Sezon 2005/2006
XI kolejka PLS
Mostostal Azoty vs. Resovia Rzeszów
(25:19, 25:19, 19:25, 23:25, 15:10)
Składy:
Mostostal: Gromadowski, Zapletal, Domonik, Kmet, Vartovnik, Sopko, Serafin (L) oraz Kurek, Musielak, Olejniczak, Januszkiewicz, Kozłowski;
Resovia: T. Kozłowski, Pieczonka, Kamuda, Kaczmarek, Perłowski, Łuka, Kubica (l), oraz Zieliński, Szczygieł, Pilarz, Gradowski.
Sobotni mecz Resovii z Mostostalem obfitował w niespodziewane zwroty akcji i ogromne emocje, ale biorąc pod uwagę pewną wygraną Mostostalu w dwóch pierwszych partiach, z tego stanu rzeczy cieszyć powinni się raczej przyjezdni. Punkt zdobyty przez podopiecznych Jana Sucha był bowiem chyba rewanżem za gościnność w Podpromiu, gdy to rzeszowianie nagle przestali grać i oddali dwa sety Mostostalowcom.
A całe spotkanie rozpoczęło się na korzyść ekipy z Rzeszowa, która dzięki blokowi, a także błędom ze strony kędzierzynian wyszła na prowadzenie 3:1. Jednak po dobrej zagrywce Marcela Gromadowskiego Martin Sopko silnym atakiem doprowadził do remisu. Kolejne akcje potwierdziły przewagę Mostostalu. Blok Tomka Kmeta, a także ataki Stanislava Vartovnikaz szóstej strefy dały Mostostalowcom prowadzenie, którego nie oddali do końca seta.
Kędzierzynianie dobrze spisali się również w drugiej partii. Dobre przyjęcie gwarantowało kończenie ataków, a zagrywka pozwalała na blok. Wszystko się znakomicie zazębiało i trudno się dziwić, że Mostostal niepodzielnie królował na parkiecie. Blok Marcela, a także zagrywki środkowych Mostostalu w połączeniu z przemyślaną grą w ataku kierowaną przez Petra Zapletala dały Mostostalowcom zwycięstwo do 19.
Przełom przyszedł dopiero w trzeciej, trudnej skodinąd partii. Indolencja Mostostalowców w ataku, a także dobra postawa przyjezdnych dały im szybkie prowadzenie. (1:3; 2:6). Niemoc w ataku przełożyła się także na błędy w polu zagrywki i w przyjęciu, więc trudno się dziwić, że goście powiększali swoja przewagę. (8:14; 12:18). Dopiero wejście na parkiet Bartosza Kurka, Michała Kozłowskiego i Arka Olejniczaka uspokoiło grę, ale nawet kędzierzyńska młodzież nie dała rady odwrócić losów tego seta i uległa ostatecznie do 19.
Czwarta partia była bardzo zacięta. Aż do stanu17:17 utrzymywał się remis. Zmieniło się to dopiero po bloku Marcela Gromadowskiego i ataku Tomka Kmeta (20:18). Wydawało się, że kędzierzynianie dotrwają tak do końca seta, a tym samym meczu. Jednak wtedy, as Kamudy i blok Resovii doprowadziły do nerwowej końcówki, którą zakończył Marcel Gromadowski ... poprzez nadepnięcie na linię ataku. Można się tylko przyczepić do tej czy innej decyzji sędziego, co kilkakrotnie sygnalizowali trenerzy i kibice Mostostostalu, ale kędzierzynianie i tak powinni tę partię wygrać prowadząc już dwoma punktami.
Tak czy owak doszło do loteryjnego tie-breaka, w którym żaden z zespołów nie chciał oddać pola rywalom. Dopiero przy stanie 8:8 przy plasowanej zagrywce Bartka Kurka dwukrotnie w aut uderzył bezbłędny dotychczas Łukasz Perłowski, a Mostostalowcy popisali się blokiem. W kolejnych akcjach mylili się następni zawodnicy Resovii, którzy do tego momentu byli ostają zespołu: w aut uderzył Tomasz Kamuda, w siatkę Pieczonka, a trzeci raz w polu gry nie zmieścił się Perłowski. Partię zakończył efektowny blok Mostostalu, którego swoją drogą w poprzednich setach było zdecydowanie za mało.
Mostostal wygrał, ale stracił jeden punkt. Zagrał znakomicie i bezbłędnie w dwóch pierwszych partiach, ale skapitulował w trzeciej. Rozrzut uczuć towarzyszących oglądaniu tego spotkania był ogromny jak nigdy, tak jakby podczas dwóch godzin zwiedzić dwa bieguny emocjonalne.
Dlatego też nie sposób charakteryzować i oceniać, wybierać bohaterów i wskazywać winnych, bo też jest to tak trudne, jak zrozumienie psychiki człowieka, która sprawia, że po dwóch wygranych partiach, nadchodzi kryzys.
Autor: Jacek Żuk
Po meczu powiedzieli:
Wojciech Serafin (libero Mostostalu):
Myślę, że w pierwszych dwóch setach zrealizowaliśmy 100% założeń taktycznych, wszystko się zazębiało. W trzeciej partii wkradło się trochę rozluźnienia, chłopcy z Rzeszowa zwietrzyli szansę i obudzili się. Zaczęli grac lepiej i konsekwentniej. Popełniali mniej błędów. Na szczęście udało się wygrać tie-break. Musieliśmy się bardziej skoncentrować, poprawiliśmy przyjęcie i od razu wszystko się odwróciło.
Martin Sopko (przyjmujący Mostostalu):
Pierwsze dwa sety były dla nas nadspodziewanie udane. Wszystko nam wychodziło. Mieliśmy dobre przyjęcie, odrzuciliśmy rywali od siatki, a także kończyliśmy piłki w ataku. Później nadszedł jednak ten trzeci i czwarty set. Nie wiem dlaczego, ale przestała nam leżeć zagrywka, nie przyjmowaliśmy, co uniemożliwiło skuteczna grę w ofensywie. W tie-braku również brakowało nam trudnej zagrywki, aby "odjechać" przeciwnikowi. Mimo to wygraliśmy za dwa punkty i z tego należy się cieszyć. Myslę, że naszą mocną strona była zespołowość.
Damian Domonik (środkowy Mostostalu):
Po wygranych dwóch setach nic nie wskazywało na taki obrót wydarzeń. Ale tak jak w Rzeszowie oni prowadzili 2:0 i oddali na dwie partie, tak tutaj my wygrywaliśmy 2:0 i oni wrócili do gry. Myślę, że stało się tak, gdyż przestaliśmy dobrze serwować. Jeżeli chodzi o plusy, to dobrze nam wychodził atak. Te dwa punkty zdecydowanie cieszą. To był trudny rywal i ważny mecz. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy.
|