Sezon 2005/2006
VII kolejka PLS
AZS Częstochowa vs. Mostostal Azoty
(25:21, 25:19, 26:28, 25:18)
Składy:
AZS Częstochowa: Billings, Woicki, Jurkiewicz, Eatherton, Gierczynski, Kocik, Gacek(L)oraz Oczko, Patucha, McKienzie;
Mostostal: Gromadowski, Zapletal, Januszkiewicz, Kmet, Varovnik, Kurek, Olejniczak (L) oraz Domonik, Sopko, Serafin.
Dobre zawody obiecali nam siatkarze Mostostalu przed meczem w Częstochowie i mimo porażki słowa dotrzymali, choć po cichu liczyliśmy na jakieś punkty. Jednak i tym razem podopieczni Wojciecha Drzyzgi nawiązali do tradycji sprzed świąt, kiedy to w meczach z najsilniejszymi drużynami PLS-u nasz zespół wypadał dobrze, choć nie przekładało się to na zdobycz punktową. Cieszy więc postawa Mostostalowców w spotkaniu z Częstochową, mimo że sportowa radość może być pełna tylko wówczas, gdy za nią idzie poprawa bilansu w tabeli. Szkoda więc, że i tym razem po dobrym meczu w komentarzu musimy się skupić na sferze odczuć, a nie na wyniku, który mimo dobrego występu jest dla nas niekorzystny.
W pierwszym secie do drugiej przerwy technicznej żaden zespół nie potrafił wypracować większej przewagi. Powodem takiego stanu rzeczy była lekka techniczna zagrywka obu zespołów, z którą bez problemu radzili sobie przyjmujący, dzięki czemu wyprowadzane ataki kończyły się na ogół powodzeniem. W Mostostalu szczególnie skuteczni byli obaj środkowi: Tomas Kmet i Olek Januszkiewicz i ich dobrą formę wykorzystywał Petr Zapletal. Dopiero po przerwie częstochowianie dzięki skutecznej grze w bloku odskoczyli na dwa punkty, chociaż po chwili kontra Bartka Kurka znów przyniosła punkt dla Mostostalu. Jednak w końcówce błędy popełnił Stanislav Vartovnik i ten fakt przesadził o zwycięstwie gospodarzy.
Rozochoceni i podbudowani zwycięstwem w pierwszym secie gospodarze ruszyli w drugiej partii do ofensywy, a sygnał do ataku dał znakomicie serwujący Phil Eathertn. Gospodarze prowadzili więc 7:2 po skutecznych kontrach Gierczyńskiego. Co prawda na chwilę naszym siatkarzom udało się nawiązać kontakt z podopiecznymi Edwarda Skorka, ale blok Woickiego na Gromadowskim przywrócił poprzednią ich przewagę. Od stanu 10:5 Mostostal zaczął odrabiać straty, częściowo na skutek prostych błędów gospodarzy, ale dystans dzielący oba zespoły był już zbyt duży, by myśleć o zmianie niekorzystnego wyniku.
Dopiero jednak trzecia partia meczu przypomniała nam emocje, jakie od lat towarzyszyły spotkaniom obu drużyn. Częstochowianie prowadzili w tym secie 7:5, ale kilka błędów po ich stronie sprawiło, że Mostostal doprowadził do remisu. Z każdą piłką nasi siatkarze wyraźnie się rozkręcali, dużo ożywienia do gry wprowadził Damian Domonik, i widać było, że tego seta nie zechcą oddać rywalom. Przy stanie 12:15 Edward Skorek poprosił o czas, ale Mostostalowcy nadal utrzymywali przewagę. Dopiero przy wyniku 21:21 Częstochowianie dogonili nasz zespół, a po asowym serwisie Adriana Patuchy wyszli na prowadzenie 24:23 i mieli piłkę meczową.
Nasi siatkarze obronili jednak dwa kolejne meczbole, a po dwóch błędach (serw w siatkę i autowy atak) akademików objęli prowadzenie 27:26. Szkoleniowiec AZS-u poprosił w tej sytuacji o drugi czas, ale udany blok Tomka Kmeta na Krzysztofie Gierczyńskim zakończył tę emocjonującą partię i otworzył szansę na tie-braek.
Wydawało się, że podobnie będzie w kolejnym secie, w którym Mostostalowcy prowadzili już 5:1. Jednak od stanu 8:8 to gospodarze znów zaczęli uzyskiwać przewagę. Bardzo dobrą partię rozgrywał w ich szeregach Brook Billings, który kończył w tej części meczu większość ataków, zwalniając z tego obowiązku mocno eksploatowanego w poprzednich setach Krzysztofa Gierczynskiego. Po stronie Mostostalu punktował skutecznie Marcel Gromadowski, ale błędy w przyjęciu niweczyły te starania. Końcówka należała już do gospodarzy, którzy postawili na silną zagrywkę (Eathertn) i szczelny blok, co w konsekwencji przyniosło im zwycięstwo.
Jeśli więc o odczucia chodzi, to z pewnością cieszy bardzo dobra gra młodych zawodników w Mostostalu, a szczególnie Bartka Kurka, Marcela Gromadowskiego oraz Damiana Domonika, który mimo urazu wyszedł na parkiet i pociągnął zagrywką i udanymi atakami grę Mostostalowców w trzecim secie, co przełożyło się na wynik tej partii. Pamiętać nam przecież trzeba, że na poziom gry naszych siatkarzy niemały wpływ miały również czynniki pozasportowe, a więc choroba Petra Zapletala, uraz Damiana czy kontuzja Tomasa Kmeta i w tym kontekście również należy oceniać dzisiejszy mecz, choć akurat do tych zawodników trudni mieć pretensje.
Przed nami kolejne spotkanie, którego przegrać nie powinniśmy, jeśli marzy nam się pierwsza czwórka. W meczu z Politechniką wystąpimy tym razem w roli faworyta i ten atut powinniśmy wykorzystać, choć na trudnym warszawskim terenie połamał sobie już zęby faworyt tegorocznych rozgrywek - PZU Olsztyn. Podopieczni Wojciecha Drzyzgi pokazali już jednak kilka razy, że potrafią toczyć równorzędne pojedynki z tymi najlepszymi i naprawdę niewiele brakuje im do pierwszej czwórki, i z takim przekonaniem muszą wyjść w sobotę na parkiet. Może styl gry w dzisiejszym spotkaniu stanie się dobrym prognostykiem przed sobotnim arcyważnym meczem, w którym oprócz ładnego występu Mostostal poprawi swój dorobek punktowy.
Autor: Janusz Żuk
|