Sezon 2004/2005
XVIII kolejka PLS
Skra Bełchatów vs. Mostostal
(25:15, 25:l8, 21:25, 25:19)
Składy:
Skra: Wlazły, Stelmach, Wnuk, Szczerbaniuk, Gruszka, Chadała, Ignaczak (L) oraz Milczarek, Maciejewicz
Mostostal: Gromadowski, Lipiński, Kmet, Stancelewski, Serafin, Olejniczak, Kubica (L) oraz Musielak, Sramek, Kozłowski
Nie było dzisiaj niespodzianki w Bełchatowie, bo być chyba tego dna nie mogło. Mostostal po bardzo przeciętnym meczu uległ liderowi rundy zasadniczej 3:1, a tym wynikiem sprawił z pewnością srogi zawód kibicom Pamapolu, którzy, jeśli nawet tego głośno nie wyrażali, po cichu liczyli na powrót na fotel lidera. Tak więc po sobotnim spotkaniu w Bełchatowie znamy już czołową trójkę rundy zasadniczej i niemal w stu procentach układ par pierwszej rundy play-offów, gdyż o piątej pozycji zadecyduje dopiero jutrzejszy pojedynek w Olsztynie, w którym zmierzą się PZU AZS z Politechniką Warszawa. Tylko zwycięstwo "Inżynierów" nad Olsztynem za trzy punkty mogłoby wprowadzić jakąś korektę w tabeli i choć wydaje się to mało prawdopodobne, z niecierpliwością będziemy oczekiwali na jutrzejszy mecz.
Pierwszy set przegrany przez Mostostal 25:15 rozpoczął się od bardzo wysokiego prowadzenia gospodarzy, którzy znając wartość zwycięstwa w tym spotkaniu, przystąpili do niego niezwykle skoncentrowani. Elementem, który zadecydował o dużej przewadze Skry, był blok, przez który w żaden sposób nie mogli przebić się ani skrzydłowi, ani środkowi naszego zespołu. Kilkakrotnie zatrzymany w ataku został Marcel Gromadowski, nie poradził sobie z blokiem również Jarek Stancelewski i przewaga, jaką zbudowali gospodarze, ustawiła już na początku wynik tej partii, a tym samym pozwoliła im na swobodną grę. Bełchatowianie spokojnie kontrolowali przebieg tego seta, zdobywając punkty na skutek naszych problemów ze skończeniem własnych akcji i kontrataków, co było dużą zasługa ich gry obronnej. Warto nadmienić w tym momencie, że oba zespoły w ataku zdobyły tylko po osiem punktów.
Pozostałe były wynikiem błędów (szczególnie w zagrywce) i wspomnianego już bełchatowskiego bloku. Obraz gry nieco się zmienił, kiedy za Wojtka Serafina wszedł Rafał Musielak, a Marcela Gromadowskiego zmienił Karol Sramek, ale dystans dzielący oba zespoły był zbyt wielki, aby myśleć o odrobieniu strat.
Druga partia miała w zasadzie podobny przebieg. Mostostal przystąpił do tego seta z Karolem Sramkiem i Rafałem Musielakiem i ten fakt nieco wzmocnił skuteczność naszej gry. Jednak decydującym elementem, w którym goście nadal przeważali, był blok, sprawiający naszym zawodnikom ogromne kłopoty. Jeśli do tego dodamy, że poprawiła się również gra w ataku, a Andrzej Stalmach mógł wystawiać piłki do wszystkich zawodników, zwycięstwo gospodarzy ani przez chwilę nie było zagrożone i przez cały niemal set utrzymywała się ich trzypunktowa przewaga.
W kolejnym secie obraz gry uległ radykalnej zmianie. Na parkiet po przerwie powrócił Marcel Gromadowski, Mostostal wzmocnił zagrywkę i po asie serwisowym Jarka Stancelewskiego i dwóch atakach Rafała Musielaka wyszedł na prowadzenie 4:7. Piotrek Lipiński częściej zaczął wystawiać piłki do środkowych, co związało na środku siatki blokujących gospodarzy i znacznie ułatwiło ataki ze skrzydeł. Przy stanie 11:15 "Serek" popisał się dwoma asami serwisowymi, co dało nam przewagę, której gospodarze nie zdołali odrobić. Rozpoczął się natomiast popis obu młodych atakujących Skry i Mostostalu, którzy na przemian popisywali się celnymi i soczystymi zbiciami. Bełchatów miał nadal spore problemy z przyjęciem mocnej zagrywki "Mosto", co znacznie utrudniało rozegranie, tak więc piłkę setową dał nam punkt zdobyty przez Gromadowskiego "z przechodzącej", a seta zakończył Rafał Musielak po wspaniałej obronie Wojtka Serafina.
Kiedy wydawało się, że Mostostal przejdzie do ofensywy w czwartym secie i zechce powalczyć o co najmniej jeden punkt, gospodarze ostro zabrali się do pracy i na początku partii zyskali niewielką przewagę. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy była nasza zagrywka, która nie robiła już takiej szkody rywalom, a także błędy w polu zagrywki i pod siatką. W drużynie gospodarzy "królował" natomiast Mariusz Wlazły, do którego Stelmach posyłał większość piłek i który zdobył w tej partii dziewięć punktów przy trzech Michała Chadały i jednym Wnuka. Mimo ambitnej gry naszych siatkarzy, na druga przerwę techniczną Skra schodziła z przewagą czterech punktów. Przy stanie 20:14 trener Chudik po raz drugi w tym spotkaniu wpuścił na parkiet Michała Kozłowskiego, który całkiem nieźle zaprezentował się w końcówce drugiego seta, a także Arka Olejniczaka.
Przewaga gospodarzy była jednak tak duża, że po kilku piłkach i ataku Chadały mogli się oni cieszyć z pierwszego miejsca w tabeli po rundzie zasadniczej.
Mostostal mógł podobać się tylko w trzecim secie, kiedy zagrał odważną siatkówkę i prowadził otwartą grę, która natychmiast przyniosła efekt. W pozostałych partiach więcej było asekuranctwa i niewiary. Najsłabiej w zespole wypadli nasi środkowi, którzy nie radzili sobie ani w bloku (jeden skuteczny blok w całym meczu), ani w ataku. To prawda, że Tomasa Kmeta tłumaczy przebyta niedawno grypa, a Jarka - kontuzja pachwiny i dlatego wierzymy, że jest to stan przejściowy, bo bez bloku w męskiej siatkówce nie można wygrywać. Ich forma z pewnością utrudniła rozegranie Piotrowi, co z kolei pomogło świetnym blokującym gospodarzy i już w pierwszym secie skutecznie zniechęciło Marcela Gromadowskiego, Wojtka Serafina i Arka Olejniczaka przed podejmowaniem radykalniejszych rozwiązań w ataku. Szkoda, bo kiedy nasi skrzydłowi "nie zwalniali ręki", piłka na ogół trafiała w parkiet.
Coś mi się jednak wydaje, że nasi zawodnicy podświadomie myślami byli już w play-offach. Szkoda jednak, że przynajmniej jeśli chodzi o styl, nie pokazali w całym meczu kibicom, że grając praktycznie "o pietruszkę", można się wspaniale bawić, a stąd do zwycięstwa już jest blisko.
Autor: Janusz Żuk
|