Sezon 2005/2006
V kolejka PLS
Mostostal Azoty vs. Skra Bełchatów
(23:25;22:25;17:25)
Składy:
Mostostal: Gromadowski, Zapletal, Kmet, Domonik, Varovnik, Sopko, Musielak (L) oraz Kurek, Olejniczak, Serafin;
Skra: Wlazły, Stelmach A., Dacewicz, Wnuk, Stelmach K., Winiarski, Ignaczak (L) oraz Chadała, Milczarek, Kiktyev.
Nie doczekaliśmy się megasensacji w Kędzierzynie i nie przeżyliśmy eksplozji radości, ale z tym faktem liczyliśmy się przecież przed tym spotkaniem. Tylko trochę żal, że naszym zawodnikom nie udało się ugrać chociażby jednego punktu, na który, moim zdaniem, sobie zasłużyli. Jednak w sporcie za waleczność nikt punktów nie rozdaje, nawet, jeśli poparta jest ona dobrą grą i jest to prawda bardzo bolesna, ale wielce pouczająca. Młodość rozbiła się o rutynę, pokazując na przemian - bezkompromisowość i spore już możliwości, a chwilami bezradność i proste błędy, które nasi rywale wykorzystywali bez zmrużenia oka, jak na mistrzów i liderów przystało. I nie wiadomo, czy cieszyć się z postawy niebiesko - biało - czerwonych, czy martwić i smucić z oddanych za darmo piłek, i w konsekwencji przegranego spotkania? Odważna walka, szczególnie w wykonaniu młodych: Bartka Kurka, Marcela Gromadowskiego czy Damiana Domonika dają nadzieję, że ten zespół stać na bardzo wiele, a proste błędy - można wyeliminować, kiedy zawodnicy poczują się pewniej, kiedy bardziej się poznają, kiedy rozegrają z sobą więcej spotkań i nabiorą tak potrzebnego doświadczenia.
W sumie chyba należy się mimo wszystko cieszyć z gry Mostostalu, który, co prawda "nie wyrwał" rywalowi nawet jednego seta, ale na tle doświadczonych i rutynowanych przeciwników zademonstrował siatkówkę odważną i co najważniejsze, popartą umiejętnościami, które w końcu muszą zacząć procentować, jeśli tylko wyeliminowane zostaną tak dotkliwe błędy własne.
Kluczowe znaczenie dla wyniku całego spotkania miały dwa pierwsze sety, w których oba zespoły prowadziły wyrównana walkę, a zwłaszcza set drugi - w którym różnica w sile ataku po stronie naszych siatkarzy była aż nadto widoczna, choć niestety marnotrawiona prostymi błędami w obronie, mającymi w konsekwencji zasadniczy wpływ na wynik tej przełomowej partii i całego spotkania.
W trzecim secie nasi siatkarze pogodzeni z porażką - o co największe pretensje miał trener Drzyzga - nie stanowili już dla podopiecznych Ireneusza Mazura większej przeszkody do odniesienia zwycięstwa za trzy punkty i całkowicie oddali pola rywalom, straciwszy chyba wiarę w możliwość zmiany rezultatu Ten właśnie fragment gry rzuca się cieniem na ocenę całego meczu, choć nie może przesłonić poprzednich dwóch setów.
W pierwszej partii do drugiej przerwy technicznej to Mostostal dyktował warunki gry, prowadząc przez cały czas kilkoma punktami. Mostostalowcy postawili na trudną, agresywną zagrywkę, aby w ten sposób odrzucić rywali od siatki i chociaż ta sztuka nie do końca się im udała wskutek wzorowego wręcz przyjęcia naszych rywali, sami kończyli bezbłędnie bardzo wiele piłek, dobrze radząc sobie z blokiem przeciwnika.
Mecz rozpoczął się od autowego ataku Damiana Dacewicza, który w tym spotkaniu zastąpił na środku siatki kontuzjowanego Roberta Szczerbaniuka i skutecznej odpowiedzi jego wis-a-vis, czyli Damiana Domonika. Przy stanie 2:2 zablokowany został Krzysztof Stelmach, a po chwili sędzia odgwizdał błąd podwójnego odbicia w zespole gości i Mostostal uzyskał po raz pierwszy dwupunktową przewagę. Przed pierwszą przerwą techniczną dwoma pięknymi kiwkami popisał się Petr Zapletal i nasi siatkarze schodzili z boiska, prowadząc nadal dwoma punktami. Przy stanie 9:8 kolejny punkt dla naszego zespołu zdobył Stanislav Vartovnik, a Michał Winiarski nie trafił w boisko z szóstej strefy i Mostostal zwiększył przewagę do trzech punktów, jednak dwa ataki Mariusza Wlazłego zmniejszyły znów dystans dzielący gości od gospodarzy. Decydujące trzy punkty w tym secie zdobyli jednak Radosław Wnuk i Mariusz Wlazły przy zagrywce tego drugiego. Najpierw podbity został atak Tomasa Kmeta, później zablokowany został Marcel Gromadowski, a na końcu blok gości podbił atak Stanislava Vartovnika i podopieczni Ireneusza Mazura po raz pierwszy uzyskali trzypunktową przewagę. Co prawda nasi siatkarze w końcówce odrobili trzy punkty przy piłce setowej dla gości i kąśliwej zagrywce Petra Zapletala, co zmusiło trenera Mazura do wzięcia czasu, jednak po czasie skuteczną "kiwką" popisał się Mariusz Wlazły i goście mogli się cieszyć z wygranej z dużym trudem pierwszej partii.
