Grali u nas
Martin Sopko
Numer trzynasty na koszulce klubowej Martina Sopki może był tylko dziełem przypadku, a może świadomym nawiązaniem do kariery Sebastiana Świderskiego, ale pewne jest, że transfer Słowaka do Mostostalu spowodowany był wzmocnieniem siły ataku zespołu, który w sezonie 2004/2005 przy bardzo dobrym przyjęciu miał trudności z "kończeniem wielu piłek". Od zakończenia rozgrywek trwały więc usilne poszukiwania zawodnika na pozycję przyjęcia z atakiem, dysponującego dobrym przyjęciem, a ponadto silnym zbiciem i dużą intuicją w grze ofensywnej. Kandydatów było kilku, lecz w końcu zdecydowano się na dwudziestotrzyletniego reprezentanta Słowacji, który bardzo dobrze zaprezentował się podczas ubiegłorocznego Turnieju Świątecznego w Kędzierzynie jako zawodnik VK PU Presov i podczas towarzyskich meczów kadry Raula Lozano ze Słowacją na uroczystości otwarcia nowej hali na osiedlu Azoty.
Martin Sopko [13] |
Data: |
30.01.1982 |
Wzrost: |
196 cm |
Waga: |
90 kg |
Wyskok do ataku: |
340 cm |
Wyskok do bloku |
324 cm |
Pozycja na boisku: |
Przyjmujący |
Dotychczasowe kluby: |
VK PU Presov, Mostostal-Azoty (2005-2006), Gwardia Wrocław (2006-2007), Delecta Bydgoszcz (2007 - 2011), Al-Nasr - Dubaj (od 2011) |
Reprezentacja Słowacji: |
Reprezentant Słowacji, 2001- IX miejsce na mistrzostwach świata juniorów |
Największe sukcesy: |
Mistrzostwo Słowacji (2005- VK PU Presov) |
Kariera Martina Sopki rozwijała się podobnie jak to miało miejsce w przypadku Tomasa Kmeta. W 1999 roku zawodnik ten debiutował w kadrze kadetów swojego kraju, później była reprezentacja juniorów, z którą zakwalifikował się na Mistrzostwa Świata, a następnie pierwsza reprezentacja seniorów. Największym sukcesem Martina było jednak mistrzostwo Słowacji wywalczone w sezonie2004/2005 w barwach wspomnianej wcześnie drużyny z Presova. Właśnie to wydarzenie sprawiło, że przyjmujący mistrza Słowacji postanowił poszukać dla siebie miejsca w jakiejś mocniejszej lidze. Wybrał czeską Ostrawę, gdyż w tym kraju poziom siatkówki jest wyższy niż na Słowacji i skąd także jest bliżej do mocnych europejskich klubów. Kiedy jednak jego menadżer, a poprzedni trener Mostostalu, Rastislav Chudik, zaproponował mu grę w Kędzierzynie, nie zastanawiał się długo i podpisał dwuletni kontrakt.
Jak sam mówi, o polskiej lidze wiedział sporo, a to za sprawą kolegów grających z nim w klubie ( S. Vartovnik ) i w reprezentacji (T. Kmet ) oraz dzięki występom słowackich zespołów w Polsce. Najbardziej fascynowała Go atmosfera na trybunach w Polsce, z którą zetknął się w czasie meczów sparingowych: "Wcześniej z drużyną Presova uczestniczyłem w grudniowym turnieju w Kędzierzynie. Mimo że były to mecze przyjacielskie, trybuny były pełne i wcale nie było cicho. Mnie taka atmosfera bardzo się podoba. Lubię czuć doping. Tak więc częściowo dzięki kibicom z Polski, postanowiłem spróbować sił w tej lidze - mówi o sobie przyjmujący Mostostalu
" Polska liga jest silniejsza niż czeska, a między słowacką a polską jest ogromna różnica Kolejna rzecz, to przygotowanie do sezonu lub opieka masażysty. Cieszę się, iż w moim nowym klubie te sprawy są na dobrym poziomie. W naszym kraju siatkówka jest na dalekim planie, liczy się oczywiście hokej i piłka nożna"- uzasadnia dalej w jednym z wywiadów dokonany latem wybór.
