiński,Kmet,Stancelewski,Gromadowski,Olejniczak,Serafin,Kubica(L)
oraz: Musielak, Sramek, Kozłowski
Resovia: Gerymski, Szczygieł, Perłowski, Józefacki, Pieczonka, Kamuda, Łuka (L)
oraz: Pawłowski, Kuczko,Kupisz, Podpora, Kozłowski
Drugie spotkanie pomiędzy Mostostalem i Resovią rozgrywane tym razem w Kędzierzynie w hali przy al. Jana Pawła II pod wieloma względami przypominało ubiegłotygodniowy mecz z Rzeszowa. Tak jak tydzień temu Mostostal przegrał wysoko pierwszą partię, podobnie najbardziej zacięty był drugi set, znów doszło do tie-breaka, w którym nasi siatkarze zachowali więcej spokoju i po dramatycznej końcówce pokonali przyjezdnych.
Spełniły się również nasze obawy wyrażone w zapowiedzi do tego meczu: kędzierzynianom bardzo trudno gra się pod presją i ten stan trwa już niemal od początku sezonu, stąd występujący bez obciążeń zespół Jana Sucha mógł pokusić się w piątek o sprawienie niespodzianki i przedłużenie rywalizacji o kolejny mecz, w którym jeszcze większą rolę odgrywałyby emocje. Na szczęście nie dowiemy się już, jak wówczas zagraliby zawodnicy Mostostalu i jak potoczyłyby się losy dalszej rywalizacji obu zespołów. Jedno jest pewne, w piątkowy wieczór w kędzierzyńskiej hali przeżyliśmy kolejny emocjonujący spektakl, kolejny pojedynek " jakby o wszystko" w wykonaniu naszych zawodników, w którym grając pod ogromną presją, zdali oni egzamin z dojrzałości, chociaż kolejny już raz wystawili nerwy kibiców na ogromna próbę.
Podobnie jak w Rzeszowie pierwszy set rozpoczął się bardzo niepomyślnie dla naszego zespołu. Na pierwszą przerwę techniczną goście schodzą z pięciopunktową przewagą, co jest wynikiem trudności z przyjęciem zagrywki w wykonaniu naszych zawodników. Ta przewaga właściwie "ustawiła już tę partię" , ponieważ nasi siatkarze jakby zwątpili w zwycięstwo i nie znajdując lekarstwa na poczynania gości z pokorą przyjmowali lekcję udzieloną im przez przyjezdnych. W zespole gości do roli pierwszoplanowego zawodnika urastał znów Sławek Gerymski, w konfrontacji z którym rozgrywający Mostostalu jakoś nie potrafił udowodnić swoich walorów. Zmiana dokonana przez Rastio Chudika na rozegraniu dobrze podziałała na Piotrka, który mógł nieco ochłonąć i na zimno przeanalizować grę przeciwnika, bo po powrocie na parkiet z każdym kolejnym setem nasz rozgrywający nabierał pewności i to też zmieniło obraz gry naszego zespołu.
W drugiej partii Mostostal uzyskał przewagę od początku i do stanu 13: 10 kontrolował przebieg spotkania. Wprowadzony za Olejniczaka Musielak poprawił przyjęcie, dobrze funkcjonował blok, rozegrał się Marcel Gromadowski, wzrosła skuteczność zagrywki. Wystarczyło jednak znów kilka prostych błędów w wykonaniu naszych zawodników, aby z bezpiecznego prowadzenia nie pozostało nic, a set przerodził się w kolejne " być albo nie być". Przy stanie 28:28 kolejne punkty zdobywają nasi siatkarze po ataku Musielaka i asie serwisowym Gromadowskiego i na tablicy widnieje wynik 1:1. Wracamy z dalekiej podróży z nowymi nadziejami na rychły koniec.
Potwierdza to kolejna partia, w której Mostostal rozgrywa bardzo dobre spotkanie. W polu zagrywki i w ataku "rządzi" Marcel Gromadowski, na środku swoje walory potwierdza Tomas Kmet, na drugim skrzydle w ataku i w bloku walczy jak lew Rafał Musielak. Przewaga wywalczona na początku przez naszych zawodników ( 8:3; 8:5; 10:5) jest na tyle duża, że Jan Such wprowadza na parkiet starszego z braci Kozłowskich, dając odpocząć Sławkowi przed następnym setem.
Czy łatwe zwycięstwo uśpiło gospodarzy, czy znów przebudzili się goście, a zwłaszcza ich "mózg i lider" - trudno powiedzieć. Czwarty set jest bowiem kopią tego pierwszego. Do stanu 5:5 trwa wyrównana walka. Od tego wyniku w zespole Mostostalu mnożą się błędy. Znów nie funkcjonuje przyjęcie zagrywki, znów nie potrafimy wyprowadzić skutecznego ataku, znów nie zatrzymujemy Józefackiego blokiem. Podopieczni Jana Sucha grają ja w transie i z każdą piłka zyskują przewagę nad naszymi zawodnikami, zarówno tę liczbową jak i psychiczną, zwyciężając pewnie 25:19.
Ostatni set po porażce w czwartej partii też nie zapowiada się dla nas pomyślnie. W pierwszych akcjach naszym zawodnikom gra się zupełnie nie klei i rzeszowianie zdobywają prowadzenie. Mostostal zrywa się do odrabiania strat, pamiętając o tym , że w tie-breaku czasu jest naprawdę niewiele - i wychodzi na prowadzenie. Kiedy po ataku Kmeta na tablicy widnieje wynik 12:9 dla naszych, wydaje się, ze nic złego w tym dniu już nie może się przytrafić. Po chwili atakuje Marcel Gromadowski i do pełni szczęścia brakuje nam już tylko dwóch punktów. Jednak goście zrywają się do ostatecznego pościgu. Szczygieł zatrzymuje blokiem naszego atakującego, Pieczonka zdobywa punkt z zagrywki i z przewagi Mostostalu nie zostaje już nic. Mało tego, na prowadzenie wychodzą goście i robi się bardzo nerwowo.Na szczęście bohaterem końcówki tego meczu zostaje Tomas Kmet, który najpierw blokiem zatrzymuje Kamudę,a ostatni punkt zdobywa atakiem z krótkiej.
Mostostal wywalczył w piątek awans do pierwszej szóstki i w kolejnych meczach o piątą lokatę, premiowaną grą w pucharze CEV, spotka się z Politechniką Warszawa. Czekają nas znów emocje. Tak bardzo by się chciało, aby nie był to aż tak nerwowy pojedynek, aby nasi zawodnicy zagrali spokojnie, bo wtedy naprawdę są w stanie pokazać swoje ogromne możliwości. Cóż, jednak presja wyniku nie pozwala na to, a szkoda, bo w tym zespole drzemią pokłady, które od czasu do czasu dają nam tyle radości. Dziękując zawodnikom za walkę i zwycięstwo, liczymy, że wczoraj nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Autor: Janusz Żuk
|