Sezon 2005/2006
III kolejka PLS
Mostostal Azoty vs. Energia Sosnowiec
(25:20; 25:19; 24:26; 25:19)
Składy:
Mostostal Azoty: Gromadowski, Zapletal, Kmet, Domonik, Sopko, Vartovnik, Musielak (L) oraz Kurek, Serafin, Kozłowski
Energia Sosnowiec: Tomczyk, Syguła, Kosok, Szulik, Łomacz, Legiań, Stańczak (L) oraz Grygiel, Kudłacik, Żuk
Cel został zrealizowany i to jest najważniejsze, bo w lidze nikt nie przyznaje dodatkowych punktów za piękne i porywające widowisko. W niedzielę siatkarze Mostostalu pewnie zwyciężyli podopiecznych Mariana Kardasa i powiększyli swój dorobek o kolejne jakże ważne trzy punkty. I chociaż w grze naszego zespołu nie brakowało przestojów i chwil dekoncentracji, już po pierwszym pewnie wygranym secie widać było, że goście w tym spotkaniu nie mogą liczyć na taryfę ulgową.
Co prawda Mostostalowcy po dwóch wygranych partiach, jak to często bywa w takiej sytuacji, na chwilę oddali pola rywalom i po błędach w końcówce nie zdołali zakończyć tego seta zwycięstwem, ale w czwartej partii nie pozwolił już sobie na luksus nadmiernej gościnności, która mogłaby się skończyć niepotrzebną stratą punktu. O to właśnie miał największe pretensje do zawodników trener Wojciech Drzyzga, który mówił po zakończeniu meczu: "Daleko od kłopotu nie było. Zespół nie wytrzymał odpowiedzialności za wynik. Co gorsza, najbardziej sparaliżowani byli doświadczeni zawodnicy".
Pierwszy set rozpoczął się od zdecydowanej przewagi Mostostalu przy zagrywce Martina Sopki. Przy stanie 4:1 trener Marian Kardas poprosił już o pierwsza przerwę techniczną, ale na niewiele się to zdało. Sosnowiczanie nadal popełniali bardzo wiele błędów, szczególnie w przyjęciu, a w naszym zespole bardzo dobrą partię rozgrywali Marcel Gromadowski, Martin Sopko i Tomas Kmet. Ponieważ sosnowiczanie nie robili nam krzywdy własną zagrywką, przy dobrym przyjęciu Zapletal bez problemu rozgrywał piłkę "do kogo chciał". Obraz gry uległ nieco zmianie, kiedy na parkiecie pojawił się najlepszy w zespole gości Marcin Grygiel, który zmienił Tomasza Tomczyka, co poprawiło siłę ataku gości, ale i tak na drugą przerwę techniczną Mostostal schodził z sześciopunktową przewagą. Jednak trzy kolejne błędy w ataku w wykonaniu Martina Sopki, który do tej pory spisywał się bardzo dobrze,
zniwelowały przewagę naszego zespołu nad drużyną przyjezdnych, co doprowadziło do nerwowej końcówki. Dopiero wprowadzenie Bartka Kurka za Vartovnika przywróciło spokój w szeregach gospodarzy, którzy po asie serwisowym najmłodszego siatkarza PLS-u zakończyli tę patię wynikiem 25:20.
Podobny przebieg miał kolejny set. Po początkowej równowadze (5:5) podopieczni Wojciecha Drzyzgi szybko uzyskali prowadzenie po ataku z kontry w wykonaniu Marcela Gromadowskiego i asie serwisowym Tomasa Kmeta i kolejnym, tym razem autorstwa Martina Sopki, i powiększyli przewagę do pięciu punktów (12:7). Siatkarze Energii nadal nie mogli poradzić sobie z niezbyt silnymi, ale technicznymi zagrywkami kędzierzynian, co z kolei rzutowało na trudności z wyprowadzeniem ataku, w którym raz po raz mylił się Jakub Łomacz, więc przewaga naszego zespołu i zwycięstwo w tej partii było bezdyskusyjne.
Kiedy wydawało się, że trzeci set jest tylko zwykłą formalnością, coś zacięło się w grze Mostostalu, natomiast goście poprawili odbiór i to wystarczyło, aby po kilku akacjach wyjść na prowadzenie i mimo pogoni gospodarzy, którzy kilkakrotnie doprowadzali do wyrównania, odnieść zwycięstwo w tej partii po ewidentnych błędach Mostostalu (Autowy atak Kurka i uderzenie w taśmę w wykonaniu Sopki).
W ostatniej partii na szczęście sytuacja się nie powtórzyła. Mostostalowcy przystąpili do meczu bardziej skoncentrowani, a ponieważ goście znów zaczęli popełniać błędy w przyjęciu i w polu zagrywki, podopieczni Wojciecha Drzyzgi szybko uzyskali kilkupunktową przewagę, którą utrzymali do końca.
Mecz z Energią Sosnowiec może nie był pięknym widowiskiem, a postawa naszego zespołu na tle gości też chwilami daleka była od ideału, ale często gra się tak, jak wymaga tego przeciwnik, a ten w niedzielę zupełnie się pogubił, co było również zasługą Mostostalu, szczególnie w pierwszym secie. Bezsprzecznie najlepszym zawodnikiem w naszej ekipie był wyróżniony również przez trenerów i sponsora PLS-u Marcel Gromadowski, ale na pochwałę zasłużyli również Tomas Kmet i Martin Sopko, który jednak nie ustrzegł się kilku błędów w ważnych momentach meczu. Kolejny raz bardzo udane wejście na zmianę zaliczył Bartek Kurek, który nie tylko popisał się asem serwisowym, ale bardzo dobrze grał pod siatką i w obronie.
Tego meczu nie mogliśmy przegrać. Tak wynikało z ligowej arytmetyki i układu kalendarza. Jednak czym innym są rachunki i pragnienia, a czym innym ich weryfikacja na parkiecie i dlatego trzeba się cieszyć z każdej wygranej, nawet tej przewidywanej, a może właśnie z tej, bo czasem o wiele trudniej gra się z rywalem, z którym przegrać nie wolno, niż z faworytem, z którym porażka nie przynosi ujmy.
Auror: Janusz Żuk
|