Martin jednak nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje. Okazało się, że z ligi słowackiej jest wciąż daleko do PLS-u i w konfrontacji nawet z zespołami z środka tabeli wypadał różnie. Dobre akcje przeplatał słabymi, a po dwóch blokach pod rząd tracił wiarę w swoje umiejętności. Na uwagę zasługiwała przede wszystkim jego kąśliwa zagrywka, z która "zapoznało się" wielu przyjmujący PLS-u i soczysty atak, czyli te walory, o których prezes mówił po podpisaniu kontraktu. Jednak brak regularności był poważnym jego mankamentem. "To taki trochę "jeździec bez głowy". Na razie to on gra na niskim procencie skuteczności ataku. Zagrywkę ma też mocną, ale nieskuteczną. A za urodę nikt punktów nie daje. Dobry siatkarz musi być graczem regularnym, tzn. takim, żeby można było wiedzieć, z dużym prawdopodobieństwem, na co go stać. A w jego przypadku, to na razie nie wiem, na co tak faktycznie go stać?" -
mówił o Słowaku trener Drzyzga, przyznając jednocześnie: "On ma warunki, żeby grać dobrze. Liczę na to, że ten chłopak jeszcze "zaskoczy". Jestem zdenerwowany jego postawą, bo on zamyka się w sobie i widać, że się stresuje. Chciałby jak najlepiej, a wychodzi jak najgorzej."
Sam siatkarz też zdawał sobie sprawę z tych mankamentów i obiecywał, że z każdym meczem będzie grał coraz lepiej. Jego marzeniem była gra w pierwszej szóstce Mostostalu, gdyż zdawał sobie sprawę, że na tej pozycji w zespole jest największa konkurencja. O swojej przyszłości tak mówił: "Chcę się doskonalić w tym, co robię i sprawiać kibicom oraz sobie dużo radości grą w siatkówkę. Polska liga jest dla mnie czymś zupełnie nowym i wspaniałym. Chcemy wygrać jak największą ilość spotkań, zarówno z drużynami z pierwszej czwórki, jak również z tymi, z którymi bić się będziemy o piąte miejsce. Jestem przekonany, że w tym sezonie będzie parę niespodzianek, a Mostostal zajmie nie gorsze miejsce niż rok temu. Przez najbliższe dwa lata gram w Kędzierzynie, a co będzie potem, to zobaczę."
Niestety, ani jedno pragnienie Martina nie spełniło się. Po zakończeniu sezonu władze Mostostalu postanowiły pożegnać się ze Słowakiem, który co prawda wiele serca wkładał w to, co robił, ale nie gwarantował, że w następnym sezonie pozycja Mostostalu poprawi się.
W kolejnym sezonie Martin występował u boku Olka Januszkiewicza i Piotra Marciniaka w Gwardii Wrocław. Dobre mecze przeplatał słabszymi, znakomite chwile, znacznie gorszymi. Raz błyszczał w polu zagrywki, innym razem przy siatce, by po chwili raz za razem pakować piłkę w aut lub w blok rywala. Brak stabilnej formy to był mankament tego zawodnika, który mimo ogromnego potencjału nie potrafił się przełamać.
Kiedy Gwardia spadła z PLS-u wydawało się, że przygoda Martina Sopki z polską ligą się zakończy. Jednak znakomite występy tego siatkarza w Lidze Europejskiej w reprezentacji Słowacji sprawiły, że o tym zawodniku znów zrobiło się głośno. Krążyły wieści, że kilka europejskich klubów chętnie widziałoby go w swoim składzie. Ostatecznie Martin postanowił zostać w Polsce. Kiedy trenerem Delecty został Rastislav Chudik, słowacki przyjmujący podpisał kontrakt z zespołem z miasta nad Brdą i pozostał tam na kolejny sezon, mimo że klub rozstał się z Rastislavem Chudikiem, a sam zainteresowany miał wiele innych propoycji. Razem z Piotrem Gruszką odpowiada za przyjęcie w zespole prowadzonym przez Waldemara Wspaniałego.
Autor: Janusz Żuk
Galeria
Foto: Bogdan Kurys
|