Postawa niebiesko - biało - czerwonych sprawiła, że w hali jednak nikt nie tracił nadziei na zwycięstwo w kolejnej partii, która zaczęła się jednak dla Mostostalu bardzo nieszczęśliwie od dwóch błędów w ataku - najpierw Gromadowskiego, a później Domonika. Po chwili jednak szczęśliwa zagrywka Bartka Kurka po taśmie i atak Marcela z trudnej piłki wybronionej przez Zapletala dały naszym zawodnikom remis i nadzieję na zwycięstwo. .Na pierwszą przerwę techniczną goście schodzili, prowadząc, co prawda, 8:7, jednak już w następnej akcji Mostostal wyrównał po błędzie czwartego odbicia i wyszedł na prowadzenie po ataku Marcela Gromadowskiego. Przy stanie 11: 9 trener Mazur poprosił o czas, lecz do II przerwy technicznej utrzymała się dwupunktowa przewaga Mostostalu, a po chwili Kurek zatrzymał na pojedynczym bloku Mariusza Wlazłego i zwycięstwo naszych siatkarzy w tej partii wydawało się przybliżać, zwłaszcza że goście nie potrafili wyprowadzić skutecznego ataku. Jednak właśnie w tym momencie w szeregi Mostostalu wkradł się chaos. Najpierw przy zagrywce Zapletala przechodząca piłka wpadła pomiędzy naszych zawodników, a następnie zablokowany został skuteczny do tej pory Sopko, z kolei na aut posłał piłkę Marcel Gromadowski, a po chwili został również zablokowany i goście wyszli na prowadzenie. Po czasie na żądanie trenera Drzyzgi skutecznym atakiem popisał się rozgrywający Mostostalu, co dało naszej drużynie 21 punkt, ale nie uchroniło od przegranej, bo po chwili Sopko posłał piłkę w siatkę z zagrywki, a ostatni punkt dla Skry zdobył Michał Winiarski i goście prowadzili już 2:0.
Na uwagę zasługują w tej partii kuriozalne więc wyniki statystyk, z których wynika, że nasi siatkarze do II przerwy technicznej zdeklasowali gości w skuteczności ataku, przegrywając podobnie wysoko w ilości błędów własnych.
Trzeci set nie pozostawił niestety już złudzeń, który zespól tego dnia zejdzie z parkietu jako bezapelacyjny zwycięzca. Nasi młodzi siatkarze podłamani wynikiem poprzednich przegranych partii nie podjęli już walki, chociaż wszystko zaczęło się bardzo szczęśliwie dla naszego zespołu od dwóch asów serwisowych Bartka Kurka. Po chwili jednak goście wyszli na prowadzenie po dwóch nieudanych akcjach Domonika i Serafina i na przerwę schodzili, wygrywając trzema punktami. Przez jakiś czas trwała jeszcze wyrównana walka obu zespołów, ale końcówka należała już wyraźnie do pewnych zwycięstwa gości, którzy wygrali tego seta 25:17.
W przekroju całego meczu siatkarze mistrzów Polski okazali się zespołem dojrzalszym, bo inaczej być nie mogło. Szkoda z pewnością przegranych dwóch pierwszych setów, a może nawet punktów. Co prawda, mówi się, ze klasę zespołu poznaje się, jak gra po drugiej przerwie technicznej, ale wydaje się, że dzisiaj trochę pomogliśmy naszym gościom w udowodnieniu ich wartości. Tak jak pisaliśmy przed tym meczem, zobaczyliśmy dzisiaj dwie twarze Mostostalu. Ta jedna - mimo porażki mogła się zdecydowanie podobać. Ta z ostatniego seta - już nie.
Trudno po przegranym meczu chwalić poszczególnych zawodników, choć każdy z nich miał swój niezaprzeczalny udział w tym, ze w pierwszych dwóch setach Mostostal toczył wyrównany pojedynek z bezapelacyjnie najlepszym zespołem PLS-u. Jednak klasą dla siebie był dzisiaj Bartek Kurek, który mimo kłopotów z przyjęciem i paru błędów w obronie pokazał, że nawet do tak mocnego rywala należy podchodzić bez kompleksów, wykorzystując maksimum swoich niemałych już umiejętności - i za to należą mu się słowa uznania.
Przegrana ze Skrą ujmy nie przynosi i była wkalkulowana w kalendarz rozgrywek. Ważniejsze jest to, że Mostostal potrafi nawiązać równorzędną walkę z zespołami nominalnie silniejszymi od siebie i to właśnie dobrze prognozuje przed następnymi meczami jesienią i w rundzie rewanżowej.
Autor: Janusz Żuk
|