Sezon 2005/2006
VIII kolejka PLS
Jastrzębski W. vs. Mostostal Azoty
(25:16, 25:21, 25:19)
Składy:
Jastrzębski W.: Stefanov, Bednaruk, Kadziewicz, Pliński, Michalczyk, Konstantonow, Rusek (L) oraz Wika;
Mostostal: Gromadowski, Zapletal, Kmet, Domonik, Vartovnik, Serafin, Olejniczak (L) oraz Sopko, Kurek.
Zdecydowanie nie tego oczekiwaliśmy od tego spotkania i ocena ta dotyczy obu drużyn. Bo długie i ciekawe akcje były bardziej efektem słabej gry atakujących, niż efektem umiejętności linii obronnych, a i duża ilość asów (zdobywanych wcale nie po mocnych zagrywkach) również nie świadczy na korzyść obu zespołów, nie mówiąc już o psutych seriami zagrywkach.
Na domiar złego Mostostalowcy rozpoczęli to spotkanie dziwnie spięci, bez wiary w sukces i chęci do gry, i jakby tego było mało, pozostali w tym letargu do końca spotkania. Bo chociaż mogą pochwalić się kilkoma seriami i dość wyrównaną grą w drugim secie, to jednak punkty zdobywali po błędach rywali: czy to w polu zagrywki, czy w przyjęciu, czy też w ataku. Dlaczego więc nie wygrali przy takiej ilości błędów przeciwnika? Odpowiedź jest prosta: bo w statystyce błędów pokonali i tak już wyśrubowany przez rywali wynik.
A spotkanie rozpoczęło się od zepsutej zagrywki w wykonaniu kędzierzynian, i to zagranie stało się symbolem gry oby zespołów w całym spotkaniu. Później szczęśliwy as Michalczyka i ataki Plińskiego oraz wyjątkowo dobrze radzącego sobie w ataku Stefanova, dały gospodarzom trzypunktowe prowadzenie. Następnie błąd przyjęcia wykorzystał Pliński, a Marcel Gromadowski po raz kolejny zaatakował w siatkę i jastrzębianie jeszcze bardziej (11:6) odskoczyli drużynie Wojciecha Drzyzgi. W dalszej części seta gospodarze jeszcze powiększyli swoją przewagę, łapiąc na bloku niedysponowanego dzisiaj Marcela Gromadowskiegi i Stanislava Vartovnika. Za to po drugiej stronie siatki szalał Ivajło Stefanov, który bez trudu mijał pojedynczy blok Mostostalowców, znakomicie rozrzucony przez Kubę Badnaruka. Gospodarze spokojnie dowieźli więc przewagę do końca, a partię zakończył Marcel Gromadowski, atakując w siatkę, czym ustalił wynik na 25:16.
Początek drugiego seta wyglądał zupełnie podobnie. Dopiero przy stanie 7:4 Mostostalowcy zerwali się do pościgu. Dwa znakomite bloki Damiana Domonika i błąd w ataku Konstantonowa dały naszym zawodnikom pierwsze w tym meczu prowadzenie. Później as w wykonaniu Damiana Domonika i błąd Stefanova zmusiły Igora Prielożnego do wzięcia czasu. W tym momencie znów nastąpił zwrot akcji. Dwa ataki Stefanova, blok na Sopce i as Bednaruka sprawiły, że z 9:12 zrobiło się 15:12. I chociaż Mostostalowcy jeszcze raz zerwali się do walki (16:15), to nagle przebudził się uśpiony do tej pory się Plamen Konstantonov i czterem atakami rozstrzygnął i tę partię na korzyść miejscowych, bo tak to już jest, że wielkie gwiazdy mimo słabszej dyspozycji potrafią się zmobilizować w kluczowych dla meczu momentach.
Trzeciej partii nie warto opisywać, bo wyglądała analogicznie do pierwszej. Duża ilość błędów, notoryczne łapanie Sopki na bloku, fatalne przyjęcie po naszej stronie, które uniemożliwiało zagranie czegokolwiek - i zdobywanie punktów oparte jedynie na zagrywce - tak wyglądała ostatnia odsłona tego spotkania. Nie zmienili tego również ani Bartosz Kurek wprowadzony do gry na ataku za wyjątkowo niedysponowanego Marcela, gdyż dostawał trochę za mało piłek od Petra Zapletala, ani Wojtek Serafin, który wszedł pod koniec za Martina Sopkę, a i rozpędzeni gospodarze nie mieli ochoty oddać kędzierzynianom nawet jednej partii. Tak więc po trzech bezbarwnych setach musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę i pogodzić się z porażką.
Można dyskutować po tym meczu nad indolencją Mostostalowców w przyjęciu lub też wytykać niemoc w ataku. Tak naprawdę jednak te wszystkie dywagacje na temat statystyk biorą w łeb, jeżeli cała drużyna gra źle, bo siedmiu zawodników wymienić się nie da i jest to jedyna obiektywna opinia po tym spotkaniu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że była to chwilowa niedyspozycja i Mostostalowcy szybko wymażą z naszych głów ten obraz, który pozostawili po tym spotkaniu, tym bardziej przykry, że stało się to przed obiektywami kamer TV 4. Warto również pogratulować dobrej postawy Damianowi Domonikowi, który wykazywał niespotykaną u innych wolę walki, popartą ponadprzeciętnymi umiejętnościami i był z pewnością najlepszym zawodnikiem w naszej ekipie.
Autor: Jacek Żuk
|