Sezon 2004/2005
XVI kolejka PLS
PZU AZS Olsztyn vs. Mostostal
(22:25, 25:20, 25:26, 27:25)
"Kluczowymi elementami w tym meczu będą zagrywka i przyjęcie" - pisałem przed tym spotkaniem i jak, niestety, się okazało, w tych słowach było bardzo dużo racji. Niestety, bo w obu tych elementach nasz zespół prezentował się bardzo słabo, co dało "niemal za darmo" przewagę osłabionym brakiem Pawła Papke gospodarzom i znacznie utrudniło nam drogę do odniesienia zwycięstwa czy też wywalczenia chociażby jednego punktu. Jeżeli do tego dodamy znacznie słabszą postawę Arka Olejniczaka i Wojtka Serafina w ataku, wynik tego spotkania nie powinien być zaskoczeniem, chociaż prawdą jest, że niemal do końca czwartej partii nasz zespół miał szansę na tie-break i dwa punkty.
Wszystko zaczęło się jednak bardzo dobrze dla Mostostalu od wygrania pierwszego seta. Osłabieni brakiem kontuzjowanych: Pawła Papke i Pawła Zagumnego gospodarze przez pierwszy set sprawiali wrażenie, jakby gra w takim ustawieniu wyraźnie ich deprymowała. Mostostal natomiast prezentował się niezwykle pewnie i uzyskawszy dwupunktowe prowadzenie na początku tej partii, spokojnie kontrolował grę, zwłaszcza, że przeciwnik oddawał naszemu zespołowi punkty wskutek własnych błędów. Tym, co mogło niepokoić w grze kędzierzynian, były pojawiające się problemy z przyjęciem trudnej zagrywki przeciwnika, po których Piotr Lipiński nie miał szans na poprawne rozegranie. Od stanu 7:10 goście zdołali odrobić stratę i uzyskać jednopunktową przewagę (11:10), ale dwukrotny błąd dotknięcia siatki w ekipie gospodarzy (Marcin Nowak) i atak Tomasa Kmeta z krótkiej znów dały prowadzenie naszym siatkarzom,
którzy na drugą przerwę techniczną schodzili przy stanie 13:16. Wówczas to wobec błędów w ataku Michała Ruciaka trener Ryś wprowadził na przyjęcie Marka Siebecka, ale w pierwszym secie zmiana ta nie dała pożądanych efektów. W końcówce goście zdobyli jeszcze pod rząd cztery punkty przy naszej piłce setowej, ale autowy atak Krzysztofa Śmigla zakończył tę partię - pełną nerwowych akcji po obu stronach siatki, czego konsekwencją było bardzo dużo błędów własnych.
W drugim - najbardziej wyrównanym secie - do stanu 11:11 obie drużyny nie potrafiły uzyskać przewagi, zdobywając punkty na przemian. Dobrze funkcjonował blok obu zespołów, znacznie gorzej - zagrywka (błędy). Na poziom gry naszej drużyny ogromny wpływ miały w dalszym ciągu kłopoty z przyjęciem zagrywki. Nie przynosiło to wprawdzie gospodarzom punktów bezpośrednio, ale znacznie utrudniało przeprowadzenie naszych akcji w ataku. Po zepsutej zagrywce Gromadowskiego i dwóch atakach Krzysztofa Śmigla gospodarze uzyskali prowadzenie, którego nie oddali już do końca tej partii, zwłaszcza, że bezbłędnie w ataku zaczął grać wprowadzony za Ruciaka Mark Siebeck. Jednak Mostostalowcy nie złożyli broni i do końca walczyli o zwycięstwo w tym secie Po ataku Olejniczaka, a później Kmeta z przechodzącej odżyły nadzieje wśród kibiców na zmianę rezultatu w tym secie.
Wtedy to błąd przekroczenia linii trzeciego metra popełnił Marcel Gromadowski, znów pojawiły się problemy z przyjęciem zagrywki (atak z przechodzącej Grzyba), a ostatnie dwa punkty dla gospodarzy zdobyli atakiem Siebeck i Śmigiel.
O trzecim secie zarówno zawodnicy jak też kibice zechcą z pewnością szybko zapomnieć. Podbudowany remisem zespół gospodarzy już na początku zapewnił sobie miażdżącą przewagę, która była wynikiem bardzo słabego okresu gry naszego "Mosto". Można powiedzieć, że w kędzierzyńskim zespole nic nie funkcjonowało. Nadal zawodziły przyjęcie i zagrywka, do tego doszła bezradność w ataku i w grze blokiem, co znalazło odzwierciedlenie w wyniku (16:6). Trener Chudik wymienił niemal całą szóstkę, pozostawiając na parkiecie jedynie libro - Duszana, a także najlepszych w tym okresie gry: Marcela i Tomasa. Zmiennicy podciągnęli nieco stan tej partii, choć oczywiście ją przegraliśmy (25:16).
Kolejny, czwarty set, dał naszym zawodnikom nadzieję na zwycięstwo i walkę w tie-breaku. Mostostal na początku wywalczył trzy punkty po atakach Marcela i "Serka", jednak dość szybko olsztynianie zniwelowali te przewagę. Do stanu 12:12 trwała wyrównana walka. Przy tym wyniku akademicy zdobyli punkt po błędzie Marcela Gromadowskiego, a po przerwie na żądanie dla trenera Chudika i niecelnej zagrywce gości Siebeck powiększył ten dystans do dwóch punktów. Kiedy wydawało się, że wobec nierównej gry naszych siatkarzy , gospodarze dowiozą przewagę do końca, atak Wojtka Serafina i błąd Śmigla dały naszym wyrównanie. Bohaterem końcówki okazał się jednak Wojciech Grzyb, który zdobył meczbola atakiem z krótkiej, aby po chwili zakończyć mecz asem serwisowym.
Trudno oceniać ten mecz i postawę obu zespołów, bo poza trzecim setem obie drużyny prezentowały bardzo nierówną grę, przeplatając dobre akcje, licznymi błędami własnymi. Wydaje się, ze na poziomie spotkania zaciążyły presja wywierana na siatkarzach obu klubów. Jedna i druga drużyna tak bardzo chciały odnieść zwycięstwo, że często o jakości gry decydowały emocje. Trudno zrozumieć indolencję Mostostalu w przyjęciu zagrywki, gdyż w tym ten elemencie nasz zespół prezentował się na ogół bardzo dobrze i nie tłumaczy tego faktu nawet brak Vartovnika. Sądzę jednak, że przy dobrym odbiorze nasz zespół bez problemu poradziłby sobie z zespołem gospodarzy, którzy niczym dziś nie zachwycił i podobnie jak Mostostal miał ogromne problemy ze skończeniem akcji, co rodzi pytania o formę kandydatów do tytułu mistrzowskiego tuz przed fazą play-off.
Szkoda tylko, że tej szansy nie potrafiliśmy wykorzystać, bo problem dyspozycji PZU pozostawmy miejscowym trenerom i zawodnikom.
Nie można po tym meczu nikogo wyróżnić w naszym zespole, choć bezpodstawna jest też krytyka wszystkiego i wszystkich. Na ocenie meczu zaciąży z pewnością trzeci set, ale poza nim Mostostal wcale nie odbiegał umiejętnościami od wicemistrzów Polski, no... może poza doświadczeniem, któremu próbował przeciwstawić "radosną siatkówkę" przyprawioną zbyt dużą dozą lęku o wynik, ale taka jest cena młodości.
Autor: Jacek Żuk
|